Ciężko zrobiło się już, odkąd został najstarszym polskim patriotą.
O tym, że Józef, mieszkaniec Domu Pomocy Społecznej w Tursku, był ułanem u Piłsudskiego, mówiło się mniej więcej od jego setnych urodzin. Tyle że nikt nie pamięta, czy to sam Kowalski przyznał się do ułanów, czy ktoś powiedział, że Józef tam walczył, a on nie zaprzeczał – i pewnie historia zostałaby w DPS, gdyby nie Dariusz Kurek, kaowiec, który jest też historykiem. Postanowił sprawdzić, ile jest prawdy w opowieściach o służbie Józefa w kawalerii.
Sam Kowalski, jak to stulatek, pamiętał już niewiele. Nie miał pojęcia nie tylko, w jakim mógł służyć pułku, ale też w jakiej bitwie wojny polsko-bolszewickiej brał udział. Dlatego Kurek – jak mówi – poruszał się po omacku, intuicyjnie. Przyjął, że skoro Kowalski urodził się i mieszkał w Wicyniu koło Lwowa, to geograficznie najbliżej było mu do Dwunastego Pułku Ułanów Podolskich. A skoro służył w kawalerii, to powinien – razem ze swoim pułkiem – bić się pod Komarowem. By te przypuszczenia potwierdzić, najpierw dzwonił do Centralnego Archiwum Wojskowego. Niestety, fiszka z nazwiskiem Kowalskiego oprócz podstawowych danych nie zawierała innych informacji. Potem zadzwonił do Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Tam okazało się, że wprawdzie nie ma żadnych danych dotyczących Józefa Kowalskiego – ułana, ale sam fakt, że ktoś taki nadal żyje, postawił wszystkich na nogi.
Od tamtego telefonu historia Józefa Kowalskiego – zbliżającego się wówczas do 110 urodzin, ostatniego żyjącego uczestnika wojny polsko-bolszewickiej – stała się własnością ogólnonarodową.