Poszukiwany groszek i marchewka
Recenzja książki: Maciej Szaciłło, Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy
Sam chciałbym być przemytnikiem. Nawet niech towarem będzie marchewka czy soczewica, a niekoniecznie diamenty. Przemyt dostarcza emocji. Jeśli więc książka ma tytuł „Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy", to ja rzucam się do lektury, węsząc sensację. I rzeczywiście.
Książkę napisał i opracował graficznie gang rodziny Szaciłło. Przed tą rodziną drżą mafiosi Sycylii i camorryści spod Neapolu. Zwłaszcza że nigdy nie jedli i nie widzieli nawet makaronu z dynią, oliwkami i oscypkiem ani tatara z suszonych pomidorów. A Karolina, Monika i Maciej mają to na co dzień.
Ta trójka: córka (małolata) i rodzice dzień w dzień grasują w kuchni. Rezultatem tego jest książka (przepięknie zilustrowana) kucharska, dzięki której poznajemy sposoby jak nakarmić warzywami (czyli największym - zdaniem dzieci - obrzydlistwem) córeczkę, wnuka lub siostrzeńca.
Perfidia autorów sprawia, że najpierw patrząc na zdjęcia w książce, a potem na talerz - młodzi stołownicy wsuwają z apetytem np. szpinak, którego jeszcze poprzedniego dnia za nic by nie wzięli do ust.
Przepisy w książce Szaciłłów są proste, apetyczne, kolorowe (jak na plastyków, którymi są autorzy przystało) i smaczne. Pochwały te piszę z pełnym przekonaniem, choć przyrządziłem dopiero dwa dania z ich publikacją w ręku.
Nieczęsto zdarza mi się chwalić z takim entuzjazmem, bądź co bądź, konkurentów. Tym razem robię to przyjemnością. Wspomnieć jeszcze muszę, że książkę kończą rozdziały wręcz encyklopedyczne, informujące o występujących w przepisach produktach i przyprawach. A niektóre są mało znane. Choćby więc ze względów edukacyjnych należy sięgnąć po "Przemytników marchewki groszku i soczewicy".
Maciej Szaciłło, Monika Mrozowska-Szaciłło i Karolina Szaciłło, Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy, Wydawnictwo 1000 stopni, Warszawa 2009, s. 151