Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Rob Reiner został zamordowany. Należał do czołówki twórców Hollywood, żonglował gatunkami

Nie żyje Rob Reiner, jeden z najważniejszych twórców amerykańskiego kina. Nie żyje Rob Reiner, jeden z najważniejszych twórców amerykańskiego kina. Wikipedia
Reżyser „Oto Spinal Tap”, „Kiedy Harry poznał Sally…” oraz „Misery” został wraz z żoną Michele Singer zamordowany we własnym domu w Los Angeles. Miał 78 lat.

Policja nie podaje wielu szczegółów, wiadomo jednak, że prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa i przesłuchuje jednego z członków rodziny reżysera. Amerykańskie media plotkarskie, powołując się na anonimowe źródła, donoszą, że chodzi o Nicka Reinera, syna zamordowanej pary. Nick miał za sobą długie okresy bezdomności i uzależnienia od narkotyków, o swojej walce z nałogami opowiedział nawet w scenariuszu filmu „Being Charlie”, który jego ojciec przeniósł na ekran w 2015 r. Informacje o udziale Nicka w zbrodni nie zostały jak dotąd potwierdzone przez władze.

Czytaj też: „Na noże” po raz trzeci. Schemat jest znany i lubiany. Ale bywa ostro

Od sitcomu do horroru

Roba Reinera nie zawsze stawia się w jednym szeregu z takimi twórcami jak Steven Spielberg czy Robert Zemeckis, ale należał obok nich do reżyserskiej czołówki Hollywood w latach 80. i 90. Pochodził z rodziny aktorów: Carl i Estelle Reinerowie byli utalentowanymi komikami, którzy zdobyli popularność, pracując przy telewizyjnych sitcomach.

Rob także zaczynał karierę jako aktor pod koniec lat 60. Po serii epizodów w kinie i telewizji błysnął rolą Michaela Stivica w serialu „All in the Family” (1971–78), jednym z najbardziej wpływowych sitcomów w historii amerykańskiej telewizji. Występ przyniósł mu dwie nagrody Emmy i sporą rozpoznawalność, okazał się również jego największym aktorskim sukcesem, choć Reiner do końca życia okazjonalnie pojawiał się przed kamerą, m.in. w filmach Mike’a Nicholsa („Barwy kampanii”), Nory Ephron („Bezsenność w Seattle”), Woody’ego Allena („Strzały na Broadwayu”) i Martina Scorsesego („Wilk z Wall Street”), a także w serialu „The Bear”.

W latach 80. Reiner skierował swoją uwagę ku reżyserii. I szybko okazało się, że należy do najbardziej utalentowanych i wszechstronnych artystów hollywoodzkich tamtego okresu. Miał doskonałe wyczucie tego, czego potrzebuje publiczność, żonglował gatunkami filmowymi, w niemal każdym z nich czuł się pewnie. Przez dwie dekady jego nazwisko można było śmiało umieszczać wśród najważniejszych amerykańskich twórców kina głównego nurtu.

W jego dorobku znalazły się mockumenty (debiutancki „Oto Spinal Tap”, 1984), dramaty psychologiczne („Stań przy mnie”, 1986), komedie romantyczne („Narzeczona dla księcia”, 1987, „Kiedy Harry poznał Sally…”, 1989), thrillery („Misery”, 1990) i filmy sądowe („Ludzie honoru”, 1992, „Duchy Missisipi”, 1996). Za każdym razem Reiner dawał się poznać jako reżyser, który panuje nad filmową materią, umiejętnie waży emocje i doskonale współpracuje z aktorami – a był przy okazji powszechnie uważany za człowieka, który na planie tworzy bezpieczną, przyjazną atmosferę pracy.

Czytaj też: „Łowca jeleni” wraca do kin. Nadal robi wrażenie

Podkład dla depresji

Po latach filmy Reinera z lat 80. i 90. wydają się ciągle doskonałą rozrywką i jeszcze wyraźniej widać, jaki miały wpływ na Hollywood. „Oto Spinal Tap” perfekcyjnie korzystało z formuły mockumentu, opowiadając historię fikcyjnej grupy rockowej (która kilka lat wcześniej pojawiła się w skeczu z serialu „The T.V. Show”), „najgłośniejszego zespołu Anglii”. Popularność filmu sprawiła, że Spinal Tap naprawdę zaczęli czasami występować na scenie, wydali kilka albumów, a w 2025 r. doczekali się drugiego kinowego występu. „Stań przy mnie” było pierwszą adaptacją prozy Stephena Kinga niebędącą horrorem, a Reiner – zgodnie z duchem opowiadania – nakręcił film o przyjaźni i lękach dorastania, wyznaczając drogę późniejszym twórcom, takim jak Frank Darabont czy Mike Flannagan.

Wreszcie „Kiedy Harry poznał Sally…” to wciąż jedna z najlepszych i najważniejszych komedii romantycznych w historii kina, wielokrotnie cytowana przez naśladowców. Scenarzystka filmu i przyjaciółka reżysera Nora Ephron przyznawała, że wzorem dla postaci Harry’ego (grał go Billy Crystal) był właśnie Rob Reiner. „Rob jest bardzo dziwną osobą. Jest niezwykle zabawny, lecz także pogrążony w niezwykle głębokiej depresji – a przynajmniej był w tamtym czasie; nieustannie o tym mówił. »Tak jak kobiety mają podkład pod makijaż – powiedział mi – ja mam podkład pod depresję. Czasami w nim tonę, czasami wypływam na powierzchnię«. Ta kwestia trafiła do pierwszej wersji scenariusza, lecz gdzieś po drodze Rob ją wyciął”, wspominała Ephron we wstępie do książkowego wydania scenariusza „Kiedy Harry poznał Sally…”.

A praca nad filmem pozwoliła Reinerowi do jakiegoś stopnia opanować lęki: to na planie komedii poznał swoją przyszłą drugą żonę Michele Singer (z pierwszą, aktorką i reżyserką Penny Marshall, rozwiódł się w 1981), a pod jej wpływem zdecydował się na zmianę zakończenia.

Kolejne projekty, zwłaszcza „Misery” – kolejna adaptacja prozy Kinga, historia popularnego pisarza uwięzionego przez fanatyczną czytelniczkę – oraz „Ludzie honoru”, za których dostał swoją jedyną nominację do Oscara, ugruntowały pozycję Reinera jako reżysera z hollywoodzkiej czołówki.

I nawet jeśli w kolejnych dekadach jego filmy nie były już tak szeroko dyskutowane, wciąż potrafił trafić w potrzeby widzów: „Choć goni nas czas” (2007) z Jackiem Nicholsonem i Morganem Freemanem w rolach starzejących się przyjaciół, którzy przed śmiercią chcą wykreślić jak najwięcej punktów z listy marzeń, czy poświęcony komiksowi Albertowi Brooksowi dokument „Defending My Life” (2023) dowodziły, że Reiner jeszcze swoich ambicji nie skreślał. A poza kinem bardzo aktywnie działał na polach charytatywnych, wspierał też demokratycznych polityków. Był zagorzałym przeciwnikiem Donalda Trumpa, krytykiem rosyjskich wpływów w Stanach Zjednoczonych – planował nawet realizację filmu poświęconego relacjom Trumpa i Putina.

Najnowszy film, „Spinal Tap 2: To jeszcze nie koniec” – niestety niezbyt udany powrót do historii „najgłośniejszego zespołu Anglii” – okazał się ostatnim dziełem Reinera. Miał premierę trzy miesiące przed tragiczną śmiercią reżysera i jego żony.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Pomówmy o telefobii. Dlaczego młodzi tak nie lubią dzwonić? Problem widać gołym okiem

Chociaż młodzi niemal rodzą się ze smartfonem w ręku, zwykła rozmowa telefoniczna coraz częściej budzi w nich niechęć czy wręcz lęk.

Joanna Podgórska
07.12.2025
Reklama