Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Cud w babci rękach

Jeremi Mordasewicz. Fot Tadeusz Późniak (2) Jeremi Mordasewicz. Fot Tadeusz Późniak (2)
Rozmowa z Jeremim Mordasewiczem, przedstawicielem pracodawców w komisji trójstronnej.

Joanna Solska: – Premier, zanim obiecał nam cud gospodarczy na miarę Irlandii, zasięgał u pracodawców języka, na czym on polega. Solidarność o to samo pytała Irlandczyków, ale mam wrażenie, że „ścieżka dojścia” mocno rozczarowała związkowców.

Jeremi Mordasewicz: – Z doświadczeń Irlandii możemy korzystać w sposób ograniczony. W 1987 r., gdy rozpoczynano tam reformę, związki zawodowe obawiały się, że za chwilę będą zmarginalizowane jak w Wielkiej Brytanii za rządów Margaret Thatcher. Irlandzcy związkowcy chcieli tego uniknąć i zdecydowali się na czasowe zamrożenie płac. W Polsce trudno to sobie wyobrazić.

Po co więc nam ten spacer irlandzką ścieżką?

Żeby nie wpaść w kryzys, jak koniunktura naprawdę się skończy. Rząd wydaje za dużo pieniędzy, gospodarka potrafi na te wydatki zarobić tylko przy wysokim wzroście PKB. Przy niższym, rzędu 3–4 proc. rocznie, już ich nie udźwignie. Rząd Prawa i Sprawiedliwości nie liczył się z groszem publicznym. W 2007 r. wydatki państwa wzrosły o 5 proc. ponad inflację. To nie jest droga Irlandii, ale Węgier, które pogrążają się w kryzysie. A w Irlandii drastycznie ograniczono wydatki publiczne. Zanim zdecydowali się na reformy, przez budżet przechodziło ponad 50 proc. PKB. To znaczy, że państwo zabierało obywatelom w formie różnego rodzaju podatków mniej więcej połowę zarobionych pieniędzy. Dzisiaj w Irlandii fiskus zabiera 33 proc. PKB, w Polsce ponad 43 proc.

Czyli wracamy do ulubionej tezy pracodawców: podatki trzeba ciąć, a wydatki kontrolować?

Oczywiście. Trzeba też stwierdzić, gdzie jeszcze drastycznie różnimy się od krajów, którym zazdrościmy dobrobytu. Że źródłem dobrobytu Skandynawii nie są wysokie podatki, ale praca.

Polityka 6.2008 (2640) z dnia 09.02.2008; Rynek; s. 41
Reklama