Ian McEwan należy do najważniejszych pisarzy brytyjskich z pokolenia urodzonego tuż po II wojnie światowej. Jego najnowsza książka „Słodka przynęta” to rzecz dość zaskakująca, krzyżówka powieści szpiegowskiej i melodramatu. Młoda dziewczyna z dobrej rodziny, absolwentka Cambridge, trafia nieco przypadkowo do MI5. Praca w służbie bezpieczeństwa nie niesie ze sobą jednak zbyt wielkich emocji. Okazuje się nudna, a pozycja kobiet jest w niej wciąż podrzędna. Na co dzień Serena Frome zajmuje się przerzucaniem dokumentów, zarabia mało, z mężczyznami jej się nie układa. Wszystko się zmienia, gdy MI5 wdraża operację Słodka Przynęta. Zadaniem Sereny jest nakłonienie utalentowanego prozaika do przyjęcia stypendium od finansowanej nieoficjalnie przez MI5 fundacji. W środku zimnej wojny konserwatywny pisarz, otwarcie występujący przeciwko komunizmowi, może być użyteczny, szczególnie jeśli odniesie sukces. Relacje Sereny z prozaikiem wymykają się oczywiście spod kontroli, a bohaterka musi wybierać między miłością a zdradą.
Czyta się to bardzo dobrze. Nie przeszkadza nawet nie najlepsze tłumaczenie. McEwan umiejętnie gra z konwencją literatury sensacyjnej, buduje napięcie, kreuje dość wiarygodnych bohaterów, gęsto cytuje klasykę i sprawnie szkicuje tło społeczno-polityczne początku lat 70. Jednak mimo to – i mimo ciekawych formalnych rozwiązań, które można porównać z chwytami zastosowanymi przez Juliana Barnesa w „Poczuciu kresu” – brakuje „Słodkiej przynęcie” podobnego ciężaru gatunkowego. Ian McEwan napisał tym razem rzecz bardzo przyjemną, ale błahą.
Ian McEwan, Słodka przynęta, przeł. Andrzej Szulc, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2013, s. 432
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.