Rynek

Czego się boi minister Czerwińska? Chodzi o ważną regułę

Teresa Czerwińska i Mateusz Morawiecki Teresa Czerwińska i Mateusz Morawiecki Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Realizacja obietnic przedwyborczych PiS, czyli tzw. Piątki Kaczyńskiego, oznacza szybki wzrost wydatków publicznych, co grozi złamaniem zasad zapisanych w ustawie o finansach publicznych. Konsekwencją może być m.in. zmniejszenie wiarygodności Polski w oczach inwestorów.

Na skutek kryzysu finansowego 2008–09 polska gospodarka mocno spowolniła, co ograniczyło m.in. wpływy z podatków. Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wzrósł z 1,9 proc. PKB w 2007 r. do 7,6 proc. PKB w 2010 r. Rząd PO-PSL w 2011 r. wprowadził więc dodatkowy bezpiecznik ograniczający nadmierny wzrost wydatków – tzw. tymczasową regułę wydatkową, którą na przełomie 2013 i 2014 r. zastąpiła nowa tzw. stabilizująca reguła wydatkowa, obejmująca niemal cały sektor finansów publicznych.

Czytaj też: PiS przelicytował sam siebie

Reguła buforem bezpieczeństwa

Skomplikowany wzór, który pozwala na wyliczenie w danym roku dopuszczalnych wydatków instytucji publicznych, znalazł się w znowelizowanej ustawie o finansach publicznych. Uwzględnia on m.in. średnioterminowy wzrost PKB z ośmiu lat oraz cel inflacyjny NBP. Stabilizująca reguła wydatkowa jest antycykliczna. W czasach dobrej koniunktury nie dopuszcza do nadmiernego wzrostu wydatków, a w czasach gorszej koniunktury umożliwia wzrost wydatków szybszy niż średni wzrost PKB i w ten sposób łagodzi skutki spowolnienia gospodarczego.

Ostrożna minister Czerwińska

W ostatnich tygodniach minister finansów Teresa Czerwińska dała do zrozumienia, że obawia się zbyt dużego wzrostu wydatków w związku z realizacją „nowej piątki”. W tym roku koszty wynikające z programu PiS sięgną ok. 20 mld zł, a w 2020 r. przekroczą 40 mld zł. Znacząco obciąży to finanse publiczne, zwłaszcza jeśli dojdzie do dalszego spowolnienia gospodarczego. Niekontrolowany wzrost wydatków może sprawić, że będą one rosły szybciej, niż dopuszcza reguła wydatkowa, co może obniżyć wiarygodność Polski.

W ostatnich dniach pojawiły się nawet spekulacje, że Czerwińska pod koniec lutego złożyła dymisję na ręce premiera. Zostały one zdementowane przez rzeczniczkę rządu Joannę Kopcińską oraz rzecznika Ministerstwa Finansów Pawła Jurka.

Czytaj też: Budżet na 2019 r. z ogromną wkładką wyborczą

Wsparcie od Mateusza Morawieckiego

W weekend na temat spodziewanego wzrostu deficytu wypowiedział się premier Mateusz Morawiecki. „Chcę powiedzieć z punktu widzenia sytuacji gospodarczej: wzięliśmy wszystko, co jest możliwe na tym etapie dobrej zmiany. Zdecydowaliśmy się na zwiększenie deficytu budżetowego do 2, może nawet 3 proc. PKB” – stwierdził. Dla porównania: w 2018 r. deficyt sektora finansów publicznych był na poziomie ok. 0,5 proc. PKB.

Wypowiedź Morawieckiego świadczy o tym, że może on być przeciwny ewentualnemu dalszemu wzrostowi wydatków przed wyborami. Premier zdaje sobie sprawę, że już przy obecnych obietnicach deficyt sektora finansów publicznych może zbliżyć się w 2020 r. do dopuszczalnego unijnego limitu 3 proc. PKB. Po jego przekroczeniu Bruksela może uruchomić tzw. procedurę nadmiernego deficytu, która zmusza kraj do wprowadzenia oszczędności.

Czytaj także: Nadwyżka, czyli mniejsza dziura

Wydaje się, że wypowiedź Morawieckiego nieco uspokoiła Czerwińską. „Pogłoski o mojej dymisji są mocno przesadzone. Poza tym wszystko, co było do powiedzenia, jest powiedziane, pan premier zabrał głos, w związku z czym temat jest zamknięty” – stwierdziła w poniedziałek.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama