Mowa o mleku produkowanym przez pewien gatunek... karalucha. Doczekało się ono w opinii niektórych dziennikarzy miana najbardziej odżywczej substancji na naszej planecie, jedzenia przyszłości, rozwiązania dla problemów głodu. Tak, to nie żart. Al zacznijmy od początku.
Żyworodne samice karalucha Diplotera punctata produkują „mleko”
Karaczany są jajorodne lub jajożyworodne. Budują więc kapsułę zwaną ooteką, w której umiejscawiane są zapłodnione jaja, a która następnie jest pozostawiana lub noszona przez samicę, albo umiejscawiana w komorze lęgowej, gdzie embriony odżywiane są przez żółtko. Znany jest jeden, iście fascynujący, wyjątek – samice karalucha Diplotera punctata żyjącego na Hawajach są żyworodne. Wytwarzają ooteki, które umiejscawiają w komorze lęgowej, a rozwijające się na ogół z 12 zapłodnionych jaj zarodki pobierają pokarm produkowany przez matkę – właśnie to rzeczone „mleko”. Pokarm dostarczany przez matkę w trakcie trwającej kilkadziesiąt dni ciąży bardzo im służy – rodzące się larwy mają 17–27 mm długości, ważą ponad 70 razy tyle co świeże jajo i potrzebują tylko 3–4 linień, by osiągnąć dojrzałość płciową. Specom od sensacji najwidoczniej to wystarcza, by wywnioskować, że karalusze mleko służyć będzie również ludzkiemu zdrowiu.
Czytaj także: Renesans pluskwy domowej
Informacje o składzie „mleka” karalucha sprzed… 30 lat
Co wyjątkowego znajduje się w pokarmie produkowanym przez samice D. punctata? Jego skład stanowi w 45 proc. białko, w 25 proc. węglowodany (przede wszystkim mannoza) i w 22 proc. tłuszcze. Embriony pobierają je w formie bladożółtego płynu, który następnie ulega w przewodzie pokarmowym krystalizacji, stając się magazynem substancji odżywczych uwalnianych w zależności od zapotrzebowania. Skład owego pokarmu znany jest od 1977 r., jednak pierwszy raz podchwycony został przez media dopiero w 2016, kiedy zespół badaczy z Indii opisał bardziej szczegółowo struktury występujących w nim białek, a także określił jego wartość energetyczną na ponadtrzykrotnie wyższą niż mleka krowiego i dwukrotnie wyższą od mleka bizonów, które dotychczas cieszyło się renomą najbardziej kalorycznego pokarmu dla młodych. Publikacja ukazała się na łamach raczej z rzadka odwiedzanego przez dziennikarzy czasopisma wydawanego przez Międzynarodową Unię Krystalografii i trudno nie odnieść wrażenia, że to sami naukowcy podrzucili temat mediom. No cóż, to jedna ze współczesnych metod na zdobywanie środków na kolejne badania...
Czytaj także: Jak żyć z karalucha. Karma jak armia
Czy mleko karalucha nadaje się na superfood?
Spójrzmy na produkowany przez samice hawajskiego karalucha pokarm przez pryzmat ewentualnego superfood. Przede wszystkim nie jest on z technicznego punktu widzenia mlekiem na wzór tego, które produkują ssaki. Samic nie da się po prostu przyżyciowo doić. Najbardziej wydajną metodą jest pozyskiwanie kryształów z jelita cienkiego rozwijających się embrionów. To nie lada sztuka – wprawny badacz potrzebuje pół dnia, żeby uzyskać je od dwóch–trzech osobników. A dla uzyskania zaledwie 100 g takiego pokarmu musiałby obrobić ich, bagatela, ponad tysiąc. Trudno więc liczyć na to, że mleko karalucha pojawi się wkrótce na półkach sklepowych. Podana jakiś czemu temu przez niektóre media informacja, że zaczęto z niego produkować już nawet lody, to pomyłka – południowoafrykańska firma Gourmet Grubb wykorzystuje w tym celu ekstrakt białkowy z muchówki Hermetia illucens, który nazwała mianem „entomilk” (z gr. entomon – insekt).
Piotr Adamczewski: Jestem też owadożerny
Kalorie to nie wszystko
Oczywiście, można poznać molekularne tło całego procesu produkcji pokarmu przez D. punctata i spróbować odtworzyć go w zmodyfikowanych genetycznie mikroorganizmach, np. drożdżach. Tylko czy to w ogóle jest warte uwagi, wysiłku i nakładów finansowych? Skład produkowanego przez karaluchy pokarmu nie jest powalający. Odznacza się on przede wszystkim wspomnianą wysoką wartością kaloryczną. Jeśli to miałoby być wyznacznikiem superfood, to równie dobrze powinniśmy tym mianem okrzyknąć olej rzepakowy – jedna szklanka to niemal tysiąc kcal, prawdziwa bomba energetyczna!
Skład lipidów również nie zachwyca – oprócz cholesterolu to przede wszystkim kwas oleinowy i kwas linolowy. Ten pierwszy produkowany jest w organizmie człowieka z tłuszczów nienasyconych, a ten drugi występuje powszechnie w produktach żywnościowych, a jego niedobory występują bardzo rzadko. Z kolei białka wchodzące w skład karaluszego mleka są bardzo ubogie w metioninę i tryptofan – aminokwasy, których organizm ludzki nie jest w stanie samodzielnie produkować i które muszą być dostarczane wraz z dietą.
Czytaj więcej: Jak zabraknie żywności (a zabraknie), to będziemy jeść... owady
Superfood, ale dla kogo?
No i wreszcie – nikt dotychczas nie badał, choćby eksperymentalnie, właściwości biologicznych składu mleka hawajskiego karalucha, co nie jest zresztą zaskakujące, skoro tak trudno uzyskać sensowną jego objętość. Nie wiadomo, czy zawarte w nim białka nie są przypadkiem alergenne, co nie byłoby takim zaskoczeniem, gdyż karaczany są powszechnie znane z wytwarzania silnie uczulających substancji. Trudno więc mówić o jakimkolwiek zastosowaniu spożywczym takiego produktu, skoro nawet nie wiadomo, czy spełnia on podstawowe założenia bezpieczeństwa.
Owszem, mleko hawajskiego karalucha spełnia warunki tzw. superfood, ale tylko wtedy, gdy spojrzymy na nie z perspektywy rozwijających się embrionów D. punctata. Nie miejmy więc złudzeń, żadne to pożywienie przyszłości, po prostu zwykły medialny clickbait.