Niemal codziennie ujawniane są informacje, że w TVP dzieją się rzeczy karygodne, nad którymi prezes Urbański już dawno utracił kontrolę. Okazuje się mianowicie, że niektórzy zatrudnieni w programach informacyjnych dziennikarze idą na łatwiznę i zwyczajnie migają się od pracy. Odmawiają oni przygotowywania wcześniej zamówionych, trudnych materiałów krytycznych wobec obecnej władzy, a w ich miejsce próbują wpychać materiały niezamówione – źle napisane i poruszające tematy łatwe i głośne, choć zupełnie nieistotne. Na dodatek chwalą się tym jeszcze w wywiadach prasowych.
Gdy Patrycja Kotecka, wiceszefowa Agencji Informacyjnej TVP, chcąc pobudzić jakoś ich ambicje zawodowe, spontanicznie wymyśla ciekawy temat krytyczny, natychmiast spotyka się z kwękaniem i brakiem zaangażowania. Doszło do tego, że bezradna Kotecka dla ułatwienia dziennikarzom pracy nad tematem, który i tak musiała sama wymyślić, zdecydowała się osobiście dostarczać im na biurko z trudem zdobyte tajne dokumenty, podsuwać nazwiska rozmówców, a także podpowiadać słuszne końcowe tezy. W geście rozpaczy obiecała nawet dodatkowo płacić za gotowość do współpracy przy pewnych szczególnie krytycznych materiałach. Niestety, napotyka mur obojętności i niezrozumienia, w wyniku czego niektóre teksty musi pisać sama lub z koleżanką Macieją.
Nie łudźmy się, na dłuższą metę kobieta ta sama wszystkiego nie udźwignie, chociaż bardzo się stara. Jeśli nie zapadną jakieś decyzje, prędzej czy później ta robota ją wykończy. Lub – co gorsza – ona wykończy tę robotę.