W poniedziałek na indonezyjskiej wyspie Bali Joe Biden spotkał się z Xi Jinpingiem, próbując – jak wynika z późniejszych oświadczeń – wysondować jego zamiary i powstrzymać eskalację napięcia między mocarstwami. Spotkanie trwało aż trzy godziny, ale nie jest jasne, jakie właściwie przyniosło rezultaty i czy pomogło w realizacji interesów Ameryki i całego Zachodu w relacjach z Państwem Środka.
„Szczerze i otwarcie”, czyli bez porozumienia
Na konferencji prasowej po spotkaniu Biden zapytany, czy USA wkraczają w fazę zimnej wojny z Chinami, stanowczo zaprzeczył, a na pytanie, czy uważa, że Xi planuje inwazję Tajwanu, odparł: „Nie sądzę, by Chiny planowały wkrótce atak”. Wyspa uważana jest przez Pekin za część Chin, prowincję, która nielegalnie oderwała się od macierzy.
Rozmowę Biden określił jako „szczerą i otwartą”, co jest typowym dyplomatycznym eufemizmem oznaczającym zwykle, że strony kłóciły się i nie osiągnęły porozumienia w żadnej istotnej sprawie. Prezydent USA powiedział, że uzyskał zapewnienie, iż nie będzie „rychłej” inwazji na Tajwan. A więc kiedy: za miesiąc, za rok, za trzy lata?
Tajwan to główna kość niezgody od lat dzieląca Waszyngton i Pekin. Na konferencji prasowej Biden podkreślił, że „polityka jednych Chin” pozostaje niezmieniona, tzn. USA uznają kontynentalne Chiny jako niepodległe państwo, chociaż nie godzą się na aneksję Tajwanu siłą, w wyniku zbrojnej agresji.