Dom spokojnej starości dla Polaków w Anglii
Co niedziela rezydenci polskiego domu jeżdżą na wycieczki za miasto.
Cmentarz w Newton Abbot z polskimi grobami
Obecnie w Ilford Park Polish Home mieszka 86 rezydentów.
Dariusz Kubiak z żoną Barbarą, która cierpi na chorobę Alzheimera.
Pokój Kazimiery Makowskiej w bungalowie
Jeden z korytarzy, którymi można obejść cały budynek
Dayspace przy Wroclaw Street
Polski sklepik Kazimiery Wandy
Bolesław Mariański podczas codziennego spaceru po domu
Zaczytana Krystyna Bryniarska
Pokój zajęć dla mieszkańców cierpiących na demencję
Co poniedziałek rezydentów odwiedza fryzjer.
Krystyna Gnych podczas dorocznego festiwalu kapeluszy wielkanocnych
Kazimiera Wanda (z domu Siwy) niespiesznie krząta się po małym sklepiku z polskimi produktami przy Warsaw Street, na lewo od głównego wejścia do Ilford Park Polish Home. Otwiera go trzy razy w tygodniu. Można u niej kupić ciastka, ogórki konserwowe, a w lodówce piętrzy się kiełbasa. – Kiedyś otwierałam codziennie, ale teraz w okolicznych miejscowościach są duże polskie markety i ludzie tam jeżdżą. Nie to, co kiedyś. W dawnym Stover Camp sklep Janiny Święcickiej był jeden i bez konkurencji. Było w nim wszystko: kiełbasy, kapusta kiszona, chleb. Nawet jak ktoś się wyprowadził, to na zakupy przyjeżdżał tu – wspomina Kazimiera Wanda.
Pod koniec lat 80. przez jakiś czas pracowała w dawnym Stover Camp jako opiekunka, a potem już w nowym budynku Ilford Park Polish Home. Aż w końcu 11 lat temu usiadła za ladą przy Warsaw Street.
Obozowe życie
Stover Camp powstał w 1948 r. zaledwie dwie mile od centrum Newton Abbot w hrabstwie Devon. I stał się domem dla setek Polaków. – To było jedno z wielu takich miejsc, które po wojnie utworzono w Wielkiej Brytanii dla rodzin polskich żołnierzy na podstawie Polish Resettlement Act z 1947 r. – opowiada Jose Rice, menedżerka opiekunów, która w Ilford Park Polish Home pracuje od 1992 r. – Ustawa gwarantowała polskim żołnierzom walczącym u boku aliantów i ich rodzinom brytyjskie obywatelstwo. Ilford Park to była oficjalna nazwa. Jednak mówiono na to miejsce Stover Camp, a lokalnie po prostu Mała Polska. Mieszkańcy dosyć sprawnie zaadaptowali ten teren. Pochodzę z okolic i jako dziecko bywałam tutaj u koleżanek ze szkoły.
Już w 1948 r. na świat przyszło pierwsze dziecko urodzone w Stover Camp, dziewczynka o imieniu Krystyna, siostra Kazimiery Wandy. Z rodzicami mieszkały w baraku nr 64. Dzieci chodziły do szkoły, dorośli do pracy. Mieli tutaj wszystko. W barakach były szpital, kościół, kuchnie, przedszkole, sobotnia szkoła polska, biblioteka i sklep z polskim jedzeniem. Działała nawet fabryka mrożonych owoców morza. Nie brakowało rozrywek. Można było obejrzeć film w sali kinowej, pójść na przedstawienie, do klubu bilardowego czy na regularne potańcówki przy gramofonie. Dla dzieci i młodzieży organizowano naukę tańców ludowych i zajęcia teatralne. Mała Polska wręcz kwitła w latach 50. i 60.
Taką pamięta ją Halina Grabiec (z domu Kopińska), która do Stover Camp przyjechała z mamą i dwójką braci w 1954 r. Zamieszkali w baraku nr 28, gdzie było w sumie 15 pokojów. Rodzina Haliny zajęła cztery. Łazienki i prysznic były w każdym baraku wspólne. Wspólna też była dla wszystkich mieszkańców stołówka, mieszcząca się w oddzielnym budynku. – Przy stole spotykali się ludzie ze wsi, inteligencja i arystokracja. Z różnych stron Polski. Każdy z nich miał inną historię i przeżycia, jednak całkiem nieźle razem żyli – wspomina Halina.
Za jej czasów przy barakach pojawiły się ogródki, ludzie uprawiali warzywa, a niektórzy zaczęli hodować zwierzęta. Na przykład państwo Radomscy mieli kury. Co wieczór Halina nosiła do nich resztki jedzenia dla drobiu. Baraki w Małej Polsce były poustawiane w rzędach, po kilka z każdej strony. Radomscy mieszkali w tym z nr. 35. Na drugim końcu rzędu. – Pamiętam, kiedy przechodziłam między barakami, z każdego okna słyszałam Radio Wolna Europa.
W Stover Camp Halina Grabiec mieszkała do 20. roku życia. Pod koniec lat 60. wyjechała na studia do Londynu, a kilka miesięcy później jej rodzina wyprowadziła się do pobliskiego Newton Abbot. – Wielu Polaków zasymilowało się z angielskim społeczeństwem. Rodziny podostawały państwowe mieszkania w okolicy. Niektórzy wyjechali do Swindon oddalonego o ok. 100 mil.