Po dobrych recenzjach „Białegostoku. Biała siła, czarna pamięć” dostajemy „Poznań. Miasto grzechu”. Pierwszy grzech Marcina Kąckiego – to już było. W „Poznaniu…” pojawiają się tematy silnie eksploatowane przez Kąckiego w jego poprzednich reportażach. I tak opowieść o stolicy Wielkopolski otwiera Wojciech Krolopp z Polskimi Słowikami i pedofilskim wyrokiem, a chwilę potem arcybiskup Juliusz Paetz molestuje kleryków i księży.
Słusznie, że Kącki sięga wstecz. Poznań w tych historycznych ilustracjach rysuje się jako miasto katolickie, niemieckie w swym porządku, ale równocześnie silnie antyniemieckie, narodowe, klerykalne i endeckie. Bo to właśnie tutaj Endecja sprawuje rząd dusz, w 1923 roku Roman Dmowski dostaje tytuł doktora honoris causa, a trzy lata później w hotelu Bazar zakłada Obóz Narodowo-Radykalny. Opowieścią o jezusowym łuku triumfalnym postawionym w sąsiedztwie Zamku Cesarskiego w latach 30. Kącki buduje pomost z teraźniejszością. Dzisiaj figura Jezusa znowu stoi, tylko w innym miejscu, trwa zbiórka na odbudowę reszty pomnika.
I tutaj przechodzimy do sedna: Kącki próbuje dotrzeć do „poznańskości” jako takiej. I na tym zasadza się jego grzech główny. Powtarzane określenia (mieszczański, patriarchalny, katolicki, purytański, zdyscyplinowany) sprowadzają Poznań do nieciekawej wydmuszki. I nawet hipokryzja wskazanych przez Kąckiego środowisk już nie wzrusza.
W „Poznaniu…” są też ci niezgadzający się z silną pozycją Kościoła, krytykujący feudalny dwór Ryszarda Grobelnego czy szukający historii zapomnianych kobiet. Ale jest ich mało, a ich głos ginie w konserwatywnej fali niechęci wobec różnorodności. I być może właśnie w tych miejscach Kącki chwyta poznańską rzeczywistość. Ale nie jest to do końca prawda. Bo Poznań Kąckiego ma ostatecznie twarz Paetza. A chciałoby się popatrzeć również na inne twarze.
Marcin Kącki, Poznań. Miasto grzechu, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, s. 344