Strach o suwerenność, ataki paniki i polskie wybory. Fragment książki „Strach o suwerenność. Nowa polska polityka”
W lutym 2022 roku, wraz z pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę, przypomnieliśmy sobie o kruchości naszego państwa. Ogniwa wcześniejszych działań militarnych połączyły się w jedno – w geopolitycznej wizji zaprezentowanej przez prezydenta Rosji w roku 2021. Kremlowskie idee zostały wyłożone w artykule O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców, a także w domaganiu się tak zwanych gwarancji bezpieczeństwa, obejmujących między innymi żądania dotyczące terytorium naszego kraju. Krwawe wojny w Czeczenii, agresja wobec Gruzji, zwasalizowanie Białorusi, wreszcie w 2014 roku „zielone ludziki” atakujące granice państwowe Ukrainy – kolejne działania układają się w koszmarny program odbudowy imperium militarnego. Oczywiście – kosztem sąsiednich państw.
A to przecież nie wszystko.
Przykazanie nr 1 polskiej polityki
Od odzyskania niepodległości w latach 1989–1993 przykazanie numer 1 polskiej polityki brzmi jasno: „nie daj się znów wymazać z mapy”. To ono przypomina się podczas kolejnych wyborów w Polsce. W obecnej sytuacji geopolitycznej postzimnowojenne „wakacje od Historii” się zakończyły. Wybory polityczne Polek i Polaków, chociażby z bliska wyglądały przaśnie czy wręcz niepoważnie, należy oceniać zasadniczo z perspektywy egzystencjalnej państwa. Nie ma takiego głosowania na polityków władzy centralnej, które w trzeciej dekadzie XXI wieku byłoby geopolitycznie mało znaczące.
Teoretycznie stanowisko Prezydenta RP, w świetle konstytucji z 1997 roku, nie zostało hojnie obdarowane kompetencjami. Przeciwnie, bywa przedmiotem niewybrednych komentarzy o „pilnowaniu żyrandola” w Pałacu Namiestnikowskim. Niemniej jednak głowa państwa jest najwyższym zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP. W czasie pokoju Prezydent Rzeczypospolitej sprawuje zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi za pośrednictwem Ministra Obrony Narodowej W czasie wojny z kolei na wniosek premiera mianuje Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych. Prezydent stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium.
Koturnowa retoryka artykułów konstytucji z 1997 roku nie powinna nam jednak przesłaniać realiów ani praktyki konstytucyjnej.
Nowa polaryzacja
Nasza konstytucja sprawia, że w III RP władza wykonawcza w praktyce nie jest jak jednogłowy orzeł w polskim herbie, ale raczej orzeł dwugłowy z obcych herbów. Głowy te niekiedy z polityczną furią potrafią się wzajemnie dziobać. W spokojniejszych czasach można było utrzymywać, że to rozwiązanie niezłe dla pluralizmu w demokracji. Czas jednak skończyć z naiwnością. Żyjemy bowiem w plemiennej polaryzacji ukształtowanej nowymi technologiami. Nijak nie przyczynia się to do poprawy naszego bezpieczeństwa. Słowa zaś należy grubą kreską oddzielić od czynów.
Zapewne wszyscy politycy w Polsce utrzymują, że najważniejsza dla nich jest troska o ojczyznę. Od czasów konfederacji barskiej jednak wiadomo, że jednocześnie po obu stronach ostrego sporu politycznego mogą być szczerzy patrioci. I najwznioślejsza retoryka, choćby miła dla ucha rodaka, nijak nie gwarantuje prowadzenia skutecznej polityki wobec agresywnych sąsiadów ani nie zapewnia bezpieczeństwa państwa. (…) Dzielenie i porządkowanie świata społecznego według klucza „my–oni” jest stare jak świat. Niemniej współcześnie pojawił się dodatkowy element w grze politycznej. Nowe technologie pozwalają podtrzymać przy życiu polaryzację semantyczną i emocjonalną, sterowaną z zewnątrz, z innych krajów, i przy tym tak głęboką, że – dalej pisząc metaforycznie – patriotyczne polskie orły mogą wydziobać sobie oczy wzajemnie. Efekt sterowanej polaryzacji ostatecznie okazuje się banalny: ślepota geopolityczna. Żadna ze stron sporu politycznego nie będzie widzieć niczego dokoła.
Zewnętrzne wzajemne antagonizowanie polskich polityków jest dziecinną igraszką. Podkreślam: nie chodzi przy tym o to, aby naiwnie sądzić, że w polityce powinna zapanować powszechna zgoda, jakieś mickiewiczowskie „kochajmy się” w czasach mediów społecznościowych. Idzie o to, aby z powodów praktycznych zachować minimalny dystans do politycznej polaryzacji, którą tak łatwo podgrzewać i rozgrywać z zewnątrz.
Chwila nieuwagi
W chwilach demokratycznych wyborów przy urnach trzeba powtarzać, że wystarczy chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. (…) W dobie globalnej opinii publicznej i cyfrowego technopopulizmu nasze demokratyczne wybory trzeba wydobyć z ich lokalności oraz postarać się przełamać tradycję nadwiślańskiego hamletyzowania. Głosowania przy urnach powinny być oceniane przez wyborców – jednocześnie – z perspektywy krajowej i międzynarodowej. W czasie trwającej wojny w Ukrainie, agresji wobec Gruzji, incydentów na Morzu Bałtyckim itd. potrzebna jest minimalna zgodność prezentowanej narracji politycznej u przedstawicieli władzy wykonawczej. Po latach polaryzacji warto, aby obywatele domagali się polityki większego konsensusu.
Jarosław Kuisz „Strach o suwerenność. Nowa polska polityka” Fundacja Kultura Liberalna i Wydawnictwo Znak, Kraków 2025, s. 9-10, 20-22, 26, 30.
Materiał płatny Wydawnictwa Znak