Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Rzeźnicy w bieli

Noc św. Bartłomieja

Katarzyna Medycejska o świcie po nocy św. Bartłomieja. Malował Edouard Debat-Ponsan. Katarzyna Medycejska o świcie po nocy św. Bartłomieja. Malował Edouard Debat-Ponsan. Wikipedia
XVI-wieczną Francją wstrząsały krwawe wojny religijne. Ich bestialskim apogeum była noc św. Bartłomieja w sierpniu 1572 r. Ofiarą masakry urządzonej przez katolików padło 4 tys. hugenotów. Do dziś nie wiadomo, kto był inspiratorem tej jatki.
XVI-wieczny obraz przedstawiający rzeź hugenotów, malował Francois Dubois.EAST NEWS XVI-wieczny obraz przedstawiający rzeź hugenotów, malował Francois Dubois.
Najważniejsza ofiara - admirał Gaspard Coligny.AKG IMAGES/EAST NEWS Najważniejsza ofiara - admirał Gaspard Coligny.
Najważniejsza intrygantka - Katarzyna Medycejska, matka króla Francji.AKG IMAGES/EAST NEWS Najważniejsza intrygantka - Katarzyna Medycejska, matka króla Francji.
Bezradny syn królowej - w roku 1572 mający zaledwie 22 lata Karol IX. Malował Francois Clouet.Wikipedia Bezradny syn królowej - w roku 1572 mający zaledwie 22 lata Karol IX. Malował Francois Clouet.

Dossier Henryka Walezego, brata Karola IX, obciąża niejasny do końca udział w masakrze w dzień św. Bartłomieja 1572 r. Sprawa ta zaczęła się od chwili, gdy królowa matka, Katarzyna Medycejska, de facto sterująca polityką francuską, zdołała przekonać swego syna, panującego króla Karola IX, że jedynie ślub jej córki Małgorzaty de Valois z protestanckim królem Nawarry Henrykiem Burbonem (w przyszłości: Henrykiem IV) może przerwać konflikty religijne.

Henryk Burbon pojawił się więc w Paryżu, ale w żałobie po śmierci matki Joanny d’Albert (przyśpieszonej, jak głosiły uporczywe plotki, przez truciznę Katarzyny Medycejskiej). Henryka otaczało 800 panów hugenockich z liczną służbą, nie licząc kupców, mieszczan itp. Przybywało ich coraz więcej i w sumie była to niemała armia. Ślub odbył się 18 sierpnia 1572 r. w katedrze Notre Dame w dwóch etapach: najpierw bowiem panowie katoliccy uczestniczyli w nabożeństwie, a panowie hugenoccy poza admirałem Colignym czekali przed bramą i dopiero tam kardynał Karol de Burbon połączył ręce nowożeńców.

Jak dotąd sprawy szły ku zgodzie. Z okazji wesela wystawiono nawet alegoryczną maskaradę „Raj miłosny”, odgrywaną przez króla Karola IX, Henryka i Franciszka Walezjuszy oraz Henryka Burbona. Admirał sztukę obejrzał, a następnego dnia podziwiał Walezjuszy w roli Amazonek, Henryka Burbona zaś jako Turka. 22 sierpnia 1572 r. Coligny uczestniczył w Radzie Królewskiej. Jednakże spokój był pozorny: gdy admirał wracał do domu wynajętego przy ulicy de Béthisy – z okna padły strzały, jeden strzaskał mu ramię.

Admirał Coligny był dzielnym żołnierzem. Po zawarciu pokoju religijnego w 1570 r. wrócił do łask Karola IX. Na swój sposób król kochał admirała, nazywał go nawet ojcem, cenił za to, że ten kalwiński wojownik usiłował zjednoczyć wszystkich Francuzów – bez względu na wyznanie – w walce z Hiszpanami, tj. Habsburgami.

Zamach rozwścieczył króla. Nakazał prezydentowi parlamentu paryskiego Krzysztofowi de Thou podjęcie śledztwa. Przyjechał do Coligny’ego wraz z osobistym lekarzem, słynnym Ambrożym Paré. Podobno wtedy miał powiedzieć admirałowi: „Rana jest pańska, ale ból jest mój”. Karol IX, mimo że znany był z depresyjnej chwiejności, pojął, że pokój religijny, jak i wielkie plany mogą zostać pogrzebane wskutek zamachu. De Thou, choć katolik, nie usiłował tuszować sprawy. Zamachowcem, który pozostawił dymiący arkebuz w oknie pobliskiego domu, okazał się Karol de Maurevert, zawodowy morderca, ostatnio w służbie katolickiego księcia Henryka de Guise (Gwizjusza). Gwizjusz miał powód, by zlecić zabójstwo Coligny’ego, gdyż jego ojciec, diuk Franciszek Gwizjusz, został skrytobójczo zabity, a za inspiratora zamachu uważano właśnie admirała.

Nici śledztwa wiodły jednak także do królowej. Część historyków sądzi, że Katarzyna prowadziła przebiegłą grę: chciała pozbyć się jednych przeciwników, hugenotów, rękoma innego przeciwnika, Henryka Gwizjusza. Nieudany zamach spowodował jednak, że i królowa matka znalazła się w kręgu podejrzanych. W przeciwieństwie do Gwizjuszy, którzy z łatwością pozyskiwali milicję miejską i plebs, ona nie cieszyła się popularnością w Paryżu.

Pozostało nam kilka źródeł pisanych; reszta oparta jest na poszlakach. Córka Katarzyny Małgorzata (Margot) de Valois w swym pamiętniku wspomina o groźbach wysuwanych przez delegację hugenotów wobec królowej matki po postrzeleniu admirała. Miało to poruszyć Katarzynę, która „upewniła się, że powyższe wydarzenie tak zmieniło bieg spraw, iż jeśli się nie uprzedzi ich [hugenotów] planów, natychmiast tej nocy dokonają zamachu na króla i królową”.

Margot przyznała też, że jej matkę popierali w tym zamachu nie tylko Gwizjusze, ale „mój brat król Polski, późniejszy król Francji” (Henryk Walezy). Admirał – wedle jej słów – „będzie ciągle zagrażał państwu i choć stwarza pozory, że jest przywiązany do króla i pragnie mu służyć we Flandrii, jego jedyne zamierzenie to siać niepokój we Francji”, więc „królowa chciała w tym przypadku uwolnić królestwo tylko od tej zarazy – od samego admirała”.

Czy jej opowieść jest wiarygodna? Chyba tak, skoro inne przekazy mówią o groźbach hugenotów, że jedno ramię admirała będzie kosztować 38 tys. rąk jego wrogów. Paryż wrzał, milicja zbroiła się wbrew królewskim zakazom, a lekceważony król tracił kontrolę. Karty rozdawała jego matka z Henrykiem Walezym oraz Gwizjusze.

Znienacka opuścił Paryż ambasador hiszpański. Zapachniało wojną z Hiszpanią! Karol IX znalazł się pod ogromnym ciśnieniem. Historyk Jean-Louis Bourgeon wskazuje, że to właśnie szantaż wojenny ze strony ultrakatolickiej Hiszpanii spowodował, że Karol IX porzucił „ojca”, czyli Coligny’ego. Chwiejny i ulegający depresji, nie mogąc samemu uporać się z kryzysem politycznym i psychicznym, wrócił pod skrzydła matki, silnej osobowości, o ogromnym zmyśle politycznym. Królowa, jak zauważył historyk Denis Crouzet, zaszachowała koronowanego syna widmem rokoszu protestantów.

Napięcie gwałtownie rosło. Chroniąca króla gwardia francuska, szwajcarska i niemiecka odmawiała wykonywania obowiązków. Ręce maczali w tym Gwizjusze prący do rozprawienia się z hugenotami. Pozbawiony elementarnego poczucia bezpieczeństwa król wpadał w zastawione sieci. Podczas wieczornej narady, 23 sierpnia w Luwrze, Katarzyna przekonała syna, że Francja pękła znów na dwa obozy i „Jego Królewska Mość znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie bądź ze strony katolików i pana de Guise, bądź ze strony hugenotów”.

Wtedy Karol IX „zawsze bardzo powolny względem królowej swojej matki i książę bardzo katolicki, postanawia nagle przyłączyć się do królowej” – napisała Margot. Król miał w amoku wykrzyknąć do Gwizjusza i burmistrza Paryża: „Ale zabijajcie ich wszystkich, aby nikt nie został, kto by mógł mi to wypominać!”. Machina zabijania ruszyła.

24 sierpnia 1572 r. około godziny trzeciej o brzasku rozległ się w mieście strzał. Katarzyna nie spała tej nocy, podobnie jak jej syn Henryk Walezy. Wystrzał oznaczał początek czystek i dopiero wtedy Henryk się opamiętał. Wysłał nawet gońca do Gwizjusza, aby ten zaniechał akcji. Ale było już za późno.

Gdy zaczęło świtać, dzwon kościoła Saint-Germain-l’Auxerrois obudził admirała. Po nim rozkołysały się następne. Coligny domyślił się, co się święci i, jak zawsze waleczny, czekał spokojnie na śmierć. Padł przeszyty rapierem najemnika niemieckiego, niejakiego Besme, po czym dobiły go inne miecze. Ciało wyrzucono na bruk. De Guise nadepnął na głowę konającego admirała i kazał ją oderżnąć. Zaniesiono ją do Luwru, a potem zabalsamowaną posłano papieżowi do Rzymu.

Rozpętało się piekło. Oznaczeni na biało zadziwiająco dobrze zorganizowani katolicy wdzierali się do domów uśpionych hugenotów, rżnąc ich bezlitośnie. Luwr, w którym pozostał król Nawarry i szwagier króla Henryk Burbon, książę Kondeusz i panowie protestanccy, też nie zapewniał bezpieczeństwa. Początkowo Katarzyna Medycejska i król Karol zamierzali ich wszystkich uratować, ale zbuntowana gwardia królewska, podjudzana przez Gwizjusza, żądała krwi. Wypadki wymknęły się spod kontroli.

Henryk Burbon nim dowiedział się o rzezi, zaczął dzień beztrosko – od gry w piłkę. W tym czasie jego żona Małgorzata usiłowała odespać zaległości nocne, bynajmniej nie powstałe po spędzeniu nocy w ramionach męża. Obudził ją krzyk: „Nawarra, Nawarra”, po czym do komnaty wtargnął poraniony szlachcic de Léran, padając bez zmysłów na łożu królowej Nawarry. Margot zdołała go uchronić przed mordercami, ale nie innych, którzy na jej oczach padali pod ciosami mieczów i halabard.

Gwardia szwajcarska i niemiecka nie miały żadnych zahamowań podczas masakry. Sam Karol IX miał wpaść w szaleństwo i, jako miłośnik polowań, strzelał do biegających po dziedzińcu hugenotów. Henryk Burbon siedział milczący, podczas gdy książę Henryk Condé miotał przekleństwa. Obydwaj zachowali życie, obiecawszy przejście na katolicyzm.

Jeszcze większa rzeź odbywała się w domach i na ulicach Paryża. Do tej pory nie jesteśmy pewni, jaki był w tym udział Katarzyny Medycejskiej. Już wcześniej podejrzewana była przez dwór i lud, a potem przez historyków, o stosowanie trucizn i matactwa polityczne. To ona stworzyła Szwadron Podfruwajek wyciągający podczas amorów sekrety dworskie i polityczne. Krytycy Katarzyny sądzą, w zgodzie z czarną legendą, że diaboliczny plan wybicia protestantów we Francji miał przyczynić się do dobrych relacji z Hiszpanią i zagwarantować synom tron.

Bardziej łaskawi dla Katarzyny Medycejskiej historycy wskazują jednak, że masakra została starannie przygotowana nie przez nią, lecz przez Gwizjuszy w porozumieniu z władzami Paryża. Zorganizowano grupy specjalne ozdobione białą szarfą z hiszpańskim krzyżem, sporządzono listy hugenotów, oznaczano ich domy, a „komisarze, naczelnicy dzielnic i dziesiętnicy paryscy chodzili ze swymi ludźmi od domu do domu, tam gdzie spodziewali się zastać hugenotów, rozkazując otworzyć bramy w imieniu króla, i mścili się na tych biednych rzemieślnikach, młodzieńcach, starcach, kobietach i dzieciach za ich rzekomy spisek, nie zważając na płeć, wiek ani stanowisko” – jak opisywał to naoczny świadek.

„Rzeź była największa na ulicy św. Honoriusza i w jej okolicach”, relacjonował historyk Robert Hénard, „gdyż tutaj znajdowały się liczne oberże napełnione panami kalwińskimi”. Do oddziałów morderców zorganizowanych przez Gwizjuszy dołączyły bandy zbirów nieoglądających się na wyznanie. Aby się uchronić przed „zbrojnym ramieniem ludu”, należało nosić medalik z napisem „Jezus-Maryja”, więc obrotni klerycy zaczęli sprzedawać je po wygórowanych cenach. Protestantów zabijano w domach, na ulicach, w kolegiach uniwersyteckich, matki z dziećmi wleczono nad Sekwanę. Cały czas kursowały wozy z dogorywającymi, aż w końcu ktoś wpadł na pomysł, by nie dobijać konających, bo i tak utoną w Sekwanie.

Chwiejny król zdawał się poruszony lawiną, jaką wywołał. 24 sierpnia pisał do korespondentów, że padł ofiarą fatalnego rokoszu, wskazując na Gwizjuszy. Jednakże masakra trwała nadal i Karol IX stanął wobec dylematu, czy jest w stanie pohamować gniew ludu? Gdy zjawiła się przed nim delegacja parlamentu paryskiego 25 i 26 sierpnia, znów zmienił zdanie i oznajmił, że przyjmuje odpowiedzialność za śmierć admirała, gdyż spiskował on przeciw państwu. Chwiejny król nie był w stanie się zdecydować, kto jest winny, pozostawiając swe wątpliwości także zdezorientowanym historykom, kogo należy w głównej mierze obarczyć winą za ten akt ludobójstwa.

Sytuację po części tłumaczy fakt, że niebawem Karola IX zaczęły pochłaniać mroki choroby umysłowej. Na prowincję wysyłał sprzeczne decyzje: najpierw zachowania spokoju, a potem wyrżnięcia hugenotów. W rezultacie rozchwianej do cna polityki i nieposłuszeństwa wobec króla masakry trwały do 29 sierpnia pochłaniając w Paryżu 4 tys. ofiar. Ale to nie koniec. „Katolicka furia uderzyła w hugenotów w Orleanie, Bourges, Angers, Rouen, Lyonie, Bordeaux i Tuluzie, pozostawiając po sobie tysiące ofiar” – napisał Jean-Francois Solnon. Radość w Rzymie z tego powodu była ogromna: papież Grzegorz XIII, skądinąd zasłużony reformator kalendarza, kazał oddać salwę armatnią z Zamku św. Anioła i rozpalić ognie na ulicach.

Europa była wstrząśnięta. Zwłaszcza Polska, która pamiętała o rzezi rok później, gdy wybierano Henryka na króla Polski. Si non iurabis, non regnabis – jeśli nie przysięgniesz, nie będziesz panował – miał zawołać Jan Zborowski 22 sierpnia 1573 r. w Luwrze do Henryka Walezjusza, gdy został obrany na króla. Chodziło o zaprzysiężenie pokoju religijnego w Rzeczpospolitej, zagwarantowanego w pierwszej konstytucji na świecie, zwanej konfederacją warszawską.

Polityka 34.2012 (2871) z dnia 22.08.2012; Historia; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Rzeźnicy w bieli"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną