Takie wnioski płyną z raportu Najwyższej Izby Kontroli. Izba dziś go opublikowała, ale jeszcze kilkanaście dni temu na wniosek PiS sejmowa komisja omawiała go za zamkniętymi drzwiami.
Afera wybuchła dopiero w połowie czerwca 2018 r., gdy do mediów wyciekł list, w którym szef firmy windykacyjnej GetBack Konrad K., podkreślając swoje zasługi dla PiS, prosi prezesa Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego o pomoc.
Czytaj też: GetBack dogadał się z wierzycielami
Do afery mogłoby nie dojść
Najważniejsze instytucje państwa zaniedbywały swoje obowiązki. Gdyby odpowiedzialna za stabilność i bezpieczeństwo sektora Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) działała prawidłowo, straty jej klientów mogłyby być o wiele mniejsze. Dlatego o raporcie NIK, który mówi o tych nieprawidłowościach, kilkanaście dni temu posłowie – na wniosek PiS – dyskutowali bez udziału mediów. Z obrad sejmowej komisji finansów publicznych wyproszono też stowarzyszenia poszkodowanych. Utajniając raport, posłowie PiS usiłują wyciszyć kolejną kompromitującą ich sprawę.
Do afery bowiem by nie doszło, gdyby nie bliskie stosunki PiS z właścicielami GetBack. Firma m.in. sponsorowała różne imprezy prawicowych mediów, odbywające się z udziałem najważniejszych osób w partii. Jak się potem okazało – za pieniądze swoich klientów. Może dlatego KNF patrzyła na jej działalność przez palce, a Giełda Papierów Wartościowych dopuściła do publicznego obrotu akcje firmy handlującej długami tylko na podstawie opinii jej pracownika?