Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jak Żyd stawał się wrogiem

Wydanie specjalne POLITYKI Kliknij , aby dowiedzieć się więcej o publikacji. Wydanie specjalne POLITYKI Kliknij , aby dowiedzieć się więcej o publikacji.
Z kwestią żydowską w Polsce mamy do czynienia niemal od zarania państwowości, a z pewnością od XI w.


 

 

1Maria Janion (w ciekawym eseju drukowanym niedawno w „Gazecie Wyborczej”) doszukuje się początków antysemityzmu w Polsce w XIX w. Na przykładzie mitu mordu rytualnego próbuje prześledzić, jak „chrześcijański antyjudaizm – w procesie ideologicznej transformacji – staje się nowożytnym antysemityzmem”. Za jego twórcę uważa Stanisława Staszica, który na dwa stulecia zaszczepił Polakom przekonanie, iż „Żydzi to przyczyna wszelkich nieszczęść narodu polskiego”, a w ich religii „zawarty jest nakaz oszustwa”. Za jego zaś piewcę – Zygmunta Krasińskiego, który w „Nie-Boskiej komedii” zawarł swego rodzaju antysemicki kanon, wyrastający z wcześniejszych stereotypów. Kanon ów, uważa prof. Janion, wpisywał się w proces kształtowania „na podłożu feudalno-romantycznym – nowożytnego nacjonalizmu”.

To interesujące tezy. Jednakże ewolucja polskiego antysemityzmu jest zjawiskiem jeszcze bardziej złożonym.

2Z kwestią żydowską w Polsce mamy do czynienia niemal od zarania państwowości, a z pewnością od XI w. Wtedy to proces krzepnięcia mieszczaństwa na zachodzie Europy, a także towarzyszący wyprawom krzyżowym fanatyzm religijny sprawiły, jak pisał Joachim Lelewel, że „co żyło, ukryć się zdołało, uchodziło odetchnąć na ziemiach słowiańskich, siedlić się w Polsce”. Za panowania zaś Władysława Hermana dochodziło już do „gromadnych wędrówek prześladowanych Żydów w granice Lechii”.

Przez całe stulecia wzajemne relacje układały się więcej niż poprawnie, a na szerszym tle europejskim – niemal harmonijnie. Oczywiście, tumulty i akty gwałtu zdarzały się jeszcze w średniowieczu. Miały wszakże charakter sporadyczny – niesystemowy. Władcy otaczali Żydów opieką i ochroną prawną. Załamanie przyszło w połowie XVII w. Prześladowania wojny trzydziestoletniej wyrzuciły na ziemie polskie 200-tysięczną masę uchodźców. Wojny moskiewskie, szwedzkie, tureckie podkopały potęgę Rzeczpospolitej. Objęte pożogą Kresy Wschodnie stały się widownią zaporoskich pogromów. Podupadł handel, ta podstawa żydowskiej aktywności.

Rozbiory wtrąciły gros polskich Żydów w strukturalne ubóstwo. Najsurowsze restrykcje dotknęły ich w zaborze rosyjskim. Już od 1772 r. objął ich nakaz osiedlania się wyłącznie w miastach i trudnienia się tylko handlem, rzemiosłem i rękodziełem. Gnębiły ich rujnująco wysokie podatki. Dzielące nadal Polaków i Żydów odrębności religijne czy obyczajowe z czasem ustępowały miejsca różnicującym się interesom ekonomicznym.

3Hasła pozytywistyczne XIX w. padły w Królestwie Kongresowym na podatny grunt. Nastąpił bujny rozwój gospodarczy. W 1862 r. władze carskie ogłosiły równouprawnienie Żydów. Pomysłodawca, margrabia Aleksander Wielopolski, przyspieszając procesy asymilacyjne, chciał jednocześnie poróżnić obie nacje, równie wobec Rosji wrogie. Możliwość nabywania nieruchomości w dobrach szlacheckich (gdzie zniesiono pańszczyznę) czy swoboda osiedlania się w rejonach wcześniej zakazanych – stwarzały nowe płaszczyzny rywalizacji, a nawet konfliktów.

Wielopolski nie był filosemitą. Żydów traktował instrumentalnie, próbując wzbudzić ich prorosyjską lojalność. Jako przeciwwaga buntowniczego żywiołu polskiego, mieli stabilizować sytuację w Królestwie, przejmując funkcję nowoczesnego stanu trzeciego czy też warstwy średniej. Przyniosło to skutki doniosłe: dotychczasowe, wielowiekowe ograniczenia stały się przywilejami. W połowie XIX w. okazało się raptem, iż tradycyjne, wepchnięte w getto wąskich specjalności dziedziny typowo żydowskiej aktywności: handel, obrót pieniężny, pośrednictwo, rzemiosło, a potem i przemysł – znalazły się w awangardzie ekonomicznego rozwoju świata. Niebawem przewaga gospodarcza Żydów stała się faktem. Wprawdzie nie brakło rodzimych Wokulskich. Jednak jeszcze szybciej rosły fortuny Kronenbergów, Natansonów, Wawelbergów, Lilpopów, Poznańskich, Toeplitzów.

Tworzący się proletariat polski coraz częściej natrafiał na nowych pracodawców – przedsiębiorców żydowskich; polski mieszczanin garnący się do handlu bądź przemysłu zderzał się z prężną konkurencją; popadająca w długi drobna szlachta natykała się na lichwiarzy żydowskiego zazwyczaj pochodzenia.

4U schyłku wieku rozgorzała wojna o stragany i sklepiki. W piśmie „Rola” w rubryce „Chleb dla swoich” roiło się od ogłoszeń typu: „Z Biłgoraju. Byłoby dla nas dogodnem mieć katolicki handel żelaza, soli etc.”. Obie strony nie przebierały w środkach. Poglądy antysemickie reprezentowała część prasy: „Gazeta Warszawska”, „Słowo”, „Wiek”, „Dziennik dla wszystkich”. Sprowadzało się to głównie do haseł walki ekonomicznej. Niekiedy wyszydzano osobliwości religijno-obyczajowe, ukazywane w kształcie zohydzonym; tu powracał ów motyw mordu rytualnego. Wcześniej, jeszcze w 1858 r., pojawił się wątek rywalizacji kulturowej. Pretekstem była pełna sala na koncercie żydowskiego skrzypka Reicherta – zestawiona z kiepską frekwencją podczas występu artystek słowiańskich, sióstr Neruda z Moraw.

Napastliwy komentarz „Gazety Warszawskiej” wywołał reperkusje międzynarodowe. Oburzeniem zareagowały „Kołokoł” Hercena i brukselski „Le Nord”, a finansowany po cichu przez Rosję „Observateur Belge” zamieścił artykuł „Prześladowanie Żydów w Polsce przez stronnictwo jezuitów”. Ta prasowa wojna żydowska po raz pierwszy zwróciła uwagę europejskiej opinii na nieistniejący dotychczas problem antysemityzmu w Polsce. Jego tłem były jednak nadal odmienności religijne i obyczajowe oraz konkurencja ekonomiczna. A także rosnący mur obcości językowej. W 1897 r. na blisko 1,4 mln ludności żydowskiej w Królestwie zaledwie 46 380 język polski uznało za ojczysty.

5Tymczasem na przełomie XIX i XX w. z kłębowiska idei wyłaniać poczęły się nośne społecznie koncepty i całościowe programy. Dotychczasowe teorie i prądy – szczególnie komunizm, socjalizm, nacjonalizm, agraryzm – przybrały postać wielkich ruchów i masowych partii politycznych. Na arenę dziejową wtargnęły milionowe rzesze ludzi coraz bardziej świadomych, którzy poczuli swą siłę i odnajdowali własną podmiotowość. Był to przewrót epokowy.

Odnosiło się to i do społeczności żydowskiej. Teorie rewolucyjne nigdzie indziej nie padły na grunt tak podatny. Rosję (wraz z Królestwem Kongresowym) zamieszkiwało sześć milionów Żydów. Masa ta, wciąż amorficzna, pogrążona w politycznym niebycie, wkrótce wykształciła ideową i polityczną awangardę. Działacze pochodzenia żydowskiego wiedli prym we wszystkich formacjach ruchu rewolucyjnego i socjalistycznego. Współtworzyli Socjalno-Rewolucyjny Związek Polaków: Stanisław Mendelson, Szymon Dickstein, Stanisław Landy; Międzynarodową Partię Socjalno-Rewolucyjną Proletariat: Feliks Kon, Maksymilian Heilpern; Polską Partię Socjalno-Rewolucyjną Proletariat: Róża Luksemburg, Feliks Perl; Związek Robotników Polskich: Adolf Warszawski (Warski), Bernard Szapiro. To zaledwie przykłady.

Wielu z nich odnajdziemy w Socjaldemokracji Królestwa Polskiego, poszerzonej o kolejnych działaczy: Karol Radek, Jan Tyszka, Julian Unszlicht. Założona również w 1893 r. Polska Partia Socjalistyczna stworzyła Żydowską Organizację PPS, gdzie czołowe role odgrywali Feliks Sachs, Stefan Degenfisz, Maksymilian Horwitz (Walecki). Także powstała w Galicji Polska Partia Socjalno-Demokratyczna powołała w 1905 r. Sekcję Żydowską, której przewodzili działacze tej miary co Herman Liebermann, Bolesław Drobner, Herman Diamand.

6Ta symbioza nie trwała długo. Podważył ją stosunek do sprawy niepodległości. Ideę tę głosiła jednoznacznie PPS. Jej relację do kwestii żydowskiej dobrze oddaje odezwa z 1893 r. „Do towarzyszy socjalistów Żydów w polskich zabranych prowincjach”, postulująca wspólną, nieubłaganą walkę z caratem. „Żydzi się poprawiają ogromnie” – opisywał w 1895 r. perspektywy tej współpracy Józef Piłsudski.

Wkrótce musiał zmienić zdanie. Rok później powstał Żydowski Związek Robotniczy, który mandat warszawskiego proletariatu żydowskiego na Międzynarodowy Kongres Socjalistyczny w Londynie (1896 r.) powierzył Pawiełowi Akselrodowi z rosyjskiej partii Oswobożdienie Truda; żydowską klasę robotniczą Wilna reprezentował Gieorgij Plechanow. Polscy socjaliści uznali to za akt uzurpacji. Stanisław Wojciechowski, członek władz PPS, późniejszy prezydent RP, pisał: „Kółko to nie może rościć sobie prawa do przedstawicielstwa Żydów warszawskich, a figurować chyba tylko jako kółko Żydów rosyjskich w Warszawie”. Pisząc dalej o „najeździe owych Żydów rosyjskich” na Królestwo, twierdził Wojciechowski, iż jest to „sankcjonowaniem przez socjalistów zwrotu Żydów ku Rosji”, czego przejawem był m.in. „udział żydowskiego mieszczaństwa w szopce koronacyjnej cara”.

W 1897 r. ukonstytuował się Ogólnożydowski Związek Robotniczy Rosji i Polski – Bund, który postulował autonomię narodową Żydów i wyłączność reprezentacji całego proletariatu żydowskiego. Postulaty te w pełni poparła SDKPiL. W 1902 r. Maksymilian Horwitz z PPS zarzucił Bundowi tendencje rusyfikatorskie i jawną niechęć do Polski. W 1903 r. Józef Piłsudski w artykule „Kwestia żydowska na Litwie” stwierdzał, iż przyczyną popularności Bundu wśród mas żydowskich są antysemickie nastroje ludności chrześcijańskiej, „cynicznie podsycane przez Rosjan”.

7Istotnie, na ziemiach zabranych carat prowadził politykę divide et impera. Tylko między 1893 a 1909 r. wypchnięto z Rosji do Królestwa ponad 100 tys. zruszczonych Żydów, tzw. Litwaków, o których prof. Henryk Wereszycki pisał: „Zupełnie nie znający języka polskiego, obcy wszelkim dążeniom reszty społeczeństwa”. Obcość ta przemieniała się często w nieskrywaną wrogość.

W 1902 r. członek Bundu, szewc Hirsz Lekert dokonał w Wilnie zamachu na generała-gubernatora von Wahla. Incydent ten wstrząsnął opinią publiczną. Oto bowiem obok chytrego, a zarazem uniżonego, zalęknionego kupca czy pachciarza – pojawił się typ zuchwałego bojowca, gotowego swych racji dochodzić już nie ze sztandarem, ale z bronią w ręku. Podważony został kolejny stereotyp.

Wojna z Japonią zachwiała carskim imperium. Rewolucyjny ferment 1905 r. sprzyjał także ożywieniu społeczności żydowskiej. Powstało wiele partii, m.in. Syjoniści-Socjaliści (blisko 30 tys. członków), Poalej-Syjon (25 tys.), Związek Równouprawnienia. Bund liczył prawie 35 tys. aktywistów. Nastąpiła intensywna polityzacja mas żydowskich. Suma wpływów tych ugrupowań ogarniała wszystkie warstwy społeczne: od inteligencji i plutokracji aż po proletariat. Swą polityczną reprezentację uzyskały zarówno Judenreichtum, czyli żydowskie bogactwo, jak Judennotm, czyli żydowska nędza.

Skalę tej nędzy badał doktor Walenty Miklaszewski w 1912 r. („Rozwój cielesny proletariatu Warszawy w świetle pomiarów antropometrycznych”). Okazało się, że statystyczny proletariusz żydowski mierzy 161,4 cm (polski 164,7), jest słabszy fizycznie, odżywia się gorzej (dziennie za 11,5 kopiejki, polski 12,5 kopiejki), częściej zapada na gruźlicę (26 proc., podczas gdy polski 17 proc.) etc. Rozpatrując tak liczny udział Żydów w ruchach rewolucyjnych, socjalistycznych i komunistycznych, warto uwzględniać i owe dane.  

8Wybitni socjaliści epoki dostrzegali dramat rozchodzenia się dróg polskiej i żydowskiej lewicy. Michał Sokolnicki w książce „Czternaście lat” wspominał manifestację 1 listopada w Warszawie: „Wszędzie słyszałem żargon żydowski lub mowę rosyjską, najmniej języka polskiego. Nad morzem głów wykrzykiwano hasła i agitowano słuchaczy – po rosyjsku... Warszawa zobaczyła w dniu 1 listopada socjalizm. Dla wielu socjalistów, dla mnie też, dzień ten pozostał jak ciemny koszmar”.

Również wśród galicyjskich socjałów doszło do rozłamu. Lider Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Ignacy Daszyński w 1907 r. pisał: „Żydzi okazali się rozstrzygającym czynnikiem politycznym przy wyborach, maszerując razem jako masa pod hasłem ekskluzywności plemiennej i narodowej”. A w 1911 r. przyznawał: „Zarobiliśmy uczciwie u antysemitów na miano żydowskich pachołków”, po czym w „Naprzodzie” oskarżył Żydowską Partię Socjalno-Demokratyczną, że „występuje przeciw językowi polskiemu, wykazując wręcz nienawiść do polskości”.

Józef Piłsudski tworząc niegdyś Sekcję Żydowską w PPS, nie przypuszczał zapewne, iż jej członek Feliks Sachs będzie autorem rezolucji potępiającej Wydział Bojowy Piłsudskiego i wykluczającej przyszłego marszałka z partii. Stało się to w 1906 r. podczas IX Kongresu PPS, kiedy doszło do definitywnego rozłamu, a niemal cała Żydowska Organizacja znalazła się w PPS-Lewicy, partii, odrzucającej – podobnie jak Bund i SDKPiL – postulat niepodległości Polski. Piłsudskiego nie pchnęło to wprawdzie na drogę antysemityzmu, wszelako szeregi partyjne usposobiło wobec Żydów nieprzychylnie.

Nastroje te podsyciło też – traktowane jako narodowa klęska – oderwanie Chełmszczyzny od Królestwa w 1912 r., za co, jak pisał tygodnik „Świat”, obaj rabini chełmscy „składali dziękczynne hołdy”. Ten wiernopoddańczy akt wzburzył polską opinię, tym bardziej iż wcześniej religijni przywódcy żydowscy raczej starali się stronić od polityki. Oburzenie wywołały również szyderstwa z uroczystych, międzyzaborowych obchodów 500-lecia bitwy pod Grunwaldem w 1910 r. Warski wywodził, że „klasa robotnicza nie może obchodzić pamiątek średniowiecznych, związanych z triumfem szlachty i klerykalizmu”.

9To wszystko tworzyło pewien klimat duchowy i społeczny. Jednak przełom przyniosły wybory do Dumy. Najpierw do tej pierwszej, w 1906 r. Wprawdzie wybory w Królestwie wygrała miażdżąco Narodowa Demokracja, zdobywając 34 mandaty na 36 możliwych, ale i politycy żydowscy (startujący zazwyczaj z list rosyjskich Konstytucyjnych Demokratów) odnieśli sukcesy. W Grodnie zwyciężyli Jakobson i Ostrogorski, w Mińsku – Rosenbaum. W Wilnie dzięki sojuszowi rosyjsko-żydowskiemu Szmaria Lewin pokonał wybitnego adwokata Tadeusza Wróblewskiego i była to porażka prestiżowa.

Ponieważ partie socjalistyczne zbojkotowały wybory, żydowski Związek Równouprawnienia stworzył wspólny blok z pedecją, czyli Związkiem Postępowo-Demokratycznym. W samej Warszawie alians ów poparło zaledwie 16 200 Polaków i aż 17 600 Żydów. Wymowa tych liczb była oczywista. Potwierdziły to wybory do IV Dumy w 1912 r. Endecja wygrała je niemal wszędzie. Cóż wszakże znaczyły triumfy w guberniach kaliskiej czy siedleckiej – w obliczu klęski w Łodzi, a zwłaszcza w Warszawie? W 1912 r. w Warszawie żyło 822 tys. mieszkańców, w tym ponad 500 tys. Polaków i prawie 300 tys. Żydów. Na 15 okręgów wyborczych Żydzi mieli przewagę aż w 7. Wynikało to z reguł ordynacji faworyzującej zamożne, w większości właśnie żydowskie mieszczaństwo. Poza tym, w przeciwieństwie do Polaków, Żydzi udali się do urn masowo.

W efekcie, głównie dzięki głosom żydowskim, posłem z Warszawy został reprezentant zblokowanych sił Bundu i PPS-Lewicy, polski robotnik Eugeniusz Jagiełło. Mimo iż Duma była zaledwie namiastką parlamentu, rezultat ten wywarł wrażenie piorunujące. Narastać poczęło obsesyjne przekonanie o potędze wpływów żydowskich. Wszelako nawet wyzbyta uprzedzeń analiza wykazywała, iż Żydzi w skali masowej stali się realną siłą polityczną, od której zależą losy kraju.

10Rok 1912 był ważny również dlatego, że Narodowa Demokracja – przy pełnej aprobacie hierarchii kościelnej – skupiła wokół siebie większość aktywnych katolików polskich. I nie tylko. Zarówno ludowcy, jak i konserwatyści zbliżyli się do endecji, dostrzegając w niej jedyną przeciwwagę dla rosnących wpływów żydowskich. Zmianę tę dobitnie wyraziła postpozytywistyczna „Prawda”, omawiając wybory do Dumy: „Z jednej strony staną Żydzi. Z drugiej bez różnicy wyznania i pochodzenia staną Polacy”.

Skutkiem wydarzeń 1912 r. było też gwałtowne nasilenie kampanii antysemickiej, prowadzonej przez endecję już od 1905 r. Zmieniły się też jej akcenty. W „Myślach nowoczesnego Polaka”, tej Biblii narodowców, Roman Dmowski aprobował co prawda „ruch ekonomiczny, wypowiadający walkę Żydom w drobnym handlu”, lecz stanowczo potępiał „aparat zawodowego niejako antysemityzmu, grającego na niższych instynktach mas”. Niestety, później sam taki aparat tworzył. Sądzę, że antysemityzm polityczny ukształtował się właśnie wówczas, z początkiem XX w. Wtedy to doszło do skumulowania dotychczas występujących odrębnie elementów, składających się na obsesyjną nierzadko świadomość zagrożenia żydowskiego, czterech sfer: religijnej, obyczajowo-kulturowej, ekonomicznej i wreszcie – politycznej.

Zaznaczyć warto, iż antysemityzm polityczny nie był wynalazkiem endecji, choć to ona wzięła go na sztandary. Pogromy w Polsce carska ochrana inscenizowała, zanim endecja rozpoczęła swój byt. A kwestia żydowska nie była ówcześnie teoretyczną konstrukcją, lecz żywym, palącym problemem. Problemem rozpaczliwym, bo nie ukazującym żadnej perspektywy. Nie była zdolna rozstrzygnąć go ani asymilacja, ani emigracja; ani pozytywizm, ani socjalizm; ani syjonizm, ani rewolucja.

Pozostawał fakt, iż w kraju od przeszło stulecia zniewolonym przygniatająca masa zamieszkujących go Żydów – a więc ponad 10 proc. ludności – była wobec polskich aspiracji narodowych i niepodległościowych jeśli nie wroga, to niechętna, a w najlepszym razie obojętna. Zresztą, problem żydowski w Polsce nie zniknął wraz z odzyskaniem niepodległości. A w 1926 r. przejęła go przeciwniczka endecji – sanacja. I stanęła wobec niego równie bezradna. Jest ponurym wyrokiem dziejów, że kwestię tę przecięła zbrodnicza polityka Hitlera.

11Kiedy szerzej pisałem o tych sprawach w 1984 r., w podziemnej „Polityce Polskiej”, miałem poczucie, że poruszam problemy historyczne, bezpowrotnie minione. Tkwiłem w błędzie. Do głowy mi nie przychodziło, iż pełgające tu i ówdzie na poboczach nikłe płomyki antysemityzmu mogą w Polsce odrodzonej, w XXI w. rozgorzeć na nowo ogniem bezrozumnej nienawiści. Że ogarną część społeczeństwa, wedrą się w życie polityczne, a nawet znieprawią niektórych ludzi Kościoła, niepomnych nauczania Jana Pawła II, tłumaczącego, iż antysemityzm jest grzechem ciężkim. Kiedy słucham Tadeusza Rydzyka czy Ryszarda Bendera, kiedy czytam teksty Stanisława Michalkiewicza, gdy obserwuję ekscesy Młodzieży Wszechpolskiej, gdy śledzę krucjatę fetowanego w tylu świątyniach i wspieranego przez tylu biskupów Jerzego Roberta Nowaka – czuję zażenowanie i palący wstyd. Ale też wiem, że te uczucia nie wystarczą.

Jeśli antysemityzm jest rodzajem zaraźliwej choroby, to wymaga ona leczenia. Ale terapię poprzedzać musi trafna diagnoza. Dlatego wciąż trzeba zgłębiać ten haniebny fenomen, rozeznać jego istotę, dotrzeć do jego historycznych źródeł. Taką też skromną próbą – nie zaś traktatem moralnym – jest niniejszy tekst.
 

PRZE

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną