Nie wystarczy krzyknąć: „Start!”
Nie wystarczy krzyknąć: „Start!”. Jak uaktywnić dzieci? I co z ich domniemanym lenistwem?
Anna Rogowska, mistrzyni świata w skoku o tyczce, dziś trenerka, mówi do swoich młodych podopiecznych tak: – Wasze ciało jest jak bolid. Musicie wlewać w nie dobre paliwo, dbać o serwis i nie trzymać go miesiącami w garażu, tylko jeździć, bo inaczej zardzewieje. Jak podkreśla, niezbędny jest odpowiedni język i działanie na wyobraźnię, żeby zachęcić dzieci i nastolatki do wysiłku.
Dane opisujące kondycję młodych Polek i Polaków przygnębiają od dawna. A z początkiem tego roku szkolnego ministra edukacji narodowej Barbara Nowacka i minister sportu i turystyki Sławomir Nitras przedstawili kolejną porcję informacji o spadających umiejętnościach uczennic i uczniów. W badaniu przeprowadzonym w prawie wszystkich szkołach podstawowych (w klasach IV–VIII) i ponadpodstawowych wzięło udział ponad 3 mln osób w wieku od 10 do 19 lat. Skakały w dal, biegały wahadłowo, napinały mięśnie, leżąc na przedramionach w pozycji deski. Wyniki zestawiono z rezultatami podobnych badań przeprowadzonych w latach 1989, 1999 i 2009 przez warszawską Akademię Wychowania Fizycznego. W każdej z konkurencji nastąpiło pogorszenie. Na przykład w skoku w dal średni rezultat był słabszy od tego z 1999 r. o ponad 20 cm.
Winę za systematyczny spadek formy chętnie zrzuca się na samych młodych – na ich rozleniwienie, spędzanie czasu ze smartfonem (albo przed ekranem) itd. Co jest o tyle absurdalne, że to przecież dorośli dali dzieciom smartfony i produkują aplikacje przykuwające młodych do urządzeń. Dlatego zamiast narzekać, lepiej zastanowić się, jak – choć w pewnym stopniu – to zmienić. Piotr Gruszka, wybitny siatkarz, wieloletni reprezentant Polski, widzi w tym zadaniu piramidę odpowiedzialności, którą muszą wziąć na siebie państwo, nauczyciele, specjaliści, popularni zawodnicy oraz rodzice. – Trzeba działać z kilku stron i na wiele sposobów – mówi. Zazwyczaj tak przecież jest w sporcie, jeśli chce się uzyskać efekty.
Nie tylko lenistwo
Lista zadań dla państwa i administracji publicznej od lat zaczyna się od zapewnienia dzieciom miejsca do ćwiczenia i grania (a polskie osiedla od dekad obrastają tabliczkami „zakaz gry w piłkę”). Sal sportowych nie ma np. w 6 z 12 szkół w gminie Zamość. To małe placówki, w większości zmodernizowane, ale uczniowie muszą ćwiczyć na korytarzach albo na nieutwardzonym boisku. Podobne problemy istnieją w setkach miejscowości, zwłaszcza niedużych. Rząd uruchomił co prawda program dotacji dla małych szkół na budowę lub rozbudowę obiektów, ma też nadal przybywać orlików (według ministra sportu do końca kadencji powinno powstać tysiąc nowych). Jednak trudnym wyzwaniem dla wielu samorządów bywa wkład własny potrzebny do sfinansowania inwestycji przez centralny budżet. Przyszkolnych hal sportowych, których do końca roku miało powstać tysiąc, będzie tylko 700. Gminy i powiaty nie są w stanie zaangażować się w budowę kolejnych.
Marny udział dzieci i nastolatków w lekcjach WF też bywa postrzegany jako skutek tego, że państwo – i eksperci, którzy pod jego szyldem tworzą podstawę programową zajęć – z zadaniem sobie nie radzi. W statystykach ostatnich lat powracały informacje o tym, że nawet 30 proc. uczniów nie ćwiczy, przedstawiając zwolnienia lekarskie. Ministerstwo Edukacji Narodowej w lutym informowało co prawda o 60 tys. dzieci na zwolnieniach, czyli „tylko” 1,5 proc. wszystkich uczniów, ale są to zwolnienia całoroczne. Informacji o krótszych terminach nie podano. A 60 tys. dzieci to jednak bardzo dużo. Część przyznaje, że na nic poważnego nie choruje, a oprócz nudy i powtarzalności lekcji do ćwiczeń zniechęcają je przykre komentarze kolegów, a czasem i nauczycieli, wstyd, kłopot z zachowaniem higieny po zajęciach, wreszcie traktowanie WF jako jedynych lekcji, z których można prawie legalnie „urwać się” w przeładowanym obowiązkami szkolnym życiu.
Szefowa resortu edukacji zapowiada, że postawi nieprawidłowościom tamę. Zaległości na WF być może trzeba będzie nadrabiać tak jak nieobecność np. na matematyce. Według propozycji ministry Nowackiej kto nie ćwiczył, będzie musiał inaczej zatroszczyć się o swoją formę. Na przykład, skoro nie grał w koszykówkę na lekcji, dostanie zadanie zaliczyć 10 tys. kroków. Konkrety mają pozostać w gestii nauczyciela, któremu powinna towarzyszyć też myśl, by jak najwięcej aktywności toczyło się na świeżym powietrzu. Ale te plany na razie są przedmiotem konsultacji.
A co z domniemanym lenistwem dzieci? Pewnie niekiedy się odzywa. Jednak bywa i tak, że dzieci nie ćwiczą, choćby chciały. W warszawskiej podstawówce, do której chodzi 10-letnia Natalia, sala sportowa bywa udostępniana na międzyszkolne turnieje w godzinach lekcji. – Pani wtedy zapowiada dzień wcześniej, że na jutro możemy przynieść telefony. Gramy na nich, siedząc na trybunach, kiedy tamci grają np. w koszykówkę – opowiada dziewczynka, którą to złości. Także dlatego, że sama telefonu nie ma i po prostu się nudzi.
Nie tylko dla elit
Okazję do mobilizacji dzieci i szkół stwarzają projekty uruchamiane przez instytucje lub firmy, które nie zawsze bezpośrednio kojarzą się ze sportem. Piotr Gruszka i Anna Rogowska są ambasadorami programu Drużyna Energii. Od ośmiu edycji realizuje go spółka Energa z grupy Orlen. Na czym to polega? Podstawówki przygotowują krótki film lub prezentację ukazującą zaangażowanie szkolnej społeczności w sport. Najciekawsze i najbardziej przekonujące materiały są przepustką do sportowego etapu rywalizacji, w którym uczestniczy 100 placówek. Ich uczniowie wykonują ćwiczenia przygotowane przez ambasadorów (w aktualnej edycji jest ich siedmiu), publikowane na stronie DruzynaEnergii.pl, a opiekunowie przesyłają film, który to dokumentuje. O zwycięstwie decyduje współpraca i zaangażowanie – im więcej uczniów ćwiczy, tym większe szanse szkoły na wygraną. Aby było sprawiedliwie, placówki rywalizują w czterech grupach utworzonych w zależności od łącznej liczby uczniów.
Pięć najbardziej zaangażowanych szkół gości u siebie gwiazdy sportu, które prowadzą specjalny WF. Finaliści otrzymują też 15 tys. zł na sprzęt sportowy i wyruszają na wycieczkę do Gdańska, tam walczą o tytuł zwycięzcy. Pomysłodawcy akcji Drużyna Energii nie obrażają się na zainteresowania i zwyczaje współczesnych dzieci zafascynowanych mediami społecznościowymi i internetem. Przeciwnie, starają się te kanały wykorzystywać, aby pozyskać kolejnych chętnych do ruchu i sportu. Celem jest walka z wykluczeniem – chodzi o to, żeby każdy poczuł się ważny. – Zależy nam również, a może zwłaszcza, na tych dzieciach, które na co dzień nie przepadają za lekcjami WF. To ważne, że ich mobilizacja też poprawia wynik całej szkoły – podkreśla Piotr Gruszka.
Podobne akcje mają tym większe znaczenie, że udział w sporcie i aktywność dzieci w ostatnich latach zaczynają się w Polsce łączyć ze statusem materialnym rodzin. Z badania CBOS przeprowadzonego jesienią 2024 r. wynika, że już trzy czwarte rodziców dzieci w wieku szkolnym finansuje im zajęcia pozalekcyjne, a połowa z tej grupy płaci za zajęcia sportowe. To obok lekcji języków obcych najpopularniejszy wydatek. Kwota przeznaczana miesięcznie na dziecko to 900 zł przeciętnie w skali kraju – z uwzględnieniem i Warszawy, i odległych najmniejszych miejscowości. Dla części Polaków takie nakłady są z pewnością nieosiągalne, zatem inni wydają znacznie więcej.
Wydają, bo też jest na co. Oferta nowych dyscyplin sportu – zwłaszcza w dużych miastach – bardzo się poszerzyła i urozmaiciła. I samo w sobie to oczywiście cieszy, że każdy – przynajmniej teoretycznie – może znaleźć coś dla siebie. Przykładem są uruchamiane w szalonym tempie komercyjne ścianki wspinaczkowe. – W przeszłości, przez lata, działało ich w całym kraju kilkanaście – opowiada Błażej, trener wspinaczki. – Teraz co roku powstaje kilka dużych, nowych obiektów.
Rosnąca popularność jest pewnie związana z sukcesami polskich olimpijek Aleksandry Mirosław i Aleksandry Kałuckiej. To dobra moda, bo wspinaczka jest sportem ogólnorozwojowym, symetrycznie rozwijającym wszystkie partie mięśni. Nie da się jednak ukryć, że jest też sportem kosztownym. Godzina indywidualnych zajęć z instruktorem wraz z ceną wstępu do obiektu to wydatek 150–200 zł. Podobnie jest w przypadku szermierki dla początkujących, golfa, ale i poczciwego pływania – zwłaszcza gdy ktoś chciałby zaczynać naukę w pojedynkę. Zaangażowanie rodziców w rozwój pasji sportowych dzieci jest konieczne – i to, jak widać, na wielu poziomach.
Na tym tle nie powinna dziwić wyraźna w Polsce zmiana w porównaniu z sytuacją sprzed lat: dziś dzieci, które nie mogą liczyć na uwagę dorosłych, najczęściej siedzą we własnych pokojach (owszem – przed ekranami). Dawniej w domach spędzały popołudnia głównie te wychuchane i grzeczne. Pozostałe biegały, gdzie poniosły je oczy. Anna Rogowska ocenia, że obecnie może nawet zbyt wiele od rodziców zależy: – Mnie nie można było ściągnąć do domu z podwórka. Miałam wielką potrzebę ruchu, ale też samodzielności. Sama zapisałam się do klubu, sama wybierałam dyscyplinę, najpierw lekkoatletykę, potem skoki o tyczce. Na początku nie pozwalałam nawet rodzicom przychodzić na zawody, bo dodatkowo mnie to stresowało. Później, jak mówi tyczkarka, to się zmieniło, ale sport zawsze był jej własnym światem.
Nie tylko dla mistrzów
Następny paradoks ostatnich dekad wiąże się z coraz lepszymi wynikami sportowców bijących kolejne rekordy: szybkości, odległości czy wagi podnoszonych ciężarów. Jak to możliwe, skoro pogarsza się kondycja młodych pokoleń? – Ależ to właśnie świetny dowód na to, że każdy, kto się rodzi, ma w sobie pewną sprawność i potencjał, żeby osiągać dobre wyniki – podkreśla Piotr Gruszka. – Mamy większą wiedzę o tym, jaka dieta służy zdrowiu, dysponujemy dostępem do lepszych technik szkoleniowych, urządzeń i rozwiązań poprawiających ogólną formę. Jeśli ktoś trafi na dobrego trenera, może osiągać spektakularne efekty.
Sportowiec przestrzega jednak, żeby w codziennym życiu nie skupiać się na szukaniu talentów i wychowywaniu mistrzów. – Czasem słyszę pytania, dlaczego mój syn gra w piłkę nożną. Odpowiadam, że po prostu ją lubi. Inni ludzie w pewnym sensie wiążą przyszłość moich dzieci z moją przeszłością. A my z żoną chcemy, żeby dzieci były aktywne i dłużej zdrowe. Dla mojego syna na razie piłka to pasja, wokół której uporządkował całe swoje życie. Ale to, czy zostanie piłkarzem zawodowym, dopiero się okaże. Chcę go wspierać, ale na pewno nie chcę wybierać mu przyszłości.
Michał, 15-latek ze Śląska, też poznał smak presji, choć nie pochodzi ze sportowej rodziny. Poprosił mamę, żeby zapisała go na zajęcia piłki wodnej. – Po miesiącu się okazało, że będziemy startować w zawodach. Zaczęła się selekcja do pierwszego i rezerwowego składu, podział na lepszych i gorszych, ciągle krytyka i ocenianie. Ja po prostu chciałem poszaleć w wodzie, poruszać się, żeby się po lekcjach rozluźnić. Odszedłem z zajęć po semestrze.
Anna Rogowska współczuje Michałowi, ale dla jego kolegów z klubu też ma zrozumienie. Sama nie była w stanie uprawiać sportów zespołowych, ponieważ irytowało ją, że inni nie dość się starają, gdy ona daje z siebie wszystko. Różne dyscypliny w różnym stopniu odpowiadają poszczególnym ludziom nie tylko ze względu na warunki fizyczne, ale też z uwagi na charakter i predyspozycje psychiczne. – Skok o tyczce, który uprawiałam, wymaga skupienia, odwagi i iskry szaleństwa. Sporty drużynowe w oczach niektórych uchodzą za łatwiejsze, co nie znaczy, że wszyscy się w nich odnajdą. Na przykład dzieci neuroróżnorodne, z ADHD lub spektrum autyzmu, miewają z tym trudność. Wielu z nich odpowiadają za to sporty ogólnorozwojowe, w których można się poturlać, porozciągać. Część dzieci lubi np. dżudo, kiedy mogą się podociskać, poprzepychać i poprzewracać z innymi. Jak dodaje trenerka, przyjemność powinna być jednym z podstawowych kryteriów wyboru formy ruchu. A zadaniem dorosłych dać dzieciom szansę tę przyjemność odkrywać: w bezpiecznej przestrzeni, wśród życzliwych ludzi, w zdrowej rywalizacji albo we własnym tempie. Na początku przygody sport musi czymś skusić – tylko wtedy może stać się nawykiem, częścią zdrowej codzienności.
Partnerem publikacji jest Energa, inicjator programu edukacyjnego Drużyna Energii.