Wielbicieli prozy Andrzeja Sapkowskiego czeka zaskoczenie. Po trylogii husyckiej (ostatni tom „Lux perpetua” ukazał się w 2006 r.) i serii o Wiedźminie najsłynniejszy polski autor fantasy zapragnął czegoś całkiem nowego i zmierzył się ze współczesnością. Nowa powieść stara się być męską, wojenną przygodą dla chłopców lubiących zabawy z bronią. Akcję „Żmii” umieścił pisarz w czasie wojny w Afganistanie, a bohaterem jest radziecki żołnierz o zdolnościach paranormalnych. Książka zaczyna się jak realistyczny thriller wojenny. Z czasem pojawia się tytułowa żmija, która jest kluczem do innej rzeczywistości. To ona sprawia, że na Afganistan z początku lat 80. ubiegłego wieku nakładają się sekwencje z czasów Aleksandra Macedońskiego i z XIX w., gdy walczyli tam Brytyjczycy. To miejsce okazuje się czarną dziurą, która wchłania kolejne tysiące żołnierzy.
Partie realistyczne są tu najważniejsze, pisarz starannie się przygotował do tego tematu, zamieścił nawet słowniczek „afgański” z żołnierskim żargonem. Przy czym jego Afgańcy mówią dość dziwacznym językiem, w którym wojenno-rosyjski slang miesza z sienkiewiczowską frazą rodem z poprzednich powieści. Natomiast ze świecą szukać tu humoru, z którego jego poprzednie książki są znane, a jeśli już się pojawia, to wersji zbyt dosłownej. Ta powieść nie ma też klimatu (może za sprawą współczesnej scenerii), który charakteryzował jego dotychczasowe powieści. W dodatku „Żmija”, zamiast tworzyć całość, rozpada się na dwie części: realistyczną, a nawet publicystyczną – kiedy np. Sapkowski zastanawia się, jak potoczą się dalsze losy Afgańców po wojnie – oraz magiczną, i to w tej drugiej trafiają się sceny, które zostają w pamięci. Chociaż sam pomysł żmii (wąż, mimo że jest symbolem fallicznym, okazuje się tu kobietą, i to bardzo złą), która omotuje mężczyzn, jest do bólu stereotypowy i banalny. Żmija-kobieta żąda od bohatera, by opuścił kolegów i poszedł za nią. Ponieważ jednak wszystko opiera się na stereotypie, nie czekamy w napięciu, co się wydarzy dalej, bo o żadnym zaskoczeniu nie ma mowy.
Andrzej Sapkowski, Żmija, Supernowa, Warszawa 2009, s. 238