Społeczeństwo

Z rakiem się nie przegrywa!

Ed Uthman / Flickr CC by 2.0
Przy niemal każdej informacji o tym, że ktoś zmarł w wyniku choroby nowotworowej, pojawia się fraza: „przegrał walkę z rakiem”. Apeluję do koleżanek i kolegów dziennikarzy: zrezygnujmy z tej bezmyślnej formuły.

Przy niemal każdej informacji o tym, że ktoś zmarł w wyniku choroby nowotworowej (ostatnio w przypadku odejścia Krzysztofa Krauzego, Joe Cockera, wcześniej Anny Przybylskiej i wielu innych), pojawia się powtarzana jak mantra fraza: „przegrał walkę z rakiem”. Trudno o bardziej bezmyślne, powtarzane bezrefleksyjnie zdanie. Choroba to nie gra, w której się wygrywa lub przegrywa. Określenie, że ktoś „przegrał” ma w sobie coś bezlitosnego i okrutnego: grał, starał się, walczył, wierzył, miał nadzieję, ale jednak przegrał – znaczy umarł, jest przegrany w tej loterii, gdzie jedni zwyciężają, a inni nie.

Przecież nie o takie pojęcia w jakiejkolwiek chorobie, także nowotworowej, chodzi. Nie takie kategorie należy tu stosować. Ci, którzy używają tej frazy, na pewno nie mają złych intencji, ale słowa niosą własne znaczenie i warto się nad nimi trochę zastanowić, bo one potrafią nieświadomie ranić, wprowadzać niestosowny ton.

Rak ma w powszechnej świadomości specjalne, złowrogie znaczenia. Nikt nie napisze, że ktoś przegrał z grypą, zapaleniem płuc, ebolą, z zawałem czy udarem. Nowotwór zyskał oddzielny status, został niemal spersonifikowany, jawi się jako podstępny, zły, nieubłagany wróg, który „pokonuje” człowieka. Ale to nigdy nie jest przegrana, tak jak sama śmierć nie jest przegraną, jest koleją losu. Z rakiem się nie walczy, ale się go leczy, jak inne choroby. Raz kuracja jest bardziej skuteczna, innym razem mniej, czasami w ogóle. Ale to choroba, a nie gra.

Apeluję do koleżanek i kolegów dziennikarzy: zrezygnujmy z tej bezmyślnej formuły. Krzysztof Krauze, wspaniały reżyser, odszedł od nas, zmarł na chorobę nowotworową, z którą długo żył i podczas której nadal tworzył. Z nikim, niczym i niczego nie przegrał.

Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną