Kiedy senatorowie Koalicji Obywatelskiej zgłosili poprawkę, by do zakazu importu i przesyłu węgla z Rosji i Białorusi, czyli kluczowych zapisów ustawy, dopisać także zakaz importu gazu płynnego LPG, minister aktywów państwowych Jacek Sasin gorąco zaprotestował. Okazało się, że poprawka opozycji jest, jak zwykle, zła i szkodliwa. Dlaczego? „Bo pozbawi 3,5 mln Polaków możliwości tańszego tankowania swoich samochodów” – wyjaśnił. Ale przecież embargo na rosyjski węgiel pozbawi 5 mln polskich rodzin możliwości tańszego ogrzewania. Dlaczego ruski węgiel jest be, a ruskie LPG cacy?
Czytaj także: Węglowa derusyfikacja Polski
Co PiS z tego ma? Kilka niewygodnych pytań
Ostatecznie węgiel przeszedł, a LPG odpadł. Dało to opozycji okazję do zadania rządowi i PiS kilku niewygodnych pytań. W tym także dotyczących powiązań polityków tej partii z biznesem LPG. Chodzi o spółkę Polski Gaz zajmującą się importem z Rosji gazu LPG i jego dystrybucją w Polsce. To spółka kontrolowana przez rosyjskiego oligarchę i szefa firmy petrochemicznej Sibur. Polski Gaz wraz z państwowym PKP Cargo są udziałowcami w firmie Transgaz zajmującej się przeładunkiem gazu na polsko-białoruskiej granicy. I właśnie we władzach polsko-rosyjskiego Taransgazu, jak się niedawno okazało, zasiadają politycy PiS. I to nie byle kto, bo jednym z nich jest Sławomir Starzec, asystent polityczny wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego.
Skąd ten gazowy kontredans?