Najpierw Alicja robi obchód schroniska. Zagląda do wszystkich kojców i decyduje, które psy zabierze na sesję zdjęciową. Wybiera te z najmniejszymi szansami na adopcję. Jak Miś, kundel trochę w typie owczarka niemieckiego (13 lat), i Chudy, po prostu mieszaniec (10 lat, od ośmiu w schronisku). Muszą znaleźć wspólny dom, bo chociaż nie trafiły tu razem, tak się pokochały, że są nierozłączne. Chudego kilka lat temu ktoś adoptował, ale pies wrócił, bo nic nie jadł, płakał. Tęsknił nie za schroniskiem przecież, tylko za swoim przyjacielem. Więc to jest bardzo trudny przypadek i dlatego tym razem Miś i Chudy poszli na pierwszy ogień.
Poza tym pierwszeństwo przy zdjęciach mają najstarsze, chore, zniedołężniałe i największe. Nie powiedziałaby: najbrzydsze, bo brzydkich psów po prostu nie ma, u każdego da się znaleźć coś uroczego, sposób, w jaki nosi ogon, przekrzywia ucho, cokolwiek. Jej zadaniem jest tylko uchwycić ten moment. Pokazać na zdjęciu nie tylko psa, ale i jego osobowość.
Pasja
Alicja Zmysłowska miała 18 lat, kiedy zdjęcie jej autorstwa trafiło do Top Ten fotografii zwierząt portalu 500px. To jedna z najbardziej prestiżowych fotograficznych stron o światowym zasięgu. Co roku doświadczeni fotograficy wybierają 10 najlepszych kadrów w kilkunastu kategoriach. Zdjęcie Alicji, zatytułowane „Friends”, przedstawia trzy przytulające się psiaki rasy border collie na wrzosowisku. Właśnie ta fotka i jeszcze jedna jej autorstwa (psa łapiącego frisbee na tle zachodzącego słońca) wisiały na zbiorowej wystawie z okazji Dnia Psa w Los Angeles. A w tym roku wiosną miała swoją pierwszą indywidualną wystawę w Pałacu Sztuki w Krakowie, co uważa za swoje największe zawodowe osiągnięcie. Pokazano blisko 30 jej zdjęć, czarno-białych.
Na internetowych forach czarno-białe są mniej popularne, bo nie tak słodkie i bajkowe, jak psiaki we wrzosach czy wśród ogniście pomarańczowych dyń, ale Alicja mówi, że właśnie te są najbardziej jej. Takimi wygrała też konkurs portalu I shot it w kategorii zwierzęta. Miała 12 lat, gdy dostała pod choinkę pierwszą lustrzankę. Wcześniej pożyczała aparat od starszego o 14 lat brata. Albo od ojca, który też fotografuje. Więc początki to był jego instruktaż, on pokazał, gdzie obiektyw, gdzie migawka, ale potem już uczyła się sama, głównie dzięki internetowi. Po prostu robiła zdjęcia, wstawiała je na fotograficzne fora i uważnie czytała uwagi i oceny. I eksperymentowała.
Dziś uczy innych. Pierwsze warsztaty prowadziła cztery lata temu w czeskiej Pradze, razem ze starszym kolegą fotografem, który jej to zaproponował. Była zaskoczona, że ona, nastolatka, ma pokazywać starszym, jak się fotografuje psy. Potem przyszły kolejne zaproszenia, też z zagranicy, była w Danii i w Wielkiej Brytanii, a po trzech latach już sama zorganizowała podobne zajęcia w Krakowie. Najpierw teoria. Drugiego dnia idą w plener. Ostatni dzień to wspólna obróbka zdjęć w programach fotograficznych. Alicja zdradza wszystkie tajniki. Od tego, jak ustawić aparat, po sposoby nakłonienia modela do współpracy. A ile psów, tyle sposobów. Nawet jeśli zwierzak nic nie umie, to można dużo rzeczy z nim zrobić. Jednego zachęca się smakołykiem, innego zabawką. Warunek podstawowy – musi się dobrze bawić. Trzeba sprawić, żeby był zainteresowany, zaciekawiony.
Na warsztaty psiej fotografii zapisują się różni ludzie. Młodzi, najczęściej związani z psimi sportami, fotograficy profesjonaliści, którzy zajmują się inną dziedziną, np. fotografią ślubną albo niemowląt, ale chcieliby rozszerzyć ofertę. Ale zdarzają się amatorzy, którzy po prostu chcą się nauczyć robić ładniejsze zdjęcia swoim psom. Przy okazji warsztatów, zwłaszcza tych zagranicznych, Alicja umawia się na prywatne sesje zdjęciowe. Dlatego ma już agentkę. Nie dawała rady sama organizacyjnie tego wszystkiego ogarnąć.
I tak niepostrzeżenie zaczęła na psiej fotografii zarabiać. Pierwszą płatną sesję zrobiła psiemu modelowi pięć lat temu jako 15-latka. Kiedy odebrała telefon od nieznajomej pani, była tak zaskoczona, że nawet nie pomyślała o uzgodnieniu ceny. Teraz zlecenia ma często. Czasem są to hodowcy, którzy potrzebują zdjęć do reklamy psów, ale też po prostu zwyczajni właściciele kundelków. Jednak najważniejsze są sesje psów schroniskowych, które robi charytatywnie.
Misja
Największy sukces? Znalezienie domu dla 18-letniego owczarka niemieckiego Arona. Ślepy, stary i schorowany wylądował w schronisku, bo właściciele po prostu się go pozbyli. Może przestał szczekać przy budzie? Ktoś ogłosił na portalu społecznościowym, że taki staruszek – siwy pysk i pobielone zaćmą oczy – szuka domu. Alicja natychmiast ustaliła, że Aron jest pod opieką fundacji Cztery Łapy w Bieruniu, zaledwie 30 km od jej domu. Więc zaproponowała, że przyjedzie zrobić mu zdjęcia. Schronisko opiekuje się chorymi, poszkodowanymi w wypadkach zwierzętami. Wtedy była tam też suczka bez łapki i przy okazji załapała się na sesję. Alicja sfotografowała kilka zwierzaków, żeby maksymalnie wykorzystać pobyt.
Jednak najważniejszy był Aron, i to jego zdjęcia umieściła na swojej stronie i na swoim fanpage’u na portalu społecznościowym. Tam zobaczyła je jedna z jej znajomych z FB, fotografka z czeskiej Pragi. I uparła się, że Arona przygarnie. Przyjechała do Bierunia na przedadopcyjną wizytę, potem – jak jest w zwyczaju – psa do Pragi zawieźli wolontariusze.
Alicja przyznaje, że robiąc Aronowi zdjęcia, nie liczyła na sukces. Przecież każde dziecko wie, że psy w teorii żyją do 20 lat, w praktyce to się zdarza bardzo rzadko. 18-letni pies nie ma zatem perspektywy liczonej w latach, raczej w miesiącach. Aron pojechał do Pragi wiosną 2016 r. Nadal żyje i ma się dobrze. A Alicja uznała, że to jej fotografowanie psów ma jednak sens.
Nie wie, ile znalazło domy i szansę na drugie życie dzięki jej pasji. Ale często zdarza się, że ktoś przychodzi do schroniska i pokazuje zdjęcie psa – i to jest fotka jej autorstwa. Najczęściej ściągnięta z internetu. Tak samo było, kiedy zrobiła zdjęcia na wystawę schroniskowych psów, z którą fundacja Animals Time jeździła po śląskich centrach handlowych. Jedna z suczek wpadła w oko małżeństwu z Katowic, zrobili telefonem zdjęcie zdjęcia, dowiedzieli się od organizatorów, w jakim jest schronisku, i po nią pojechali. A czasem jest tak, że przychodzą, pokazują zdjęcie psa, pracownik schroniska prowadzi ich do boksu, gdzie w kącie, przestraszony, siedzi ten pies. Wtedy dziwią się, że w naturze nie wygląda tak radośnie.
– Pies za kratami zawsze jest smutny, a niestety takie fotki, wielkie proszące oczy i pysk wciśnięty między kraty, już przestały robić wrażenie – mówi Alicja. – Dlatego ja psiaki zabieram na zewnątrz i nawet na tej łączce przy schronisku można im zrobić zupełnie inne zdjęcia. Takie, na których są wesołe i zawadiackie. Więc teraz, gdy ktoś przychodzi po konkretnego psa i pokazuje zdjęcie autorstwa Alicji, to pracownik schroniska idzie i przyprowadza psiaka na smyczy, radosnego, merdającego ogonem. I już wszystko pasuje.
Miłość
Kilka razy zdarzyło się jej robić zdjęcia kotom i koniom. W całej karierze fotograficznej trafił się jeden ślub i raczej nie chciałaby tego powtarzać. Zrobiła też jeden fotoreportaż z fabryki śrutu w Czechach. Nie na zlecenie, tylko dla siebie, żeby zobaczyć, czy podoła i czy ją to zainteresuje. Dużo bardziej jednak podobało się jej robienie fotosów na planie filmowym, i to powtarzała kilkukrotnie. Ale nic nie daje jej tyle satysfakcji co fotografowanie psów. Bo tylko wtedy pasja łączy się z miłością. Nie pamięta, kiedy pierwszy raz pomyślała, że musi mieć psa. Rodzice początkowo nie chcieli o tym słyszeć, bo w domu były już dwa koty, które Alicja dostała od rodziców na czwarte urodziny. Ale ponieważ mieszkają niedaleko schroniska w Rudzie Śląskiej, więc tata wpadł na pomysł, że będą zajmować się psami w azylu Fauna. Prawie w każdą niedzielę zabierał kilkuletnią córeczkę i razem wyprowadzali psiaki.
Schroniskowym psem Alicji była sunia Bessy. Jak większość owczarków niemieckich – tak grzeczna, że chodziła bez smyczy, więc razem z nią brali zawsze jakiegoś innego psiaka, którego prowadził tata. Bessy znalazła dom adopcyjny i Alicja pamięta, jak targały nią sprzeczne uczucia, z jednej strony się cieszyła, że pies ma dom, z drugiej była smutna, że jej przyjaciółki już nie ma w schronisku.
Miała 11 lat, kiedy w końcu dostała wymarzonego psa, golden retrieverkę Kiarę. Chciała ją uwiecznić, zatrzymać te chwile, kiedy była słodkim szczeniakiem, a potem, za kilka miesięcy, rozbrykanym podrostkiem. Właśnie wtedy rodzice kupili jej w prezencie lustrzankę. Od tej pory Alicja bez aparatu w ręku była tylko w szkole. Na wędrówki z Kiarą zawsze ze sprzętem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się fantastyczne zdjęcie, i obowiązkowo na wypady do schroniska, gdzie nie wyprowadzała już psiaków na spacery, tylko na sesje.
I dalej tak robi, przynajmniej raz na kilka miesięcy ma jakiś projekt adopcyjny z różnymi fundacjami. Ostatnio z Fioletowym Psem z Opola kalendarz zdjęć studyjnych. Na wszystkich fotografiach psy szukające nowych domów. Zrobiła się znana, więc przyjeżdżają do niej czasem dziennikarze, których oczywiście zabiera ze sobą do schroniska. I wykorzystuje wizytę reporterów do tego, by przynajmniej kilku psiakom zrobić zjawiskowe zdjęcia, które dadzą im szansę na lepsze życie.
Dziś Kiara ma już 10 lat, ale nadal jest świetnym modelem. Alicja tymczasem, już sama i za własne pieniądze, kupiła kolejną suczkę, rasy border collie, bo chce spróbować sportów kynologicznych. Od kilku lat jeździ jako fotograf na wszystkie zawody i imprezy i bardzo jej się to podoba. Ale trzeba mieć odpowiedniego psa i trenować z nim od szczenięcego wieku. To powiększenie rodziny o kolejnego zwierzaka planowała za kilka lat, gdy już skończy studia (drugi rok kulturoznawstwa) i zdecyduje, co dalej. Może fotografia na ASP? Wtedy musiałaby wyprowadzić się z Rudy.
Ale wszystkie kalkulacje wzięły w łeb, kiedy poproszono ją o sesję 2,5-tygodniowych szczeniąt. Ojcem miotu był jeden z jej najlepszych modeli, ten z przytulającej się trójki uwiecznionej na najbardziej znanym zdjęciu Alicji. Jego córeczka Cirilla po prostu skradła jej serce. I nie było wyjścia. Ciri zamieszkała z nimi, rodzice już się z tym pogodzili, a Kiara odmłodniała, żeby nadążyć za zwinną borderką. Alicja zaś ma kolejnego modela i marzy, że uda się zrobić Ciri i jej ojcu zdjęcie, które przebije popularnością słynne „Friends”.
Agnieszka Sowa, fotografie: Alicja Zmysłowska, Stanisław Ciok