Spirulina to nazwa handlowa nitkowatych sinic z rodzaju Arthospira, chlorella to natomiast słodkowodne, jednokomórkowe zielenice. Jedne i drugie zaliczamy do mikroalg, a pomysł, by je jeść, wcale nie jest nowy. Już 2 tys. lat temu Azjaci jadali je w okresie głodu, spirulina znana była Majom i Aztekom, spożywały ją także niektóre ludy afrykańskie. Do dziś niektóre z nich zbierają ją z jeziora Czad.
Dziś spirulinę i chlorellę w postaci proszków, tabletek czy kapsułek można kupić w aptekach, drogeriach, sklepach spożywczych, no i oczywiście w internecie. Uprawa mikroalg, prowadzona na ogół w specjalnie do tego celu zaprojektowanych zbiornikach, została skomercjalizowana. Roczna produkcja wynosi ok. 7 tys. ton suchej biomasy, o łącznej wartości ok. 80 milionów dolarów. Liderem w tym względzie są Chiny.
Czytaj także: Dieta przyszłości: zero mięsa, egzotyczne owoce i żywność z laboratoriów
Spirulina i chlorella dobre na wszystko. Ale na co?
Skąd taka popularność spiruliny i chlorelli? Niektórzy wierzą, że dzięki nim można oczyścić ciało z toksyn. Niestety, nie ma żadnych dowodów naukowych, które uzasadniałyby te nadzieje. Owszem, mikroalgi mogą kumulować w swojej biomasie obecne w środowisku metale toksyczne, takie jak kadm czy ołów, ale to nie oznacza, że przyjmowanie preparatów opartych na tych mikroorganizmach będzie je usuwać z tkanek.
Spirulina i chlorella mają jednak potencjalnie korzystne działanie, wykazane na poziomie badań eksperymentalnych, a nawet klinicznych. Do najciekawszych obserwacji należy pozytywny wpływ ich suplementacji na profil lipidowy – redukcję stężenia cholesterolu LDL i trójglicerydów, przy jednoczesnym podnoszeniu poziomu cholesterolu HDL. Ponadto zarówno spirulina, jak i chlorella wykazują działanie immunomodulacyjne, przeciwbakteryjne, antyoksydacyjne, obniżające poziom cukru i ciśnienia tętniczego. Stwierdzono nawet, że u osób zarażonych wirusem HIV suplementacja spiruliny może zmniejszyć poziom wiremii i podnieść liczbę limfocytów. Powyższe obserwacje są z pewnością obiecujące, ale obecnie niewystarczające, by móc wykorzystać spirulinę czy chlorellę w leczeniu jakiejkolwiek choroby. Tym bardziej nie na własną rękę.
Superskład na miarę superfoods?
Mikroalgi przyciągają konsumentów również ze względu na skład odżywczy. Tak spirulina, jak i chlorella są rzeczywiście bogatym źródłem białka (stanowiącym 60–70 proc. całkowitego ich składu) i zawierają wszystkie biogenne aminokwasy. Niestety nie są one jednak, jak uważają niektórzy, źródłem kwasu dokozaheksaenowego (DHA) i eikozapentaenowego (EPA), najcenniejszych wielonienasyconych kwasów tłuszczowych z grupy omega-3. Jedynie chlorella może zawierać niewielkie ilości kwasu alfa-liponowego (ALA).
Czytaj także: Żywienie przesądów. Tak się kreuje modę na jedzenie
Mikroalgi zachwalane są również z uwagi na zawartość niektórych witamin i składników mineralnych. Należy jednak pamiętać, że przy zalecanej na ogół dawce 3–5 g preparaty te w znikomym stopniu pokrywać będą dzienne zapotrzebowanie na pierwiastki takie jak wapń, fosfor, magnez, sód, potas, miedź, mangan, selen czy cynk. Wyjątkiem jest tu żelazo – spożywając suplementy na bazie spiruliny czy chlorelli jesteśmy w stanie pokryć ponad 25 proc. dziennego zapotrzebowania na ten pierwiastek. Niestety, suplementy te – zażywane w rekomendowanych ilościach – nie zaspokoją też w istotny sposób zapotrzebowania naszego organizmu na większość witamin (A, B1, B2, B3, B6, C, E i K).
Z kolei witamina B12 w spirulinie występuje w formie nieaktywnej biologicznie (tzw. pseudowitaminy B12). Jej źródłem może być jednak chlorella, która zawiera biologicznie aktywny analog B12 w postaci metylokobalaminy. W jedynym do tej pory przeprowadzonym badaniu klinicznym stwierdzono, że suplementacja wysokimi dawkami chlorelli (aż 9 g dzienne przez 60 dni) wywoływała korzystne zmiany w gospodarce witaminą B12 u osób ze stwierdzonym jej deficytem. Czy jednak nie prościej z tego typu problemem poradzić sobie przy pomocy specjalnych preparatów zawierających po prostu cyjanokobalaminę?
Suplementy na bazie mikroalg mogą zawierać ołów, arsen i związki glinu
Niestety wzrost zainteresowania spiruliną i chlorellą odbił się na jakości niektórych z oferowanych na rynku produktów. W części z nich stwierdzano istotne zanieczyszczenie ołowiem i arsenem, także w jego najbardziej toksycznych, nieorganicznych formach. Z kolei w innych preparatach wykryto wysoką zawartość związków glinu, będącą prawdopodobnie rezultatem używania tego pierwiastka jako flokulanta w procesie pozyskiwania biomasy. Biodostępność glinu przyjętego drogą pokarmową jest wprawdzie niewielka, jest to jednak pierwiastek toksyczny. Przy sporadycznym spożyciu takie produkty z pewnością nie powinny istotnie szkodzić, ale wówczas należy się zastanowić, czy spożywanie ich ma w ogóle sens?
Ilość nie równa się jakość
Ponadto, w niektórych preparatach dostępnych na rynku znajdowano niebezpieczne związki produkowane przez toksyczne sinice, np. Microcystis aeruginosa. Świadczy to o problemie w utrzymywaniu czystości hodowli i pojawianiu się w niej gatunków zdolnych do syntezy tych niepożądanych – z punktu widzenia zdrowia – substancji. Jednak w największym stopniu problem ten dotyczy wcale nie spiruliny ani chlorelli, ale suplementów diety opartych o sinice z gatunku Aphanizomenon flos-aquae (o nazwie handlowej AFA), w których stwierdzono m.in. hepatotoksyczne mikrocystyny i neurotoksyczne anatoksynę-a i beta-metylo-L-alaninę. Nie dziwi więc, że spośród konsumentów suplementów opartych o mikroalgi to ci wybierający AFA najczęściej zgłaszają występowanie niepożądanych skutków suplementacji, takich jak ból brzucha, nudności czy wymioty.
Czytaj także: Przeciwko wolnej amerykance suplementów diety w Polsce
A jeśli spirulina i chlorella, to jaka?
Z odżywczego punktu widzenia ani spirulina, ani chlorella nie oferują nic ponad to, co można znaleźć w innych produktach, w rekomendowanych ilościach nie przyczyniają się do istotnego pokrywania zapotrzebowania na większość składników mineralno-witaminowych, a na dodatek niektóre wprowadzane na rynek preparaty charakteryzuje wątpliwa jakość. Dobrze, by ten kto i tak chce po nie sięgnąć, zwracał uwagę na informacje dotyczące producenta, składu, kraju pochodzenia, które zawarte są na opakowaniu: im jest ich więcej i są bardziej konkretne, tym lepiej. Pojawienie się jakichkolwiek objawów niepożądanych powinno być wskazaniem do natychmiastowego zaprzestania suplementacji. Nie należy również przekraczać zalecanych dawek, co niektórzy konsumenci mają w zwyczaju celem zwiększenia podaży witaminy czy związków mineralnych – lepiej sięgnąć po inne, powszechnie dostępne i bogatsze ich źródła. Z uwagi na immunostymulujące właściwości mikroalg ostrożność w ich stosowaniu zaleca się osobom chorym na choroby autoimmunologiczne. U niektórych pacjentów, np. z pęcherzycą zwykłą, stwierdzono bowiem nawrót objawów po spożyciu spiruliny.
Czytaj więcej: Dieta wysokorozumowa. Wszystko, czego ludzie nie wiedzą o jedzeniu