Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Atomowy megafon Trumpa. Ameryka gra z Rosją w podwodne szachy. „Putin, uważaj, bo mam rakiety”

Donald Trump Donald Trump Abaca Press / Forum
Prezydent USA przemówił do Rosji w jedynym języku, który ona zdaje się rozumieć – siły. Zrobił to jednak na tyle głośno, by Kreml jego ruchów nie musiał się naprawdę bać.

Publiczne ogłaszanie misji nuklearnych okrętów podwodnych nie jest zwyczajem mocarstw posiadających takie uzbrojenie. To najcenniejsze klejnoty w atomowej koronie, są bowiem ostatecznym narzędziem gwarantowanego zniszczenia. W doktrynach nielicznych krajów z takimi udokumentowanymi zdolnościami (USA, Rosja, Francja, Wielka Brytania) mają do wykonania zadanie tzw. martwej ręki – uderzenia odwetowego, gdy z wszelkim prawdopodobieństwem ich ojczyzna padnie ofiarą destrukcyjnego ataku nuklearnego. To też przypuszczalnie ostatnie zadanie w służbie dowódców okrętów i ich załóg, bo potem z reguły (choć to kwestia dyskusyjna) nie ma dokąd wracać.

Sam fakt, że podwodni nosiciele strategicznych wielogłowicowych pocisków balistycznych są w stanie opróżnić swoje wyrzutnie w półtorej minuty, po czym zniknąć, mrozi krew w żyłach polityków i strategów odpowiedzialnych za los milionów ludzi na wypadek wojny nuklearnej. Dziesiątki megaton niszczącej energii są w stanie spaść na miasta i wojskowe bazy zaatakowanego kraju w kilkadziesiąt sekund i bez uprzedzenia – w czasie za krótkim, by cokolwiek zaradzić. Odkąd się pojawiły, czyli od ponad półwiecza, atomowe okręty podwodne, przenoszące uzbrojone w głowice atomowe, wystrzeliwane spod wody rakiety balistyczne, są najgroźniejszym, bo działającym skrycie, elementem nuklearnej triady – systemu odstraszania, ale nie obrony, a wzajemnego gwarantowanego zniszczenia.

Czytaj też: Miedwiediew grozi USA, Trump wysyła okręty atomowe. Zaczęło się niewinnie

Atomowy argument Trumpa

Na atomowej szachownicy takie okręty podwodne są utajonymi hetmanami, których ruchów nie da się wykryć.

Reklama