Energetyczne oksymorony Sasina. PiS pogrzebie nas pod węglem, Europa się nie przejmie
Inwestycje w atom i w energetykę odnawialną, obrona węgla i niskie rachunki za energię, szybka transformacja energetyczna i walka z „brukselskim dyktatem klimatycznym”, pozyskiwanie inwestorów zagranicznych i utrzymywanie państwowego monopolu w energetyce – tak z grubsza ma wyglądać „pakt dla energetyki” zaproponowany Polakom przez wicepremiera Jacka Sasina podczas niedawanej konwencji programowej Prawa i Sprawiedliwości. Tekst jego wystąpienia mógłby posłużyć na maturze z języka polskiego do zadania „wskaż wszystkie oksymorony”. Kiedy się chce wszystko wszystkim obiecać, to wychodzą same sprzeczności. I tylko najgorsze jest to, że te słowne zabawy w pisowskim „ulu” dotyczą jednej z najważniejszych branż – systemu podtrzymywania życia polskiej gospodarki. A ten jest w coraz gorszym stanie.
Pobożne życzenia atomowe
Zacznijmy więc od tego, że opowieści o rozwiązaniu naszych problemów energetycznych za pomocą atomu – dziś duma rządu PiS – brzmią nieźle, ale mało wiarygodnie. Trwają wprawdzie od lat przygotowania do budowy pierwszej elektrowni jądrowej, ale wciąż nie bardzo wiadomo, jak ta inwestycja zostanie sfinansowana. Nasze nadzieje, że amerykański wykonawca, firma Westinghouse, zostanie też udziałowcem naszej elektrowni, dzięki czemu my jakoś to finansowo zepniemy, wciąż są pobożnym życzeniem. Choć przygotowania trwają, Amerykanie, którzy połowę nakładów kapitałowych mieli wziąć na siebie, na razie wzięli tylko wodę w usta. Podobnie niepewnie wygląda sprawa drugiej elektrowni jądrowej, spółki PGE-ZE PAK, osobistego projektu Jacka Sasina. Tu wykonawcą mają być Koreańczycy, ale Westinghouse zapowiedział, że po jego trupie, bo koreańska elektrownia jest klonem jego reaktora i narusza jego prawa własności intelektualnej (proces w toku). Nawet jeśli te przeszkody da się usunąć i elektrownie powstaną, to stanie się to bliżej roku 2040 albo później, a my mamy dramatyczne wyzwania już dziś. W efekcie coraz więcej energii elektrycznej musimy importować.
Czytaj także: Atomówka w każdej gminie. Nikt nam tyle nie da, ile nam PiS obieca
OZE – niszczyć i rozwijać jednocześnie
PiS z sobie tylko znanych powodów uparł się, by niszczyć energetykę odnawialną, więc teraz deklaracje, że będziemy ją rozwijać, brzmią mało wiarygodnie. Na dodatek Sasin na jednym oddechu obiecuje obronę węgla i energetyki węglowej oraz niskie rachunki za energię. Tymczasem właśnie węgiel zawyża nasze rachunki, bo z jednej strony coraz więcej kosztują emisje CO2, a z drugiej musimy dokładać do utrzymywania kopalń, zaś węgiel i tak w coraz większym stopniu trzeba importować.
Czytaj także: Wojna PiS z wiatrakami trwa dalej
Sasin mówi, czego chce elektorat. Zostaniemy sami
Na dłuższą metę subsydiować cen energii nie sposób, zwłaszcza gdy konieczne są gigantyczne inwestycje w energetykę. I to niezależnie od tego, czy będziemy ją transformować, czy też utrzymywać jej węglowy model. W obu wersjach potrzebne są setki miliardów i to paradoksalnie więcej trzeba na utrzymanie starego modelu niż na tworzenie nowego. Ale Sasin mówi to, czego oczekuje twardy pisowski elektorat, o „walce z brukselskim dyktatem klimatycznym”, a jednocześnie kokietuje elektorat umiarkowany zapewnieniami o czystej polskiej energii odnawialnej.
Czytaj także: Jest węgiel i go nie ma. Polski model politycznego wampiryzmu energetycznego
I tak można zdanie po zdaniu te oksymorony o „czystej energii z węgla” i inne podobne wyliczać. Bo dziś prawda jest taka, że energetyczna Europa nam ucieka i możemy sobie blokować plan Fit for 55, jak obiecuje Sasin. Nikt się tym w UE już nie przejmie, bo jesteśmy sami. I nawet jeśli prezes Kaczyński zarządzi „polexit”, to Polska ze swoim węglem na 200 lat się nie uchowa. Kiedy każdy producent będzie musiał się wylegitymować śladem węglowym, jaki zostawia jego produkt, a potem zapłacić podatek węglowy, nikomu nie będzie się opłacało w Polsce utrzymywać fabryk. I tak skończy się sen o europejskim liderze gospodarczym, o którym głośno było na konwencyjnym ulu.