Ludzie i style

Nic nie cieszy jak błysk fleszy

Nic nie cieszy jak błysk fleszy. Twórcy „Ścianki myśli” o polskich celebrytach

Tomek Perczyński i Maciek Michalski (z mikrofonem). Tomek Perczyński i Maciek Michalski (z mikrofonem). Leszek Zych / Polityka
Rozmowa z autorami satyrycznego internetowego programu „Ścianka myśli” o tym, jak zostać w Polsce celebrytą i co się cieszy wzięciem publiczności.
Maciek Michalski: Praca z celebrytami to zajęcie, które pozwala nam nabierać życiowej mądrości.Krzysztof Jarosz/Forum Maciek Michalski: Praca z celebrytami to zajęcie, które pozwala nam nabierać życiowej mądrości.
Maciek Michalski: Edyta była chyba jedyną osobą, która się tak na serio na nas pogniewała. Poszło o jakieś głupie sugestie z naszej strony, że czyta mało książek.Radosław Nawrocki/Forum Maciek Michalski: Edyta była chyba jedyną osobą, która się tak na serio na nas pogniewała. Poszło o jakieś głupie sugestie z naszej strony, że czyta mało książek.

Juliusz Ćwieluch: – Fajną macie pracę?
Tomek Perczyński: – To bardzo kreatywna robota, bo choć ideą naszego serialu „Ścianka myśli” jest podkładanie zabawnych dialogów własnego autorstwa pod nagrania z udziałem celebrytów, to nie jest to praca łatwa. Szczerze mówiąc, wiele nagrań można by puszczać bez naszego głosu z offu, bo same w sobie spełniają kryteria satyryczne. Ale wtedy stracilibyśmy pracę, więc od ponad dwóch lat co tydzień jednak przygotowujemy jakiś materiał.

Maciek Michalski: – Praca z celebrytami to zajęcie, które pozwala nam nabierać życiowej mądrości.

I da się na tym zarobić?
TP: To kontrowersyjne pytanie. Wolelibyśmy zacząć naszą rozmowę bardziej konwencjonalnie. Może coś o początkach. W każdym wywiadzie w „Gali” musi być takie pytanie, więc przydałoby się i tu.

MM: Właśnie. No więc mieliśmy trudne początki. I to wielki sukces, że nie tylko utrzymaliśmy się na rynku, ale nawet znaleźliśmy naśladowców.

To poproszę o te początki.
MM: W 2004 r. wraz z kolegami z zespołu Kabaret To Za Duże Słowo wygrałem Przegląd Kabaretów Amatorskich Paka. Co wiązało się z wieloma honorami. I właściwie na nich się skończyło, bo nasz kabaret miał tę wadę, że nie używał brzydkich słów, nie miał w repertuarze żartów z dupą i sami również jej nie pokazywaliśmy. Oraz nie mieliśmy numerów z pijanym mężem w roli głównej, które jak wiadomo cieszą się dużym wzięciem na imprezach z lekko pijaną publicznością. No ogólnie można uznać, że po prostu byliśmy zupełnie nieśmieszni. Trochę nas jeszcze pozapraszali i zakończyliśmy żywot sceniczny, kiedy się okazało, że nie łapiemy się na imprezy z piwkiem i publicznością strzaskaną słońcem.

TP: A ja pod wpływem ogólnego zachwytu nad światem celebrytów założyłem na Facebooku profil pod tytułem „Nic tak nie cieszy, jak błysk fleszy”. Zamieszczaliśmy tu z Maćkiem zdjęcia celebrytów z dymkami, w których dopisywaliśmy ich myśli bądź słowa. Taki rodzaj działalności charytatywnej.

A jaka była idea stworzenia „Ścianki”?
TP: Ogólnie chodziło chyba o to, żeby wyjąć kij z tyłków polskim celebrytom, bo miałem wrażenie, że są bardzo spięci i mają tak mało dystansu do siebie i swojej roli w ekosystemie show-biznesu, że wszystkim by to dobrze zrobiło.

MM: Mnie zainspirował Nick Park i jego serial „Zwierzo-zwierzenia”. Park robił krótkie animowane filmiki ze zwierzętami, które opowiadały o swoim życiu, ale w tak zabawny i inteligentny sposób, że niejeden z nas mógłby się w tym przeglądnąć. Jakoś skojarzyło mi się to z naszym rodzimym zwierzyńcem, czyli światem celebrytów.

Czyli ogólnie chodziło, żeby było śmiesznie.
TP: Ogólnie tak. Ale pamiętam, że pierwszy materiał wzbudził mieszane uczucia.

MM: Nam się bardzo podobało i wydawało się nam, że to cholernie śmieszne.

A było?
MM: Chyba nie do końca. Jeden numer się nam udał. Nawet później go powtórzyliśmy w innej konfiguracji. W tym pierwszym materiale daliśmy Agatę Młynarską, która wychodząc z samochodu, intensywnie rozglądała się na boki roztargnionym wzrokiem. Podłożyliśmy pod to głos, który szepcze do niej: „Jesteś piękna, jesteś piękna”. No i zagraliśmy tym motywem.

TP: W sumie bardzo łatwo podłożyć pod czyjś materiał jakiś kawałek, który zrobi z kogoś kompletnego głupka. Rzucić jeszcze „kurwą” i już jest ubaw po pachy. Ale to zupełnie nas nie bawiło. Chodziło nam o to, żeby było zabawne, ale też inteligentne. A nie walić poniżej pasa najprostszymi chwytami. Kultura hejtu, która ma w Polsce wyjątkowo żyzne podłoże, jakoś zupełnie nas nie kręci. Żartujemy, ale nie tak, żeby kogoś upokorzyć.

MM: Bywamy złośliwi, ale staramy się nie obrażać.

I wychodzi wam to?
MM: Zdania na ten temat są podzielone.

Wasi konkurenci mówią, że nie dociskacie gwiazd, bo sami jesteście częścią ich ekosystemu, zwłaszcza Maciek, który pracuje w Plejadzie (serwis internetowy założony przez Onet i TVN).
TP: Ja nie pracuję w Plejadzie, ale nie mam potrzeby jakoś mocniej walić w polski showbiz. Wydaje mi się, że dociskamy tyle, ile trzeba. Naśmiewamy się z tego, że bywa tam płytko, a Heidegger kojarzy się tylko z nową marką butów. I nie mam potrzeby jeszcze bardziej dociskać. Przez ostatni rok pracowałem z Krzyśkiem Ibiszem przy jednym programie, a jednocześnie podkładałem go w „Ściance”, o czym zresztą wiedział. I nie powodowało to, że się jakoś ograniczałem w naśmiewaniu się z tego, że jest najmłodszym prowadzącym z największym stażem w TV.

MM: Plejada jest portalem, który z założenia nie hejtuje. Nie robimy materiałów, które głęboko ingerują w życie prywatne, nie szukamy brudów. Ogólnie jesteśmy dosyć mili. To jakoś odpowiada mojej naturze. Ale pracując dla portalu, miałem momenty słabości, które powodowały, że potrzebowałem odreagować to, w czym uczestniczyłem. „Ścianka” jest do tego idealna.

Podlegacie cenzurze ze strony portalu?
MM: Każdy odcinek ma taką wewnętrzną kolaudację. Pokazujemy go zespołowi portalu, ale bardziej, żeby sprawdzić, czy coś jest zabawne, czy rozumieją, o co nam chodziło. Zdarza się, że ludzie dochodzą do wniosku, że przesadziliśmy albo że coś jest nieśmieszne – i wtedy zmieniamy. Według mnie poczucie humoru polega na tym, żeby dotykać bandy, ale niekoniecznie po niej jechać.

TP: Polskim celebrytom zajęło i tak trochę czasu, żeby się oswoić ze swoim obrazem w krzywym zwierciadle. Internauci też nie od razu nas kupili. Przeciętny odbiorca nie jest zbyt wyrafinowany i już chyba lepszy nie będzie.

No a piękna tradycja polskiego kabaretu? Tym, Dobrowolski, Przybora, Poniedzielski…
TP: Spytaj przeciętnego przechodnia o któreś z tych nazwisk, to nie będzie wiedział, czy się przedstawiasz, czy może zgubiłeś kogoś na ulicy.

MM: Sam widzę po sobie, że po przyjściu z pracy nie mam ochoty na ambitne kino irańskie, tylko wolę lekko się odmóżdżyć. Ludzie ciężko zasuwają. Mają ochotę odpocząć, pośmiać się. No i my też wychodzimy im naprzeciw. Tylko że my nie walimy z główki.

A Polacy lubią strzelić z główki?
MM: Z główki i kolanka. Zobacz, co się działo po śmierci dziecka Filipa Chajzera. To wielka tragedia. Bardzo mu współczuję. A pod artykułami w sieci ludzie wylewali kubły pomyj. W polskim necie działają zorganizowane grupy hejterów.

TP: Hejtowanie jest w modzie. Pewnie wcześniej też było, ale nie było takich środków. Dotychczasowe media nie dawały możliwości komentarza, ingerowania w treść przekazu. Teraz komentarze są częściej ważniejsze od samego newsa.

A was hejtują?
TP: No jasne.

MM: Ja najbardziej lubię tych hejterów, którzy niewiele łapią i na przykład nie orientują się, że materiał jest dubbingowany. Pod każdym naszymi filmikiem znajdziesz wpisy typu: „O, Jezu, jaka ona jest głupia, że powiedziała coś takiego”.

Czyli jednak macie talent aktorski. A kto podkłada głosy gejów?
TP: Gejami dzielimy się po równo, czyli Maciek bierze 60 proc., a ja całą resztę.

MM: To było bardzo niemiłe, co powiedziałeś, Tomku.

Polski show-biznes jest specyficzny?
TP: Ogólnie nie różni się od całej reszty. Tu i tam chodzi o kasę. Tylko specyfika branży jest jednak zabawniejsza, bo to małe środowisko, w małym kraju, które naśladuje ten światowy hajlajf. Siłą rzeczy jest tu biedniej i przaśniej niż w większych krajach, ale jakoś to się musi kręcić, bo trzeba wykarmić tę ludożerkę.

MM: Sukces Pudelka pokazuje, że ludzie potrzebują celebrytów. No i siłą rzeczy trzeba tworzyć nowych, żeby biznes się kręcił.

A jak zostać gwiazdą w Polsce?
TP: Pytasz o gwiazdy czy celebrytów?

MM: Jeśli gwiazdą, to przede wszystkim musisz mieć talent. Jeśli celebrytą, to właściwie każdy może być celebrytą. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie pożyczyć jakieś ciuchy, bo wiadomo, że celebryci ich nie kupują. No i dobrze mieć przygotowany jakiś kontrowersyjny tekst, żeby go rzucić w odpowiednim momencie. To ci zrobi cytowalność.

TP: I wiedzieć, kiedy jest ten odpowiedni moment. Wychodzi na to, że to jednak nie jest takie łatwe.

MM: W branży świetnie sprzedają się przeciwieństwa. Piękna i mniej piękny… powiedzmy charakterystyczny.

I to wystarczy?
TP: W zasadzie wystarczy dużo mniej.

MM: O związku Huberta Urbańskiego z Joanną Majstrak pisze się, że jest fikcyjny, ale przynajmniej obydwojgu daje podstawę do pisania o nich. Chociażby właśnie o tym, czy ten związek jest fikcyjny czy nie.

Ale wy też się na to złapaliście, bo też zrobiliście o tym program.
TP: Rozgryzłeś nas. No dobra, przyznajemy się: jesteśmy częścią systemu.

MM: I dobrze się przy tym bawimy. Zrobiliśmy nawet taki materiał, w którym Hubert namawia Joannę, żeby pomogła mu wynieść trochę jedzenia z przyjęcia, bo ma sporą torebkę. A w kapelusz mogliby naładować trochę gołąbków. Media plotkarskie donosiły, że trochę gorzej mu się wtedy wiodło finansowo.

A jak jeszcze można zaistnieć?
MM: Ryzykowną kategorią, ale bardzo pożądaną, są ludzie głupi. Tacy ostentacyjnie głupi. Tacy, że wiesz, że nie zakumają nawet pytania albo walną coś naprawdę idiotycznego. Branża ich bardzo potrzebuje. Niektórym taka rola chyba nawet pasuje.

A może grają?
MM: To znaczy, że Polska zasłużyła na więcej Oscarów.

TP: Trudną, ale również możliwą ścieżką jest mordercze obstawianie imprez. Po prostu wkręcasz się na wszystkie. Przy odrobinie szczęścia trafi się wreszcie taka, na której już kompletnie nic się nie wydarzy i wtedy zdesperowany autor portalu zrobi materiał o tajemniczym nieznajomym, który chodzi na wszystkie imprezy. Przy odrobinie finezji pociągniesz ten fejm całkiem długo.

Ale po drodze muszę chyba coś jednak osiągnąć, dostać jakąś rolę w serialu?
TP: My też tak naiwnie myśleliśmy, jednak przykład chociażby Natalii Siwiec pokazuje, że wystarczy być. To trwa już trzy lata i końca nie widać.

MM: W tym czasie mógłbyś dużo opowiadać, że zamierzasz stworzyć własną kolekcję modową. Ostatnio to bardzo modne. Nie musisz jej wypuszczać, wystarczy, że będziesz dużo o tym mówił. Ludzie i tak nie kupują większości ciuchów tych projektantów.

Seriale są ważne?
MM: Bardzo ważne. Seriale dają ogromnego kopa.

TP: Serial to podstawa. Jak masz serial, to sama stacja stanie na głowie, żeby coś się koło ciebie zadziało, bo wszyscy walczą o oglądalność.

A seks?
TP: Nam nikt nie proponował, ale Edyta Górniak wyznała nam miłość na swoim wallu, więc to chyba coś więcej.

MM: Kilka miesięcy temu wybuchła afera z polskimi modelkami, które jeździły do Dubaju i tam uprawiały seks za pieniądze, ale jakoś szybko ten temat się skończył. Widać nie był priorytetowy. Jest sporo plotek, ale my w to nie wchodzimy.

Pieniądze?
MM: W branży na pytanie „Jaki jest twój ulubiony kolor” właściwa odpowiedź brzmi – kolor pieniędzy.

Zdubbingowaliście tak Kubę Wojewódzkiego.
TP: Trafiło na niego, bo on się z tym nie kryje. Ale właściwie mogliśmy to podłożyć pod każdego innego.

MM: W innych branżach jest przecież tak samo. W showbizie dochodzi jeszcze coś – uzależnienie od popularności.

Kto w showbizie wykazuje największe uzależnienie od sławy?
MM: Trudno wybrać…

TP: Tak na szybko tobym obstawił Michała Witkowskiego.

W jednej ze „Ścianek” sugerujecie, że jest kosmitą.
MM: Myślę, że tak naprawdę to on sam nie wie, kim jest. Mam wrażenie, że nie kontroluje tego, co robi z własnym życiem. A jednocześnie to zdolny pisarz, z niezłym piórem. Przynajmniej jego wcześniejsze rzeczy były niezłe.

TP: Dostał od nas karnego jeża za nakrycie głowy ze znakami SS. Uznaliśmy, że przez jakiś czas nie będzie się pojawiał w „Ściance” po tej akcji. On teraz twierdzi, że to wszystko było tylko grą, wymyśloną postacią. Ale nie wiem, czy sam odróżnia, co jest fikcją, a co rzeczywistością.

A kto jest waszym ulubieńcem? Zauważyłem, że celujecie w Edytę Herbuś.
MM: Edyta była chyba jedyną osobą, która się tak na serio na nas pogniewała. Poszło o jakieś głupie sugestie z naszej strony, że czyta mało książek.

TP: Chciałbym jednak zaznaczyć, że już się nie gniewa. Wspólnie to ustaliliśmy.

Bardzo podobał mi się odcinek z Robertem Sową, w którym zdubbingowaliście go, jak mówi, że nagrywa klientów, żeby poznać ich gusta kulinarne i dowiedzieć się, czy im smakowało – bo ludzie są nieśmiali i tak w twarz to niewiele powiedzą uczciwie.
TP: W zasadzie to unikamy tematów politycznych.

MM: Wtedy wydawało się nam to bardzo śmieszne, ale ogólnie to ta historia ma małe szanse na zabawne zakończenie.

Na koniec sięgnę może po jedno z waszych ulubionych pytań – powiedzcie, o czym teraz myślicie?
TP, MM: Ciągle o tym samym. Zastanawiamy się, jaki jest nasz ulubiony kolor.

rozmawiał Juliusz Ćwieluch

Polityka 35.2015 (3024) z dnia 25.08.2015; Ludzie i Style; s. 90
Oryginalny tytuł tekstu: "Nic nie cieszy jak błysk fleszy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną