Takiego filmu jeszcze nie było. Hiszpańskiemu „Ja, też!” Alvaro Pastora i Antonio Naharro gatunkowo najbliżej do komedii romantycznej, rozegranej w scenerii urzędu opieki społecznej. Wtłaczanie go jednak w ramy kina konwencjonalnego jest grubym nieporozumieniem. Owszem, chodzi tu o uczucie, które zbliża do siebie samotną kobietę po przejściach i nowo przyjętego pracownika. Tyle że jest to para mocno nietypowa.
Ona (Lola Duenas), molestowana i wykorzystywana przez mężczyzn, nigdy nie doświadczyła w łóżku delikatności. On (Pablo Pineda) jest inteligentnym, dowcipnym człowiekiem, który z pewnością mógłby jej czułość zapewnić, kłopot w tym, że urodził się jako niepełnosprawny z zespołem Downa. Film mówi nie tyle o potrzebie tolerancji wobec dotkniętych tą chorobą, co o przełamywaniu kolejnego tabu, tym razem biologicznego. Czy zdrowy, „normalny”, dojrzały człowiek może pozostać w przyjacielsko-miłosnym związku z osobą obarczoną genetyczną skazą, uniemożliwiającą pełne porozumienie? Jak tę relację nazwać, jak zostanie ona przyjęta przez innych, co może z niej wyniknąć? Emocje podpowiadają, że jeśli obie strony się na to godzą i nie ma przymusu, to dlaczego nie. Rozum – bywa, że wręcz odwrotnie, bo nierówność jest zbyt wielka i pewnych fizjologicznych oraz genetycznych ograniczeń pokonać się nie da.
Kim jest człowiek? Czym jest miłość? Zrealizowane w paradokumentalnym stylu, z wielką kulturą „Ja, też!” zmusza do stawiania niewygodnych pytań, do łamania nawyków myślowych, drażni, wzrusza i prowokuje, nie pozostawiając miejsca na obojętność.