Nie ustają deszcze i nie napawają optymizmem prognozy na południu i wschodzie kontynentu. W ubiegłym tygodniu epicentrum powodziowej katastrofy znajdowało się w Rumunii, zginęły cztery osoby. Najgorzej było w regionie Galati, gdzie woda przedostała się przez wały, niszcząc dziesiątki budynków. Krytycznie było również na południu Polski – fala zmiotła z powierzchni ziemi Stronie Śląskie, dokonała zniszczeń w Głuchołazach, Nysie i Kotlinie Kłodzkiej. Drugi tydzień kryzysu hydrologicznego przesunął mapę zagrożeń do kolejnych krajów. Po Polsce, Rumunii, Czechach i południowych Niemczech teraz zagrożone są Austria, Węgry i Słowacja.
Wielka woda na Węgrzech
Opublikowane w czwartek rano przez Radio Wolna Europa zdjęcia z Budapesztu nie pozostawiają wątpliwości – wielka woda już tam jest. W 13. dzielnicy przelała się przez nabrzeże, zalewając bulwary wzdłuż Dunaju. Teoretycznie najgorsze minęło – według prognoz i komunikatów rządu Viktora Orbána fala kulminacyjna przetoczyła się przez miasto w nocy z wtorku na środę.
Nie znaczy to, że Budapeszt może odetchnąć. W mediach krążą sprzeczne prognozy, niektóre z nich, podawane m.in. przez Euronews i ABC, wskazują, że najwyższy poziom Dunaj osiągnie w sobotę. Miasto na pewno nie jest całkiem bezpieczne i mieszkańcy zdają się to wiedzieć. Wstrzymana jest częściowo komunikacja miejska, zwłaszcza na obszarach bezpośrednio przylegających do rzeki. Zamknięto 43 śluzy, zbudowano długą na 1,7 tys. m zaporę z worków z piaskiem i gliny. Worki rozdawane są zresztą ludności, niektórzy sami rozstawiają je wokół domów.
Władze miasta przygotowują się na możliwe zalanie części sieci metra i co najmniej kilku stacji. Zagrożona jest wyspa św. Małgorzaty, popularny teren rekreacyjny, ściągający turystów. Sytuacja jest kryzysowa również w innych częściach Węgier. Miasta takie jak Vac i Gyor przygotowują się na nadejście fali w drugiej połowie tygodnia (spodziewane w piątek lub sobotę).
W samym Budapeszcie maksymalny poziom wody w Dunaju ma dojść do 8,5 m. Tempo wzrostu jest ogromne – Euronews donosi, że z powodu silnych opadów stan wody potrafił podnieść się o prawie metr w ciągu jednej nocy. Władze apelują o przygotowanie zapasów żywności, środków higienicznych i zabezpieczenie się na wypadek przerw w dostawie prądu, nie tylko na terenach bezpośrednio dotkniętych przez powódź.
Czytaj też: Wrocław czeka na wodę. Czuć napięcie. Ludzie wyrywają sobie worki z piaskiem
Zniszczenia na Słowacji i w Austrii
Źle wygląda również sytuacja na Słowacji, choć Bratysława przed powodzią już się najpewniej obroniła. Tam także Dunaj podniósł się o prawie metr w ciągu doby, ale wały wytrzymały. Ich struktura pozwala na utrzymanie rzeki w korycie nawet przy ewentualnym podniesieniu się wody o 1,5 m, Słowacy mieli więc jeszcze trochę zapasu – nawet jeśli widok nie napawał optymizmem.
W centrum miasta poziom Dunaju doszedł do 963 cm. Stan zagrożenia, wprowadzony przez rząd Roberta Ficy dla Bratysławy i trzech okolicznych powiatów, został odwołany we wtorek rano. W stolicy i przylegających miejscowościach ewakuowano blisko 100 osób. Powódź niesie jednak za sobą inne zagrożenia. Leśnicy podkreślają, że fala wyrwała albo mocno uszkodziła setki drzew, które teraz płyną z prądem. Mogą zniszczyć lub uszkodzić samochody, instalacje elektryczne, trakcje kolejowe, stanowią zagrożenie dla ludzi. Władze apelują o niewychodzenie z domu bez potrzeby na obszarach, przez które przeszła fala i gdzie zapowiadane są wichury.
Woda spowodowała także spore szkody w Dolnej Austrii, choć tam dotyczą głównie obszarów rolnych. Zniszczone są uprawy, giełdy warzyw i owoców. Powódź wpłynęła też na sytuację polityczną – 29 września Austriacy wybiorą parlament. Większość partii zawiesiła kampanię. Kryzys powodziowy przyniósł pięć ofiar śmiertelnych. Są wśród nich dwie starsze osoby, w wieku 70 i 80 lat, które utonęły, bo nie mogły uciec z domów – służby nie dotarły na czas, by przeprowadzić ewakuację.
Takich powodzi będzie więcej
Według danych z czwartkowego poranka w Europie Środkowo-Wschodniej zginęło z powodu powodzi 21 osób. Niemal na pewno wskaźnik ten się podniesie, zmieni się też percepcja szkód wyrządzonych przez powódź. Na większości obszarów dotkniętych kataklizmem woda wciąż ma podwyższony poziom, rzeki są daleko poza macierzystym korytem. Nie sposób ocenić całości zniszczeń – ten proces zajmie zapewne kilka tygodni, o ile nie więcej.
Pojawiają się też pierwsze komentarze ekspertów wskazujących m.in. na rabunkową gospodarkę leśną w polskich i czeskich Karkonoszach jako jeden z powodów tak szybkiego wezbrania wody – nie zatrzymuje się już w górach. A dokładniej – nie ma jej tam co zatrzymać, więc potoki przelewają się przez zbocza bez przeszkód. Ścierają się także politycy, obwiniający się wzajemnie o zaniedbania, zbyt późne włączenie wojska do operacji ratunkowych i chaos informacyjny. Z tej awantury wyłania się rosnąca świadomość, że powodzi w Europie Środkowo-Wschodniej będzie coraz więcej, również tak katastrofalnych w skutkach jak tegoroczna. Zmiany klimatu, połączone ze szkodami wyrządzonymi przez człowieka w gospodarowaniu zasobami naturalnymi, tylko ten proces przyspieszą.