Przebywający z wizytą w USA premier Izraela Beniamin („Bibi”) Netanjahu wygłosił przemówienie w Kongresie. W godzinnym, pełnym pasji wystąpieniu bronił prowadzonej przez armię wojny z Hamasem w Gazie. Opisywał ją jako starcie „dobra ze złem” i „cywilizacji z barbarzyństwem”, podkreślając, że jest frontem sił terroru i agresji – wspomniał tu o Iranie – zagrażających również Ameryce. Odrzucał oskarżenia o zbrodnie wojenne w związku z prawie 40 tys. ofiar, twierdząc, że jego wojska robią wszystko, żeby unikać śmierci cywilów. Zarzuty, że Izrael celowo ich zabija i chce „zagłodzić” ludność Gazy, określił jako „nonsens”.
Netanjahu tylko w USA może liczyć na owacje
Znaczną część przemówienia zajęło potępianie masowych protestów w USA i na całym świecie przeciw ofensywie w Gazie. Netanjahu powiedział, że wielu demonstrantów solidaryzuje się z Hamasem, który 7 października dokonał masakry 1,2 tys. Izraelczyków. Przypomniał, że według ustaleń amerykańskiego wywiadu protesty dofinansowuje Iran, a ich uczestników nazwał „pożytecznymi idiotami” Republiki Islamskiej. Nawiązując do częstych na demonstracjach haseł „Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna” – co wyraża chęć eliminacji państwa izraelskiego – podkreślił, że Izrael „nigdy” na to nie pozwoli. Zaapelował wreszcie do USA o dalsze dostawy broni i sprzętu do walki w Gazie. „Dajcie nam szybciej narzędzia, to szybciej dokończymy robotę” – powiedział, powtarzając słynny apel Winstona Churchilla do Ameryki w czasie II wojny światowej, aby pomogła mu w walce z Hitlerem.
Zebrani w Kongresie ustawodawcy co chwila nagradzali Netanjahu burzliwymi owacjami na stojąco. Jak zauważają komentatorzy, Bibi tylko w USA może dziś liczyć na tak entuzjastyczne przyjęcie, bo w samym Izraelu zdecydowana większość społeczeństwa – według sondaży ok. 70 proc. – życzy sobie jego odejścia z urzędu. Ciążą na nim zarzuty korupcji i współodpowiedzialności za tragedię 7 października. Jego rząd, w którego skład wchodzą prawicowi ekstremiści, tacy jak Itamar Ben-Gewir i Becalel Smotricz, doprowadził do zaognienia konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a potem dał się zaskoczyć Hamasowi.
Planując tę wizytę, Netanjahu liczył, że poprawi ona jego wizerunek na świecie i w Izraelu mimo potępień sposobu prowadzenia wojny, zdaniem krytyków sprowadzającej się do karania Palestyńczyków na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności. Wyprawa miała też pokazać, że Bibi nadal cieszy się poparciem w USA, i to ponadpartyjnym, czemu służyło przemówienie w Kongresie. Zaproszenie do wygłoszenia go otrzymał od przywódców obu partii w Senacie i Izbie Reprezentantów. Lider demokratycznej większości w Senacie Chuck Schumer, niesłychanie krytyczny wobec szefa izraelskiego rządu, wezwał go nawet w tym roku do ustąpienia, ale przyłączając się do zaproszenia, oświadczył, że związki Ameryki z Izraelem są „ważniejsze niż jeden premier”.
Bibi spotka się z Harris, Bidenem i Trumpem
Wystąpienie Netanjahu zbojkotowało jednak ok. 50 demokratycznych ustawodawców z obu izb Kongresu. Nieobecna była Kamala Harris, chociaż do tradycyjnych obowiązków wiceprezydenta należy przewodniczenie posiedzeniom Senatu. Kandydująca na prezydenta Harris ma się z premierem spotkać w czwartek. Zapowiedziano także na ten dzień spotkanie Bibiego z Bidenem. W piątek szef izraelskiego rządu odwiedzi Mar-a-Lago na Florydzie, gdzie powita go były prezydent Donald Trump. On i jego republikańscy stronnicy kreują się na lepszych, lojalniejszych sojuszników Izraela niż Demokraci.
Ceremonialną rolę wiceprezydentki przejął przy powitaniu Netanjahu Ben Cardin, senator z Maryland o żydowskich korzeniach. Wśród bojkotujących byli jednak tacy legislatorzy żydowskiego pochodzenia jak niezależny senator Bernie Sanders i kongresmenka Jan Shakovsky. Sanders, lider lewego skrzydła Demokratów, powiedział, że potępia Netanjahu, bo odrzuca rozwiązanie konfliktu w formule dwóch państw. Shakovsky oświadczyła, że „jest dumną Żydówką”, ale uważa, że Bibi celowo przedłuża wojnę, bo „zdaje sobie sprawę, że gdy się skończy, pójdzie do więzienia”.
Flaga USA, kukła Netanjahu
Wizycie Netanjahu towarzyszą masowe protesty przeciwko jego polityce w konflikcie izraelsko-palestyńskim. W przeddzień przemówienia w Kongresie w tzw. rotundzie – centralnej sali-przedsionku – na Kapitolu odbyła się siedząca manifestacja kilkuset młodych działaczy „Jewish Voice for Peace”, propalestyńskiej organizacji żydowskiej domagającej się przerwania ofensywy w Gazie. Ok. 200 jej uczestników aresztowano.
W czasie przemówienia Netanjahu tysiące ludzi demonstrowało przed Kapitolem i na waszyngtońskim Mallu przeciw jego wizycie i wojnie. Trwająca od października kampania protestów domaga się zaprzestania pomocy USA dla Izraela. W środę demonstranci wznosili palestyńskie flagi i banery z hasłami potępiającymi premiera jako zbrodniarza wojennego. Na jednym z nich namalowano obok jego zdjęcia swastykę, spalono też amerykańską flagę i kukłę Netanjahu.
Wśród protestujących wyróżniały się grupy Amerykanów żydowskiego pochodzenia, w tym ortodoksyjni rabini z transparentami potępiającymi fakt istnienia Izraela. Mniejszościowe środowiska haredim, ultraortodoksyjnych Żydów, uważają, że Izrael powinien powstać dopiero po przyjściu Mesjasza.
Czytaj też: Dlaczego Ameryka tak bezgranicznie kocha Izrael
Wojna w amerykańskiej kampanii
Wizyta Netanjahu, organizowana przed kryzysem politycznym w USA wywołanym debatą Bidena z Trumpem 27 czerwca, zapowiadała się jako mniej kontrowersyjna niż jego przyjazd do Waszyngtonu w 2015 r. Zaproszony wtedy tylko przez Republikanów – bez wiedzy i zgody ówczesnego prezydenta Baracka Obamy – wygłosił przemówienie w Kongresie będące krytyką zawartego z inicjatywy Obamy układu nuklearnego z Izraelem. Tym razem Bibi, zaproszony przez liderów obu partii, miał – niezależnie od podbudowania własnej pozycji – umocnić sojusz Izraela z Ameryką i ponownie zwrócić uwagę świata na wojnę z Hamasem jako konflikt demokratycznego Zachodu z siłami autokracji, agresji i terroru.
Niespodziewana burza polityczna w USA – dymisja Bidena jako kandydata w wyborach, zamach na Trumpa i wyniesienie Harris jako wybranki Demokratów do roli następczyni prezydenta – zmieniła kontekst wizyty. Zamiast przypomnieć o wojnie w Gazie zgodnie z intencjami i narracją Izraela, może przyczynić się teraz do ożywienia napięcia w USA wokół konfliktu izraelsko-palestyńskiego i podsycenia sporów wokół wojny w Gazie. Zamiast potwierdzić ponadpartyjny charakter poparcia dla Izraela w USA, wizyta przypomniała o partyjnych podziałach w tej sprawie.
Biden po 7 października mocno poparł Izrael, ale w miarę ofensywy w Gazie, rosnącej liczby ofiar cywilnych i nasilania się protestów przeciw wojnie zaczął głośno krytykować rząd w Jerozolimie i w pewnym momencie jako ostrzeżenie wstrzymał dostawy broni do ofensywy w Rafah. Ułatwiło to Republikanom demagogiczne oskarżenia, że rzekomo niedostatecznie pomaga najważniejszemu sojusznikowi USA na Bliskim Wschodzie.
Amerykański plan pokojowy w Gazie, przewidujący stopniową deeskalację zbrojnego konfliktu i zwolnienie przetrzymywanych przez Hamas zakładników, w tym Amerykanów, pozostaje na razie na papierze. Wojna trwa i wygląda na to, że po okresie zaabsorbowania opinii w USA sprawami krajowymi stanie się jednym z tematów kampanii przed wyborami prezydenckimi w listopadzie.