Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Balony szpiegowskie? UFO? Do czego strzelają myśliwce USA

Amerykański F-16 nad Alaską. Amerykanie i Kanadyjczycy w ostatnich dniach zestrzelili cztery niezidentyfikowane obiekty. Amerykański F-16 nad Alaską. Amerykanie i Kanadyjczycy w ostatnich dniach zestrzelili cztery niezidentyfikowane obiekty. U.S. Department of Defense Current Photos / Flickr CC BY SA
W ostatnich dniach nad amerykańskim i kanadyjskim niebem zestrzelono już trzy niezidentyfikowane urządzenia. Pentagon milczy na temat ich natury i misji, a w mediach mnożą się spekulacje.

Spływające w weekend depesze z nagłówkami o „amerykańskich samolotach zestrzeliwujących niezidentyfikowane obiekty” mogłyby wskazywać na początek militarnej eskalacji albo wręcz międzynarodowego konfliktu. W kontekście wydarzeń z ostatnich tygodni, przede wszystkim zestrzelenia nad Atlantykiem podwieszonej do balonu z helem chińskiej aparatury zbierającej i przekazującej dane, takie informacje niekoniecznie już szokują. Wciąż brak jednak szczegółów na temat zestrzelonych obiektów, a ponieważ w operacjach brały udział dwa państwa – usunięcie obiektu nad Kanadą autoryzował premier tego kraju Justin Trudeau – sytuacja daje do myślenia.

Czytaj też: Chiński balon szpiegowski nad USA. Pekin reaguje

Dziury w amerykańskim niebie

Wiele wskazuje na to, że Amerykanie próbują uczyć się na błędach. Niezdecydowanie wokół chińskiego balonu, jak również potwierdzone istnienie podobnych przypadków naruszenia amerykańskiej przestrzeni powietrznej przez chińskie obiekty w czasie rządów Donalda Trumpa boleśnie unaoczniły niedostatki USA w obserwacji własnego nieba. Przyznała to nawet Melissa Dalton, zastępczyni sekretarza obrony ds. bezpieczeństwa wewnętrznego, mówiąc, że po incydencie z początku lutego amerykańskie radary zostały ustawione na wyższą czułość i zwyczajnie widzą więcej obiektów latających nad terytorium kraju. Nieoficjalnie amerykańskie media podają, że stało się to na osobiste polecenie Joe Bidena, który miał być mocno zdenerwowany brakiem informacji na temat tej formy potencjalnego szpiegostwa, zwłaszcza gdyby miały stać za nim Chiny.

Jeśli rzeczywiście Amerykanie wreszcie wytężyli wzrok i nagle zaczęli strzelać, czyli też uznawać za niebezpieczne obiekty, które mogły latać nad ich krajem od dawna, należałoby założyć, że takie doniesienia staną się codziennością. Bo dostępne źródła wywiadowcze wskazują, że inwigilacja amerykańskiego nieba jest zjawiskiem powszechnym. Jeszcze w 2021 r. biuro Narodowej Dyrekcji Wywiadu (DNI) opublikowało raport dokumentujący przypadki obserwacji niezidentyfikowanych obiektów na amerykańskim niebie. Wtedy pisano o nich w tonie niemal humorystycznym, bo służyły głównie za pożywkę dla fanów teorii spiskowych na temat kontaktów z cywilizacją pozaziemską. Jak donosił „New York Times”, raport opisywał 143 takie obiekty namierzone od 2004 r., z czego 21 Amerykanie nie byli w stanie zakwalifikować do żadnej istniejącej kategorii obiektów latających. 18 miało cechy technologii, która ani nie była dostępna siłom zbrojnym USA, ani też nie wchodziła w skład znanego Pentagonowi arsenału Rosji czy Chin. Dla wielu był to wtedy jednoznaczny komunikat: władze federalne widziały UFO i ukrywają to przed światem.

UFO nad USA i Kanadą

Jednak te historyczne dane bledną w porównaniu z najnowszymi ustaleniami Pentagonu. Na początku stycznia amerykańska armia opublikowała nowy raport, który zawiera aż 366 przypadków zauważenia nad Stanami obiektów nieznanego (przynajmniej na początku) pochodzenia. Liczba może z początku szokować, ale warto zauważyć, że tym razem informacje pochodziły albo z systemów samej armii, albo z indywidualnych, choć udokumentowanych, zgłoszeń trafiających do Pentagonu. Ustalono już, że 26 z nich to drony, 163 – balony, sześć uznano za „podniebne śmieci”, w tej kategorii zawierając również ptaki. Uwagę zwraca jednak fakt, że aż 171 przypadków nie otrzymało oficjalnej kategoryzacji. Nie oznacza to od razu, że ktoś w USA myśli o kosmitach, a raczej coś odwrotnego: przypadki te były tak mało interesujące z punktu widzenia sił powietrznych, że wciąż nie poświęcono czasu i zasobów, by je dokładnie zbadać.

Do czego więc Amerykanie strzelają teraz? Wszystko wskazuje na to, że sami nie wiedzą. Gen. Glen VanHerck, szef NORTHCOM, północnego dowództwa sił zbrojnych USA, powiedział w niedzielę dziennikarzom, że obiekty te nie przypominały chińskiego balonu zestrzelonego na wysokości Karoliny Południowej, dlatego Amerykanie nie zamierzają zmieniać terminologii i dalej nazywać je – groteskowo, ale precyzyjnie – UFO, czyli „niezidentyfikowanymi obiektami latającymi”.

Dwa z nich zostały zestrzelone nad USA, jeden nad kanadyjską prowincją Jukon. Rada Bezpieczeństwa Narodowego poinformowała na razie, że wyeliminowane obiekty były znacznie mniejsze niż chińska instalacja, której rozmiary porównywano do trzech autobusów szkolnych – te bliższe były samochodowi osobowemu. Spośród trzech przypadków najciekawszy był ten ostatni, zestrzelony nad jeziorem Huron (po amerykańskiej stronie granicy) w niedzielę o 14:42 lokalnego czasu. Pentagon poinformował, że jako pierwsze wyłapały go radary znajdujące się w bazie w Montanie i głównie dlatego został zestrzelony – leciał w okolicy ważnego z militarnego punktu widzenia obiektu. Telewizja SkyNews zacytowała z kolei anonimowego wysokiego rangą urzędnika administracji federalnej, który opisał obiekt jako „ośmiokątny, z przyczepionymi do niego zwisającymi sznurkami, ale bez widocznego ładunku”. Dwa ostatnie przypadki zestrzeleń argumentowane były też wysokością przelotu, która mogła stanowić zagrożenie dla lotnictwa cywilnego.

Podkast: Chiny jak smok budzą się ze snu. Na czym polega ich fenomen?

Piloci jeszcze sobie postrzelają

Wciąż trwają trzy operacje poszukiwawcze mające odnaleźć szczątki zestrzelonych obiektów. Pierwszy, który spadł nad Alaską, oraz trzeci, który wpadł do jeziora Huron, odtworzyć nawet w kawałku będzie bardzo trudno – warunki pogodowe na dalekiej północy nie pozwalają na skuteczną akcję, a szczątki na dnie jeziora są trudne do zlokalizowania. Więcej nadziei pokłada się więc we fragmentach obiektu zestrzelonego w Kanadzie – tutaj padły już zresztą deklaracje ze strony administracji Bidena i Trudeau, że choć konkluzji na razie nie ma, to wszyscy trzymają oczy szeroko otwarte, również na wypadek znalezienia dowodów chińskiego zaangażowania w całą sprawę.

W pewnym więc sensie festiwal strzelectwa lotniczego, jaki Amerykanie urządzili sobie od piątku, może być dobrym znakiem. Tego, że trwa skuteczna nauka na błędach i czyszczenie nieba nad Stanami – nawet jeśli rzeczywiście są to tylko podniebne śmieci, a do ich eliminowania używa się pocisków wartych ponad 300 tys. dol. za sztukę (taki jest koszt pojedynczego sidewindera, którym zestrzelono niedzielny obiekt). Gorzej, jeśli okaże się, że te statki, balony czy drony rzeczywiście operowane były przez Rosję albo Chiny. Oznaczałoby to dla USA spory problem, bo pokazywałoby, że antydemokratyczne mocarstwa inwigilowały amerykańskie niebo prawdopodobnie od lat. Nie wiadomo też, ile podobnych obiektów wciąż znajduje się w powietrzu. Amerykańscy piloci mają więc szansę jeszcze trochę sobie w najbliższym czasie postrzelać.

Czytaj też: Chińska strona Księżyca

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną