Społeczeństwo

Matka Polka wersja junior

Matka studentka

Sylwia Chutnik z synem Brunem, którego urodziła na studiach Sylwia Chutnik z synem Brunem, którego urodziła na studiach Alina Gajdamowicz / Agencja Gazeta
Agnieszka dowiedziała się o ciąży miesiąc po rozpoczęciu studiów, Gosia po pierwszej sesji, a Aleksandra na czwartym roku. Po początkowym szoku każda z nich uznała, że studia to najlepszy czas na macierzyństwo.

Gosia, prosząc o przełożenie egzaminu lub usprawiedliwienie nieobecności, prawie nigdy nie wspomina, że ma córkę. Nie chce być ulgowo traktowana. Ba! Porządnie wzięła się do nauki dopiero po porodzie – i dziś jest prymuską. – Chciałam udowodnić, że dam radę i że dziecko nic nie zmieniło w moim życiu. Uczę się dla małej. Tośka musi mieć mądrą mamę, która kiedyś zarobi na jej utrzymanie, lekcje angielskiego i balet.

Gosia urodziła przed sesją zimową na drugim roku. Gdy zachorowała po porodzie i leżała na korytarzu izby przyjęć podłączona do kroplówki, Daniel, narzeczony, czytał jej podręcznik z ekonometrii. Tośka skończyła rok, a Gosia rozpoczęła równolegle drugie studia. Mogła sobie na to pozwolić dzięki pomocy rodziców i dziadków, którzy załatwili nianię, pomogli znaleźć mieszkanie. Zaczęła też pracować na pół etatu w organizacji studenckiej, Daniel również pracował i studiował. Teraz Gosia będzie pisała licencjat na socjologii i robiła magisterium na SGH.

Dziewczyny w ciąży na studiach są uosobieniem matki Polki w wersji junior – mówi Sylwia Chutnik, prezeska Fundacji MaMa. – Jeśli sobie postanowią, to będą miały pracę, świetne wyniki w nauce i jeszcze przyjdą pomagać innym. Te kobiety mają ogromne wewnętrzne poczucie, że robią to wszystko, bo po prostu chcą.

Nikt jednak nie wie, ile kobiet w Polsce wychowuje dziecko jednocześnie studiując. Uczelniom prawo nie pozwala prowadzić takiej ewidencji, a studentki coraz rzadziej przychodzą do dziekanatu po zasiłek z racji urodzenia dziecka. Często nie wiedzą, że taka pomoc im się należy, bądź po prostu nie chcą się przyznawać, że są matkami. Uczelnie zresztą podkreślają, że życie prywatne należy oddzielić od studiowania i udogodnienia, które ewentualnie mogą zaoferować kobietom z dzieckiem, wynikają wyłącznie z dobrej woli, a nie z obowiązku. Toteż na jednej uczelni można bez problemu przejść na indywidualny tok studiowania, a na innych panie z dziekanatu, słysząc podobną prośbę, dosadnie tłumaczą, co sądzą o dziewczynach, które „robią sobie dziecko”, zamiast zająć się nauką.

Z noworodkiem w koszyku

Gosia nie uważa, żeby była kimś nadzwyczajnym, po prostu dobrze organizuje swój czas. Podobnie jak Agnieszka, która przez całe studia spotykała się z podziwem ze strony koleżanek. Teraz, kiedy Kacper ma 9 lat, widzi swoje rówieśniczki starające się o pierwsze dziecko, stojące przed dylematem, jak pogodzić je z pracą, i wie, że syn pojawił się w odpowiednim momencie jej życia.

Agnieszka pracuje w bankowości. 10 lat temu przyjechała z Ostrołęki, żeby studiować na SGGW ekonomię. Uważa, że miała zadatki na karierowiczkę: ambicje i świadomość, że staje do wyścigu szczurów. Nie zdążyła się zadomowić na uczelni, a już się dowiedziała, że jest w ciąży ze swoim chłopakiem z liceum. Artur nie dał plamy – ucieszył się i zaczęli planować przyszłość, w której trzeba było uwzględnić małego Kacpra. Nawet przez myśl nie przeszło Agnieszce, żeby zrezygnować ze studiów albo wziąć rok wolnego. Potrzebowali tylko dobrego planu. Wzięli ślub i na rok wynajęli mieszkanie w Warszawie – niedaleko kampusu, bo Agnieszka karmiła piersią i kiedy jej grupa szła na papierosa, ona w łazience odciągała pokarm dla Kacpra. Potem Artur z dzieckiem wrócił do Ostrołęki. – Pod koniec studiów spędzałam w Warszawie trzy dni w tygodniu i wtedy byłam studentką, imprezowałam, waletowałam u koleżanek w akademiku. Potem wracałam do Ostrołęki, do pieluch i przeistaczałam się w mamę. Za to teraz mam dziecko, które chodzi do szkoły, jest samodzielne i mogę bez wyrzutów sumienia zająć się karierą.

A takie dylematy muszą rozstrzygać jej rówieśniczki. Studia są o wiele przyjaźniejszym środowiskiem do wychowywania dziecka niż pierwsza praca. Plan zajęć na uczelni jest elastyczny, wykładowcy z reguły życzliwi, a czasem nawet wzruszająco pomocni. – Kiedy moja promotorka dowiedziała się, że będę miała dziecko, kupiła przewijak do instytutowej toalety – mówi Sylwia Chutnik, która również urodziła dziecko na studiach.

Ważne jest, że im młodsza mama, tym więcej energii może poświęcić dziecku. Łatwiej też zbudować partnerskie relacje. – Między nami jest tylko 20 lat różnicy, mówimy podobnym językiem, lepiej się dogadujemy – opowiada Agnieszka. Podkreśla jednak, że gdyby nie wsparcie partnera, na pewno nie potrafiłaby pogodzić wszystkich swoich ról.

Aleksandra nie miała tyle szczęścia. Zaszła w ciążę i urodziła, będąc na wymianie międzynarodowej, a ojciec jej dziecka, Irlandczyk grubo po czterdziestce, nie wydawał się dobrym materiałem na męża i tatę, a raczej lekkoduchem z zamiłowaniem do dużo młodszych dziewczyn. Kiedy poszła w Niemczech do ginekologa, aby upewnić się, że jest w ciąży, od razu dostała skierowanie do kliniki aborcyjnej. Dla lekarki to było oczywiste: Polka, studentka, chwilowo tylko przebywająca za granicą. Ale Ola zdecydowała, że urodzi. Przez pierwsze miesiące życia Maćka było najciężej, mieszkała w akademiku, a jak chciała się uczyć, koszyk z noworodkiem podrzucała sąsiadkom z góry. Gdy zdawała ostatnie egzaminy przed wyjazdem, w kawiarni przy uczelni czekała któraś z koleżanek ze śpiącym Maćkiem. Potem, gdy już wróciła do kraju i myślała, że wszystko się ułoży, przeszła operację kolana, pół roku chodziła o kulach i znowu musiała liczyć na pomoc innych. Za to Maciek ma tyle cioć i wujków, że mógłby nimi obdzielić połowę niedużego przedszkola.

 

Nie przeszkadzaj, ja się uczę

Mieszkanie z dzieckiem w akademiku wymaga odwagi i determinacji. Wieczne imprezy, brak prywatności i ciągły hałas, wspólne łazienki i kuchnie. Aleksandra miała szczęście, bo niemieckie akademiki mają wyższy standard. Ania swój pokój w Domu Studenta przy ul. Kickiego w Warszawie musiała odnawiać, żeby wprowadzić się tam z mężem i czteroletnią córką.

Gabrysia w życiu Ani pojawiła się bardzo wcześnie. W pierwszej klasie liceum wszystkie przedmioty pozaliczała już w maju, żeby spokojnie czekać na poród. – Pochodzę z małej miejscowości, spotykałam się ze złośliwymi komentarzami – mówi. – Jednak dzięki temu, że byłam dobrą uczennicą, a mój chłopak mnie wspierał i nie byłam samotną mamą, zamknęłam usta plotkarkom. Maturę zdała świetnie i dostała się na historię na Uniwersytecie Warszawskim. Na początku studiów została stypendystką Funduszu im. Iwony Winiarskiej-Felaszko, działającego przy Fundacji Stefana Batorego i oferującego pomoc młodym ludziom ze wsi i małych miasteczek, którzy chcą się uczyć w Warszawie. Przez rok było jej odrobinę lżej – dostawała pieniądze, ale również pomoc logistyczną, bo osoby z fundacji znalazły żłobek dla Gabrysi. Życie w stolicy zaczynali od zera. Łukasz szukał pracy, musieli urządzić się w akademiku. Kiedy chciała się uczyć, musiała wyjaśnić córce, dlaczego mama nie może się już z nią bawić. Teraz z dumą opowiada, że Gabi, jak widzi mamę z książką, bierze swoje książeczki i zabawki i mówi, żeby jej nie przeszkadzać, bo też idzie się uczyć.

Studentki w ciąży, zdaniem dr Małgorzaty Sikorskiej z Instytutu Socjologii UW, nie są problemem społecznym, w końcu to już dorosłe, odpowiedzialne za siebie osoby. Jednak rzadko się zdarza, żeby dziewczyny świadomie decydowały się na dziecko jeszcze podczas nauki. Z badań przeprowadzonych przez GFK (Pan European FC Study, listopad–grudzień 2009 r.) wynika, że kobiety za najwłaściwszy na to czas uważają wiek 25–30 lat. Na rynku pracy liczy się głównie dyspozycyjność i młody wiek. Jeżeli myśli się o sukcesie, wypada zrobić dwa lata studiów w rok, zacząć pracę na pół etatu lub odbyć parę staży, a nie rodzić dziecko.

Zapytane, co ułatwiłoby im życie, młode mamy sugerują łatwiejszy dostęp do żłobków i przedszkoli. Kilka lat temu na Uniwersytecie Warszawskim działała taka placówka, ale ze względu na małe zainteresowanie ją zamknięto. Teraz, w ramach popularyzowania kariery naukowej wśród kobiet, pojawił się pomysł utworzenia przedszkola dla dzieci pracownic i doktorantek UW. Inicjatywę popiera Fundacja MaMa, której prezeska mówi o potrzebie podobnego programu również dla studentek. Niestety, ostre przepisy dotyczące żłobków utrudniają ich powstawanie, a działania fundacji muszą ograniczyć się do wykazywania władzom, że istniejąca pomoc dla dziewczyn, które starają się pogodzić studia z macierzyństwem – jednorazowa zapomoga z tytułu urodzenia dziecka i zapomoga socjalna dla studentek poniżej 25 roku życia – jest niewystarczająca.

W odwrotnej kolejności

Dziewczyny do najtrudniejszych momentów w byciu matką podczas studiów zaliczają właśnie tę obojętność regulaminów wobec ich sytuacji. Ale poza tym – z trudem przypominają sobie negatywne aspekty wczesnego macierzyństwa. Gosia śmieje się, że to było ciągłe słuchanie Metalliki, bo Tośka usypiała tylko przy piosenkach tego zespołu, Aleksandra mówi o natłoku zajęć i problemach z napisaniem pracy magisterskiej z nogą w gipsie i raczkującym Maćkiem. Jednak wszystkie podkreślają, że dziecko zmieniło ich charaktery na lepsze – stały się bardziej zdeterminowane, ambitne, zorganizowane. Nie zmieniło za to życiowych planów, bo tak jak zawsze chciały, studiują, rozwijają się, pracują i mają szczęśliwą rodzinę. Tylko w odwrotnej kolejności.

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Kraj; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Matka Polka wersja junior"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną