Potężny album „Ludzie w Vogue” dostarcza satysfakcji podwójnej. Dla miłośników dobrej fotografii stanowi wyśmienitą szkołę portretowania.
Dodać trzeba – wizerunków szczególnych; zazwyczaj starannie zaaranżowanych (choć zdarzają się też genialne zdjęcia sytuacyjne), z obiektywem wycelowanym przez słynnych mistrzów aparatu w stronę jeszcze słynniejszych modelek, aktorek, projektantów mody, piosenkarzy, malarzy, pisarzy czy milionerów. Pouczająca historia mód, obyczajów i artystycznego zmagania się z wyzwaniem nowego, oryginalnego pokazania wizerunku tych, których twarze i tak były powszechnie znane.
Ale to także wciągająca opowieść o fenomenie bycia idolem, gwiazdą, bożyszczem tłumów. Rozpisany na blisko sto lat i kilkaset zdjęć zbiorowy portret tych, których wszyscy wielbili i pragnęli naśladować. Rodzaj wysmakowanej i nieco sentymentalnej (najstarsze zdjęcia pochodzą z początku XX w.) rubryki towarzyskiej, która uświadamia, jak bardzo daleko dzisiejszym tabloidom i brukowym pisemkom do kunsztu pokazywania high society, jakiemu zawsze hołdował „Vogue”.
Wyśmienitym zabiegiem edytorskim okazało się opatrzenie każdego zdjęcia dłuższym komentarzem, który zawiera nie tylko okoliczności powstania fotografii, ale też przypomina losy jej bohaterów i ich życiowe perypetie.
Ludzie w Vogue. Stulecie portretów, opr. Robin Derrick i Robin Muir, przeł. Ewelina Jagła, Wyd. Rebis, Poznań 2006, s. 352