Temat kryzysu klimatycznego zaistniał w kampanii prezydenckiej w zupełnie nieoczekiwany sposób: aktami przemocy wobec aktywistów i aktywistek Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Gdy pojawiają się na wiecach Andrzeja Dudy z pytaniem o to, „co z klimatem”, są bici, opluwani i egzorcyzmowani przez zwolenników obecnego prezydenta.
Panie prezydencie, a co z klimatem?
Problem zmian klimatycznych potrafi budzić w Polsce emocje, co agresja wobec działaczy MSK dobitnie pokazuje. Gdy próbują zadać prezydentowi pozornie niewinne pytanie, mogą spodziewać się najgorszej agresji, nie mogą natomiast zbytnio liczyć na pomoc służb porządkowych. Po incydencie w Krakowie policja komentowała (podaję za krakowską „Gazetą Wyborczą”): „Takie prowokacje to wyraz braku szacunku dla prawa do wolności wyrażania poglądów. Nic nie usprawiedliwia aktów agresji, ale prowokowanie kogoś jest również naganne”.
Ciekawa, choć absurdalna interpretacja. Jak szybko Andrzej Duda zapomniał, że można też inaczej reagować na dociekliwość młodych. W lutym tego roku podczas spotkania w Lubartowie tuż przy scenie pojawił się Bartek Marzec z Greenpeace z pytaniem: „a co z klimatem?”. Wówczas prezydent powstrzymał interwencję funkcjonariuszy SOP, podszedł do nastolatka i podjął rozmowę. Najwyraźniej na ostatniej kampanijnej prostej taka otwartość się nie opłaca, zaskakuje jednak przekonanie, że kwestia klimatu nie obchodzi elektoratu.
Czytaj też: