W 2016 r. warszawscy rodzice dali się ponieść wyobraźni. Dziewczynki otrzymywały na przykład takie imiona: Amnezja, Berenike, Jarzyna, Jeżyna, Kiara, Leja, Lotta, Mercedes, Mrówka, Nawojka, Safira, Sindi czy Viorika. Chłopcom zaś nadawano następujące: Belzebub, Jano, Mił, Myszon, Nestor, Noam, Rodion, Torkill, Ziemomysł, Zoe czy Żyraf. Trzeba przyznać, że mało powszechne to imiona i – no cóż – dość ryzykowne.
Ankietowani przez serwis Mumsnet Brytyjczycy wyznali niedawno, że najczęściej (25 proc. odpowiedzi) żałują wyboru imion dla swych dzieci dlatego, że okazują się one zbyt powszechne. 21 proc. ma z kolei poczucie, że z perspektywy czasu imię „jakoś nie brzmi”. 20 proc. ugięło się pod czyjąś presją (partnera, rodzica, teścia) i ma to sobie za złe. 11 proc. przyznaje, że wybrało imię zbyt rzadko spotykane, kolejne 11 – zbyt trudne do wymówienia. Pojedynczy rodzice obawiają się ponadto, że ich pociech – ze względu na imię wyłącznie – nikt w dorosłości nie potraktuje poważnie.
W niedawnym felietonie dla „Guardiana” nad powodami, dla których rodzice wybierają dzieciom te, a nie inne imiona, zastanawiała się młoda, bo 19-letnia publicystka tego brytyjskiego periodyku. Problem zna niejako od podszewki – nazywa się Phoenicia Hebebe Dobson-Mouawad. „Dlatego nigdy nie chodzę do Sturbucksa” – pisze w felietonie. Choć to najpewniej najmniejsze jej zmartwienie.
Dobson-Mouawad dzieli rodziców na takich, którzy pod tym względem kierują się tradycją, i na tych, którzy sugerują się modami. Choć po latach imię można sobie wymienić, to bywa, że z powodu imienia dzieci, a potem młodzi wkraczający w dorosłość doznają wielu krzywd. Autorce „Guardiana” też jest i było ciężko – każdą nową znajomość rozpoczyna dyskusja na temat jej imienia. Ledwie poznani ludzie czynią jej na ogół różne uwagi. W szkole była wyśmiewana. Nauczyciele nieustająco przekształcali jej imię, mylili się, dopytywali, wpędzając w dyskomfort. Nawet wirtualny program do sporządzania dokumentów tekstowych automatycznie podkreśla jej imię i nazwisko.
„Rzadkie imiona powodują, że ludzie potrzebują wyrazić na ich temat jakąś opinię. Najgorszy scenariusz: zupełnie obce mi osoby czują, że powinny mnie z tego powodu pocieszyć, stwierdzając na głos, że na pewno mam na co dzień przechlapane (i tu się nie mylą)” – relacjonuje Phoenicia. Słyszy więc w kółko: „Bardzo oryginalne imię”, „Jakoś inaczej”. Phoenicia w końcu zaczęła się posługiwać zdrobnieniem od drugiego imienia – Hebe.
Ale miała przy tym to szczęście, że nie przejmowała się przesadnie opiniami otoczenia, a z czasem przywykła, że imię zwykle musi przeliterować, zanim ktoś je zapisze lub wypowie. Nie wszyscy są dość wytrzymali, dlatego za brytyjską publicystką przytaczamy pięć żelaznych reguł dotyczących nadawania dzieciom imion – tak by po latach nie miały nam za złe swoich wyborów. Tak, czasem trudno oprzeć się pokusie nadania unikalnego imienia. Ale wypada się powściągnąć – dla dobra najmłodszych.
1. Zadaj sobie pytanie – czy słyszałeś wcześniej to imię, które wypatrzyłeś/aś dla swojej pociechy? Jeśli nie, najpewniej inni ludzie też nie słyszeli. Zatem lepiej odpuść.
2. Czy potrafisz wymówić wybrane imię bez konieczności spoglądania na nie? Jeśli Ty się nie potrafisz go nauczyć, otoczenie Twojego dziecka będzie miało podobne albo większe problemy (jako rodzic wcześniej czy później nabierzesz wprawy, rówieśnicy nie muszą mieć – i prawdopodobnie nie będą mieli – podobnej motywacji).
3. Unikaj podwójnych imion, zwłaszcza jeśli jedno i drugie jest złożone, skomplikowane, długie, trudne do wymówienia. Podobna zasada odnosi się do nazwisk. Zapisywane z myślnikiem, bywają kłopotliwe, trudne do wymówienia i zanotowania.
4. Czy wybrane przez Ciebie imię umiałoby wymówić dziecko w przedszkolu albo w szkole podstawowej? Zapytaj dzieci swoich bliskich, przeprowadź test – jeśli będą zakłopotane, to wyobraź sobie przyszłe reakcje rówieśników Twojego dziecka.
5. Imię ma służyć Twojemu dziecku, nie Tobie – ma się z nim dobrze czuć, a nie być dowodem Twojej nieograniczonej kreatywności. „Od tego jest Instagram” – powiada Phoenicia.