Artykuł w wersji audio
„Życie jest jak promocja kurczaka w markecie. Niby atrakcyjne, ale potrafi zakończyć się w najmniej oczekiwanym momencie. Tak właśnie było tego dnia” – Zofii Wilkońskiej, bohaterce komedii kryminalnej „Kółko się pani urwało” Jacka Galińskiego, „ten dzień” nie przyniósł nic dobrego. Kurczaki w markecie faktycznie się skończyły, a ją – emerytkę – czekała powrotna przeprawa do mieszkania na warszawskiej Woli. Zofia wdała się po drodze w pyskówkę z młodzieżą, kółko w wózeczku się jej urwało, przegapiła przystanek, minęła osiedlowych pijaczków, wreszcie dotarła, gdzie trzeba. A tam kolejna niespodzianka – jej własne drzwi wyjęte z zawiasów, bałagan. Upewniwszy się, że jest na właściwym piętrze (pomyłki się zdarzają, taki wiek, nie ma już przecież 50 lat), przytomnie zauważa, że doszło do włamania. Przepadły pieniądze (cały majątek – 2 tys. zł z groszami, odłożone dla wnuka), jakieś drobiazgi, ale i mundur po mężu. Ten ostatni miał wartość sentymentalną, więc strata zabolała. I rozbudziła wątpliwości – komu by zależało na znoszonym mundurze?
Starsza pani z chorym biodrem
Debiutancka książka Jacka Galińskiego jest zapisem prywatnego śledztwa starszej pani, która nie ma zaufania ani do funkcjonariuszy (współczesnych Borewiczów, ale fajtłapów), ani do sąsiadów. A przy tym – jak szczęśliwie się składa – nie ma też za wiele do stracenia. I choć szybko pojawia się trup, a w tle pobrzmiewa afera reprywatyzacyjna z całą gamą aktualnych społecznych utrapień, to jest tu też – a może przede wszystkim – spora doza komizmu. Na polskim, ale i światowym rynku komedie kryminalne zdarzają się nieczęsto. Połączenie zbrodni, grozy czy nawet fantastyki z humorem to zresztą zawsze ryzyko, że wyjdzie nie literatura, lecz jej parodia. Ale tacy ryzykanci o dziwo się znajdują. Czytelnicy – także.
Richard Asplin, brytyjski autor komedii kryminalnych (w Polsce ukazała się – tytuł znaczący – „Wesoła Trupiarnia Hollywood”), zauważył przed laty, że pisanie tylko tego, co się wie, przynosi szkodę literaturze. Kryminału może to dotyczyć w szczególności. Bo czy w morderstwach, przemocy i rabunkach jest coś dowcipnego? Na zdrowy rozum – nic. W poszukiwaniu autentyzmu gubi się więc poczucie humoru i zarzuca literackie eksperymenty. Mało to inspirujące – konstatuje Asplin i postuluje, żeby pisać to, co się lubi i chce przeczytać, a nie to dokładnie, co się wie o świecie. Efekty mogą zaskoczyć, choć nie zawsze wychodzi to rzecz jasna prozie na plus.
– Zamierzałem napisać typowy kryminał – opowiada Jacek Galiński, który pracę z pisaniem zaczynał od scenariuszy. – W gatunku czuję się dobrze, bo nie mam przed sobą pustej kartki, ale już na starcie dysponuję pewnymi elementami, z których mogę budować. To bardzo wygodne.
Galiński zaczął swą opowieść od skonstruowania głównej bohaterki, dziś znanej jako emerytka Zofia Wilkońska, zlepek stereotypów o starszych, nieco zgnuśniałych paniach, którym zdarza się pomyśleć o czymś za głośno i bez pardonu. – Szybko natrafiłem na pierwsze problemy, bo wszystkie pomysły typu „detektyw po przejściach” wydawały mi się bardzo stereotypowe, ograne i nieoryginalne. W filmie czy serialu to by nie przeszło. Szukałem więc oryginalnego pomysłu. Nie mężczyzna, nie młody, nie policjant. Powstała starsza pani z chorym biodrem. Dalej już poszło niemal samo.
Komedia kryminalna – dodaje autor – jest wbrew pozorom ponurym wycinkiem codzienności starszej osoby, zdanej na siebie, pogubionej, nieporadnej, ale i rezolutnej zarazem. Humor tylko uwypukla to wrażenie, bo i takie jest jego zadanie: ukazywać rzeczywistość w ciut zakrzywionym zwierciadle. Zofia Wilkońska sama o sobie mówi, że wygląda jak Danuta Szaflarska. A w istocie ma temperament granej przez Szaflarską Anieli Walter z filmu „Pora umierać”. Autor książki ma z kolei w głowie szkice trzech do pięciu części.
Komedie pod psem
W Polsce o zbrodniach na wesoło piszą ostatnio głównie kobiety. Ledwie 30-letnia Olga Rudnicka, absolwentka Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, ma na koncie kilkanaście książek, w które humor jest wpisany co do zasady. Zadanie wskrzeszenia gatunku komedii kryminalnej Rudnicka wzięła na siebie tak jak wcześniej m.in. Marta Obuch, polonistka z wykształcenia, autorka bodaj pierwszych – a na pewno pierwszych popularnych – książek tego gatunku w XXI stuleciu. I u Obuch, i u Rudnickiej kobiety odgrywają pierwszoplanowe role, a jeśli już ktoś obrywa łopatą – ze skutkiem śmiertelnym, naturalnie – to mężczyźni. Na oficjalnej stronie można przeczytać, że Rudnicka „jest osobą obdarzoną zmysłem obserwacji i wnikliwością, sarkastycznym poczuciem humoru oraz ironicznym spojrzeniem na realia współczesnego świata”. Czyta m.in. Joannę Chmielewską (zresztą tak jak Obuch) i Stephena Kinga. I tempo pracy ma do nich zbliżone.
Humor (mniej i bardziej udany), jak u Galińskiego, wyraża się w języku, w osobliwościach bohaterów (szczególnie bohaterek), okolicznościach samych zbrodni i spiętrzeniu pecha. „Siedząca przy oknie kobieta zastanawiała się, jak to się dzieje, że jedyną częścią ciała człowieka, która z wiekiem się nie zużywa, jest dupa. I nie, nie miała na myśli nic zdrożnego. Zdaniem Emilii Przecinek, lat trzydzieści dziewięć, wzrostu sto pięćdziesiąt sześć i pół centymetra, człowiek średnio raz w tygodniu dostaje od życia kopniaka w dupę i nadal na niej siedzi” – Emilia Przecinek jest bohaterką dwóch książek Rudnickiej, nieprzesadnie spełnioną autorką książek „romantycznych”. Ma kompleksy, nie ma szczęścia. W książce „Granat poproszę” jej kariera wisi na włosku, w dodatku – a jakże – pojawia się trup. Bliscy twierdzą, że jest za głupia, żeby kogoś zabić, ale i nie do końca wierzą w jej niewinność.
Sprawnie radzi sobie z komedią kryminalną Marta Matyszczak, chorzowianka, absolwentka politologii na Uniwersytecie Śląskim (ze specjalnością dziennikarską), gospodyni Kawiarenki Kryminalnej w internecie. Matyszczak też pisze sporo – debiutowała w 2017 r. „Tajemniczą śmiercią Marianny Biel”, wydała w sumie pięć książek, wszystkie w serii „Kryminał pod psem”. Gucio – pies właśnie – towarzyszy parze bohaterów: detektywowi Szymonowi Solańskiemu i zaprzyjaźnionej z nim Róży Kwiatkowskiej. Kundel (jego pierwowzorem jest adoptowany pies autorki) nie tylko naprowadza na tropy, ale i przejmuje narrację: „Solański znów spojrzał na zegarek. Dopadł do wielkich drewnianych drzwi. Stanąłem obok i łypnąłem na naklejkę z narysowanym na czarno i przekreślonym na czerwono psem. Zakaz wstępu, my ass, jak to mówią w amerykańskich filmach” (cytat z książki „Zło czai się na szczycie”, czwartej części serii). „Codzienność jest tak szara, bura i ponura, że ludzie potrzebują ją sobie jakoś ubarwić” – tak Matyszczak tłumaczyła popularność komedii kryminalnych w lokalnym Radiu Piekary.
Aktywność kobiet na polu literackim – także kryminalnym, mrocznym – nie powinna dziwić i podlegać dyskusji. W wydanym niedawno zbiorze opowiadań „Harda Horda” Anna Misztak, dawniej redaktor naczelna serwisu Lubimyczytać.pl, zauważa jednak, że talenty pisarskie kobiet stale się podważa, zwłaszcza w odniesieniu do literatury grozy i fantastyki („to wszystko łzawe, ckliwe, różowe, same jednorożce, błyszczące wampiry i romanse paranormalne”). W odpowiedzi – ale i dla samej pasji tworzenia – powstało nieformalne stowarzyszenie Harda Horda, które pisze z powodzeniem (wśród nich Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz czy Aleksandra Zielińska). Pomysł, by wydać ich prace w formie antologii, miała Aneta Jadowska, autorka książek fantasy, bawiąca się z konwencją i gatunkami. W jej opowieściach kryminał miesza się z fantastyką, a humor jest nieodzowny.
Chwała za humor
Tymczasem „to nie zbrodnia być zabawnym” – jak przekonywał na łamach „Guardiana” publicysta i pisarz Colin Bateman. Tyle że – dodał – współcześni autorzy podziali gdzieś poczucie humoru. A przecież już kultowa literacka para Sherlock Holmes i dr John H. Watson dała przykład, jak inteligentnie zagrać dowcipem, nie tracąc zarazem powagi i tkając sensowne intrygi. Agathę Christie uznaje się z kolei za protoplastkę mniejszego gatunku „cosy crime”, w którym nie precyzyjny opis zbrodni ma znaczenie, ale okoliczności: akcje rozgrywają się na prowincji, mordercy są zwyczajni, niekoniecznie psychopatyczni, a zagadki rozwikłują czasem zwykli amatorzy. Brak im fachu, ale ich moralność zwykle nie podlega dyskusji. No i miewają poczucie humoru. Do „cosy crime” można by zaliczyć i twórczość Matyszczak z akcją rozgrywającą się m.in. w Katowicach (by opisać kultowy hotel Kattowitz, autorka wynajęła w nim pokój na jedną noc), Chorzowie, ale też w Irlandii.
Intelekt i humor – czasem wisielczy, czarny, na ogół nienachalny – łączyli też w sobie poczciwi bohaterowie Joego Alexa, czyli Macieja Słomczyńskiego, czy Joanny Chmielewskiej, zresztą oboje byli nazywani polskimi odpowiednikami Agathy Christie. Humor czyni życie znośniejszym i literatura ma podobny potencjał. Zwłaszcza kryminalna, bo mimo wpisanej w nią ponurości uchodzi za mało realistyczną, więc nieszkodliwą, odprężającą. A w dodatku złu (przeważnie) wymierzana jest sprawiedliwość.
Dowcip tego nie wyklucza, a jednak gdzieś zaniknął. Colin Bateman zgaduje, że przyczyny porzucenia humoru we współczesnej prozie są być może całkiem pragmatyczne – to mało prestiżowe zajęcie i nagród literackich z tego nie ma. Nie ceni się pisania pół żartem, pół serio. W przeciwieństwie do prozy z wciąż modnego gatunku noir, policyjnych procedurali, mrocznych historii, chirurgicznie opisanych zbrodni itd. Takie dzieła są nagradzane przez poważne gremia literackie zwłaszcza w krajach skandynawskich, ze Szwedzką Akademią Twórców Literatury Kryminalnej na czele. Książki z półki „noir” czy „nordic noir” są na fali od kilku dekad, patronowali im przed laty Dashiell Hammett czy Raymond Chandler, autor – genialnego zresztą – „Długiego pożegnania”. Humoru próżno też szukać w prozie detektywistycznej z gatunku hardboiled, zwykle pełnej przemocy. – Trzeba bardzo uważać, żartując z poważnych spraw – zastrzega Galiński.
W 2017 r. w Wielkiej Brytanii kryminał wyprzedził powieści na listach bestsellerów po raz pierwszy w historii – rozeszło się 18,7 mln egzemplarzy, ok. 15 proc. więcej niż jeszcze w 2015 r. W Polsce też sprzedaje się najlepiej (niezmiennie popularni: Zygmunt Miłoszewski, Katarzyna Bonda, Remigiusz Mróz), tuż obok książek obyczajowych. Komedie kryminalne i podobne zabawy gatunkowe mogłyby ten rynek nieco przewietrzyć, zwłaszcza że mają zbliżone ambicje: jeśli są udane, to też badają naturę zła, tylko w lżejszej konwencji, a ich walor rozrywkowy trudno pominąć. „Fikcja kryminalna musi się wymyślić na nowo, przybrać inne szaty” – postuluje Bateman. Nowy Sherlock Holmes jeszcze się może nie objawił, ale komedie już wypada potraktować całkiem serio.
Artykuł zawiera link sponsorowany.