Kultura

Rodzina i teatr to był jego napęd. Jerzy Baczyński wspomina Emiliana Kamińskiego

Emilian Kamiński, zdjęcie z 2012 r. Emilian Kamiński, zdjęcie z 2012 r. Krzysztof Kuczyk / Forum
To piękne, co Emilianowi i Justynie udało się stworzyć w Teatrze Kamienica, ale też cena była bardzo wysoka. Prywatny teatr to w Polsce przedsięwzięcie karkołomne.

Zmarł Emilian Kamiński, aktor, reżyser, dyrektor teatru; dla mnie człowiek osobiście i rodzinnie bliski. Jesteśmy niemal równolatkami, ale nasz stopień pokrewieństwa uzasadniał, aby Emilian zwracał się do mnie „wuju”, co zawsze nas – i siostrę Emiliana Dorotę – bawiło. Zwłaszcza na galach Paszportów POLITYKI, gdzie oboje do mediów dworowali sobie z mojego „wujostwa”.

Od świdermajera do teatru

W dzieciństwie mieszkaliśmy niedaleko, oni w podwarszawskim Józefowie, moja rodzina w Otwocku, w podobnych, przed wojną letniskowych, wielorodzinnych domach drewniakach zwanych świdermajerami. Wspominam o tym, bo te klimaty dzieciństwa zostały z Emilianem przez całe życie. Nabył w Józefowie mocno już zrujnowany świdermajer i powoli zrobił z tego domu cudo – werandy, podłogi z desek, stare meble, ogród.

„Zrobił” trzeba rozumieć dosłownie, bo ogromną część prac remontowych Emilian wykonywał sam. Nie tylko z powodów materialnych – w rodzinach aktorskich na ogół się nie przelewało – ale dlatego, że umiał i lubił robić mnóstwo rzeczy własnoręcznie, co okazało się bezcenne, gdy budował dzieło swojego życia – Teatr Kamienica.

W latach 80., kiedy po ogłoszeniu stanu wojennego zrezygnował z grania i wziął udział w aktorskim bojkocie, myślał wręcz o założeniu firmy remontowej. Razem z grupką kolegów powołali wtedy nielegalny, podziemny, objazdowy Teatr Domowy, który dał w sumie setki „politycznych”, także wywrotowo-kabaretowych spektakli – w prywatnych domach, stodołach, salkach parafialnych. Mówił później Emilian, że to w tamtych czasach, nie mając pewności, czy kiedykolwiek wróci do tzw. oficjalnego obiegu, po raz pierwszy zaczął myśleć o założeniu „kiedyś” własnego teatru.

Znalazł swoje miejsce

Rewolucja ustrojowa 1989 r., zniesienie cenzury, obowiązkowego państwowego mecenatu, zdawała się otwierać przed aktorami, i w ogóle ludźmi kultury, nowe możliwości. Emilian w latach 90. był już bardzo popularnym aktorem, znanym z ról filmowych, ale zwłaszcza teatralnych – grał u najwybitniejszych polskich reżyserów swojej epoki, u Adama Hanuszkiewicza w Narodowym, u Tadeusza Łomnickiego, Kazimierza Dejmka, Janusza Warmińskiego, Jana Englerta.

Doszły do tego nagrania płytowe i koncerty – świetnie śpiewał i grał na gitarze – m.in. piosenek Jacques′a Brela (z Wojciechem Młynarskim), a zwłaszcza rosyjskich „romansów”, także śpiewanych wspólnie z żoną, utalentowaną aktorką Justyną Sieńczyłło. Masową popularność przyniosły mu też role dubbingowe, w tym zwłaszcza Pumby z „Króla Lwa”.

Jednak lata 90. były także dla wielu artystów frustrujące. Zadziałał efekt otwartego rynku, napływ, a właściwie zalew zachodnich produkcji komercyjnych; w wiecznie deficytowych budżetach państwa i samorządów pieniądze na kulturę były pierwsze do cięcia. Mało było filmowych i teatralnych premier, mało atrakcyjnych ofert dla aktorów. Na początku lat 2000. Emilian zaczął rozglądać się za miejscem, w którym dałoby się stworzyć niezależny teatr. Podobną decyzję podjęła jego sceniczna koleżanka Krystyna Janda, zakładając fundację, która w dawnym kinie Polonia w 2005 r. otworzyła pierwszy w Polsce niepubliczny teatr.

Faktyczny kierownik budowy

Emilian poszedł nieco trudniejszą drogą. Wypatrzył częściowo pustą, niemal stuletnią, secesyjną kamienicę w al. Solidarności; kilka lat zajęło uzyskanie dzierżawy, sporządzenie planu zagospodarowania podziemi, urządzenia widowni, scen, teatralnego zaplecza, a przede wszystkim zebranie pieniędzy przez powołaną w tym celu Fundację Atut. Pod zastaw poszedł nawet józefowski świdermajer.

Oglądałem parę razy plac budowy. Emilian odgrywał rolę faktycznego kierownika, doglądał wszystkiego, kontrolował jakość prac. Długa historia codziennego użerania się z ekipami, urzędami, z ciągłym brakiem pieniędzy. Ale w 2009 r. w nowym Teatrze Kamienica – trzy sceny, duże foyer, widownia na kilkaset miejsc, 1800 m kw. powierzchni – odbyła się premiera. Od tamtej pory było ich kilkadziesiąt. Emilian często bywał w nich aktorem, reżyserem, niekiedy autorem tekstów lub własnych adaptacji.

Strasznym ciosem była dla Emiliana próba odebrania mu teatru przez spółkę specjalizującą się w tzw. warszawskich reprywatyzacjach, w zasadzie w przejmowaniu nieruchomości pod rozmaitymi, często tworzonymi sztucznie tytułami prawnymi. Gdyby nie wsparcie publiczności, mediów i niektórych urzędników, a zwłaszcza gdyby nie determinacja Emiliana, Teatr Kamienica, w który włożył dorobek życia, przestałby istnieć.

Teatr wesoły, poważny i społeczny dom kultury

Ale jest. Przez te kilkanaście lat zajął zupełnie wyjątkowe miejsce na warszawskiej mapie teatralnej. Jest teatrem rozrywkowym, bodaj jedynym niestroniącym od uwielbianych przez Emiliana form wodewilu, burleski, komedii pomyłek, monodramu – bardzo wymagających reżysersko i aktorsko. Ale są też przynajmniej trzy jeszcze postaci Teatru Kamienica. To popularny teatr dla dzieci, w którym odbyło się także kilkanaście premier dziecięcej klasyki. To także teatr poważny, dla dorosłych, który wystawiał m.in. „Pamiętniki z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego czy spektakl dedykowany Wierze Gran. Wreszcie – to ważna instytucja publiczna.

Bo prywatny teatr Emiliana Kamińskiego i Justyny Sieńczyłło jest jednocześnie niezwykłym, społecznym domem kultury. Są tu organizowane warsztaty teatralne dla dzieci z ośrodków opiekuńczych, były wigilie dla bezdomnych; są przedstawienia, w których uczestniczą i które przygotowują osoby niepełnosprawne, jest nawet szkoła rzemiosł artystycznych. Ba, foyer teatru to jedyne miejsce, gdzie można obejrzeć – dumę Emiliana, zagorzałego warszawskiego patrioty – wielką trójwymiarową rekonstrukcję śródmieścia stolicy z 1939 r.

To piękne, co Emilianowi i Justynie udało się tam stworzyć, ale też cena była bardzo wysoka. Prywatny teatr to w Polsce przedsięwzięcie karkołomne. Opowiadał mi Emilian, nie skarżąc się, o wiecznym stresie, czy uda się zarobić na czynsz, ogrzewanie, comiesięczne wynagrodzenia dla stałego zespołu. Teatr wynajmował więc powierzchnie na imprezy komercyjne, nieustannie szukał sponsorów, od lat zabiegał o dotacje na spektakle. Także o to, by prowadząca teatr fundacja zyskała jakieś gwarancje bezpieczeństwa lokalowego i czynszowego – tu akurat bezskutecznie.

Teatr Kamienica im. Emiliana Kamińskiego?

Od kilku lat Emilian był chory, znosił chorobę z wewnętrznym dystansem, ze spokojem; może trochę grał? Nie wiem. Ostatni raz widziałem Go na scenie przed paroma tygodniami w dniu premiery komedii „Wariatkowo sp z o.o.” w jego reżyserii i adaptacji. Gości witali Justyna Sieńczyłło i ich syn Kajetan. Emilian, bardzo już osłabiony po kolejnych terapiach, wyszedł na scenę po spektaklu, kłaniał się publiczności, która klaskała mu na stojąco. Uśmiechał się, już nic nie mówił.

Zmarł w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Rodzina i Teatr to było jego życie, jego napęd, radość, nierozerwalnie splecione. Teatr Kamienica bez Emiliana? Został solidnie zbudowany Jego rękami, ma wierną publiczność, jest ważnym i oryginalnym miejscem stołecznej kultury. I będzie grał dalej. Może już jako Teatr Kamienica imienia Emiliana Kamińskiego? Żegnaj, Bracie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną