Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Mamy lesmamy

Homorodziny w Polsce istnieją. Najwięcej takich, gdzie dwie lesbijki wychowują biologiczne dzieci jednej z nich. Takie sytuacje zdarzały się od lat, ale zawsze trzymane były w tajemnicy. Dziś pojawiają się pionierki, które chcą o tym rozmawiać: z własnymi dziećmi, rodziną, bliskim otoczeniem, a nawet publicznie, choć zazwyczaj anonimowo.

Pragnienie to po prostu się pojawiło i towarzyszy mi właściwie cały czas. To głęboki zew, który nie poddaje się racjonalnej obróbce. Wiem, jakie to trudne. Wiem, że jest ciężko. Ale cała ta wiedza nie wpływa na pragnienie. Dziecko śni mi się w nocy. Tęsknię za nim. Czasem myślę sobie, że przecież mam takie wygodne, spokojne życie. Czy nie mogłoby tak pozostać? Ale pragnienie powraca. Nie ma dnia, żebym nie myślała o dziecku” – wyznaje jedna z bohaterek świeżo wydanej książki „Kiedy kobieta kocha kobietę” autorstwa Alicji Długołęckiej, Agaty Engel-Bernatowicz, Agnieszki Kramm i Agnieszki Weseli.

Z badań, na które się powołują, wynika, że pragnienie rodzicielstwa u kobiet homoseksualnych niczym się nie różni od pragnienia heteroseksualistek. A kobieta, która chce mieć dziecko, nie będzie wczytywać się w badania opinii publicznej lub pytać o społeczną akceptację. Po prostu je urodzi. Macierzyństwo lesbijek to fakt, także w polskiej rzeczywistości. Według raportu stowarzyszenia Lambda, homoseksualnych par, które wspólnie wychowują dzieci, jest u nas około 15 tys. W USA już około miliona i to według najbardziej ostrożnych szacunków. Najczęściej to dwie kobiety wychowują dzieci jednej z nich, urodzone w poprzednim związku z mężczyzną. Ale są i takie, gdzie ojcem dzieci jest zaprzyjaźniony gej. Coraz popularniejsza staje się także metoda in vitro, choć tu barierę stanowią koszty. Dwóch gejów wychowujących dzieci to raczej wyjątkowa sytuacja. Po rozwodzie sądy najczęściej przyznają prawo do opieki nad dzieckiem matce. In vitro otwiera drogę do macierzyństwa wyłącznie kobietom, a adopcja, nawet w najbardziej liberalnych krajach, to zjawisko stosunkowo nowe.

Dwa plus dwa

Dlaczego Ewa wyszła za mąż? – Nie z jakiejś specjalnej miłości. Plątał się koło mnie i jakoś tak wyszło, że się po drodze pobraliśmy; jak wszyscy. Grałam wtedy zawodowo w siatkówkę i głównie to mnie interesowało – opowiada. Kiedy urodziły się dzieci, z siatkówką się skończyło. Z małżeństwem też. Po prostu. Nie z powodu homoseksualizmu Ewy, choć od dzieciństwa czuła skłonność do kobiet, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Po rozwodzie po raz pierwszy związała się z kobietą. – Dziwna sytuacja, bo to była żona mojego dobrego przyjaciela. Ale to nie ja ją poderwałam, tylko ona mnie. Zostawiła dla mnie męża, dom z basenem, Mercedesa i Jeepa. Zamieszkałyśmy razem w bloku – wspomina. Ten związek przetrwał trzy lata. Potem Ewa długo mieszkała sama z dwójką dzieci i psem. Nie szukała specjalnie partnerki, tyle że od czasu do czasu wpadła do klubu.

Ewelina zobaczyła ją w sklepie, gdzie pracowała jako ekspedientka. Ewa codziennie robiła tam zakupy. – Po kilku dniach się zaczęło. Czułam na bank, że ona jest „nasza” – opowiada Ewelina. Popytała w środowisku, okazało się, że tak. Spotkały się i tydzień później mieszkały już razem. Od tego czasu minęło sześć lat. – Mama mi powiedziała, że jak spotkam tę właściwą osobę, będę wiedziała od razu. I tak było. Mama nie przypuszczała tylko, że to będzie kobieta – mówi. Obie są już po rodzinnych coming outach. U Eweliny było ciężko. Pochodzi z małego miasteczka. Kiedy powiedziała rodzicom, ciągle powtarzali: ale jak to?! Gdy dzwonili, nie pytali: co u was? tylko: co u ciebie? Gdy rodzice obchodzili 30 rocznicę ślubu, zaprosiły ich do klubu, który wspólnie prowadzą. – Potem poszłam z mamą na spacer – opowiada Ewelina. – Zaczęła wypytywać: tam był taki fajny chłopak, Darek, może byś się z nim związała. – Ale to gej. – A Piotrek? – Też gej. – Biedne dzieci – westchnęła mama. Powiedziałam, że nie jestem biedna, tylko szczęśliwa i chyba mi uwierzyła. Od tej pory mówią o mnie i o Ewie: wy.

Syn Ewy ma teraz 15 lat, córka 14. Ewelina nie jest drugą mamą. Sporo młodsza od Ewy, stała się kimś w rodzaju starszej przyjaciółki, z którą fajnie pogadać albo powłóczyć się po sklepach, bo tego akurat Ewa nie cierpi. Ewelina przyznaje jednak, że na początku było ostro, zwłaszcza z córką. Gdy spotkała Ewę, wszystko działo się tak szybko, że nie miała czasu zastanawiać się, jak to jest związać się z kobietą, która ma dzieci. Ewa wątpliwości nie miała. Dzieciom jest źle w domu, w którym są tarcia i konflikty, orientacja nie ma tu nic do rzeczy.

Faktycznie chyba nie chodziło o to, że jestem kobietą, ale że będą musiały podzielić się z kimś mamą, którą do tej pory miały tylko dla siebie – deklaruje Ewelina. – Czytałam komiksy Witch, żeby jakoś nawiązać z Młodą kontakt, ale ona była wiecznie na nie, kwestionowała każde moje słowo. Czasem miałam ochotę rozerwać ją na strzępy. Zamykałam się w łazience i płakałam – wspomina. – Rok się docierałyśmy. Teraz Młoda czasem się śmieje: ale ja byłam dla ciebie wredna.

Na początku nie było też łatwo z byłym mężem Ewy. Próbował sądownie odebrać jej prawa rodzicielskie, bo jest lesbijką. Sąd parę razy kierował dzieci na badania psychologiczne, ale za każdym razem wychodziło, że mają prawidłowe relacje z matką.

Kiedyś denerwowałam się, że mąż buntuje dzieci przeciwko mnie – deklaruje Ewa. – Ale udało mi się je wychować na samodzielnie myślących ludzi i teraz może sobie gadać dowolne głupoty. Ich rówieśnicy przychodzą do nas do domu, wiedzą, że jestem z kobietą i nikt nie robi z tego problemu. Dla moich dzieci homoseksualizm to po prostu część pejzażu, w którym żyją. Przychodzą do nas do klubu. Widzą tych „normalnych” nauczycieli, lekarzy, aktorów, o których nikt by się nie domyślił, że są homo. Gdy w szkole córka słyszy, że ktoś kogoś wyzywa od pedałów, reaguje natychmiast: ty gówno wiesz, kto to jest pedał.

One dwie

Środowiskowy dowcip: „My – lesbijki – budujemy wspólne życie na pierwszej randce. A co robi lesbijka na drugiej randce? Wprowadza się z meblami”. Jest w tym coś z prawdy. Związki lesbijskie zawiązują się dość szybko. Z cytowanych przez Alicję Długołęcką badań (zachodnioeuropejskich i amerykańskich; polskich odpowiedników brak) wynika, że są one także trwalsze od związków heteroseksualnych. Być może wynika to z faktu, że kobietom bardziej chce się pracować nad związkiem, jest w nich większa skłonność do kompromisu, większa gotowość do rozmowy. A jeśli to się spotka z obu stron, do rozstania nie dochodzi tak łatwo. Z przytoczonych przez Długołęcką analiz wynika także, że podstawową kategorią w związkach lesbijskich jest partnerstwo; zarówno przy podziale ról emocjonalnych, seksualnych, jak i finansowych. I bardzo równomierny podział obowiązków domowych. W związkach heteroseksualnych partner kobiety pełni często funkcję dominującego żywiciela i zaradnego zdobywcy. U lesbijek tego nie ma. W ich domach panuje pełen egalitaryzm i ekstremalna bliskość. Pepper Schwartz i Philip Blumstein, porównując trzy typy związków wśród Amerykanów: gejowskich, lesbijskich i hetero, stwierdzili, że tylko lesbijki potrafiły uniknąć sprzeczek o pieniądze. Jedynie te związki cechowała wewnętrzna równowaga, niezależna od dochodów partnerki.

Dwa plus jeden

Agatka miała trzy lata, gdy weszła Kasi na kolana i powiedziała: ty jesteś moja Kania. Teraz ma siedem i dalej ją przedstawia: to jest moja Kania, najlepsza przyjaciółka mojej mamy. Moja mama bardzo ją kocha. Teraz już wszyscy mówią na Kasię: Kania. Z Kanią najlepiej gra się w monopol. Kania potrafi wymyślić na dywanie morze i wyspy i zrobić bitwę papierowych okrętów. Tylko Kania potrafi skutecznie przekonać Agatkę, że trzeba posprzątać pokój.

Kasia od dawna wiedziała, kim jest. Wyszła za mąż, bo kolega się zakochał i nalegał, a dla niej to była szansa, żeby wyrwać się z małego miasteczka. Powiedziała mu prawdę, że woli kobiety, ale on się uparł, że ją z tego wyleczy. – Nie pije, nie bije, pomyślałam: spróbujmy, może się poświęcę i urodzę dziecko – wspomina. – Ale oczywiście mnie nie wyleczył, a ja nie potrafiłam sobie odpowiedzieć, w imię czego mam się poświęcić. Gdy zażądałam rozwodu, walczył o mnie. Zamykał w domu i zabierał klucze. Bałam się, że ze złości narobi plotek w moim miasteczku. Powiedziałam: zostawiam ci wszystko, mieszkanie, samochody, tylko daj mi spokój. Sprawa rozwodowa trwała siedem minut. Czy myślałam jeszcze kiedyś o własnym dziecku? Zdarzało się, ale poczułam, że Agatka mi wystarczy. Zresztą ona powiedziała, że nie ma zamiaru dzielić się z nikim mamą, mną i zabawkami. Temat umarł.

Iga, partnerka Kasi i biologiczna mama Agatki, odkrywała siebie powoli. Z miłości wyszła za mąż, z miłości urodziła dziecko i z miłości długo próbowała w sobie tłumić sny i fantazje na temat kobiet. Związek się nie utrzymał. Mąż proponował, żeby dla dobra małej dalej mieszkali razem i udawali. Próbowali przez pół roku, ale czuła się coraz bardziej sfrustrowana. Wtedy poznała Kasię, zaczęły się spotykać. Dla nich obu to był pierwszy, poważny związek z kobietą. Któregoś dnia Kasia powiedziała: wiesz, są dwa pokoje z kuchnią do wynajęcia... I zawiesiła głos.

Agatka bardzo źle zniosła rozstanie z tatą. Wieczorami płakała histerycznie i powtarzała: tatusiu, wróć, ja cię kocham i bardzo tęsknię. Dopiero, gdy poczuła, że tata, który mieszka niedaleko, jest do dyspozycji na każdy telefon, zaakceptowała sytuację. Iga przyjaźni się z mężem, prowadzą wspólny biznes, formalnie nie mają nawet rozwodu. Teraz, gdy zdarzy się, że Iga i Kasia się pokłócą, Agatka biegnie i pyta: Kaniu, ale nie rozwiedziesz się z mamą?

Tylko po weekendach u teściowej Agatka ciągle wracała rozhisteryzowana – opowiada Iga. – Potrafiła mi wypalić: jesteś głupia, gruba, brzydka i zabrałaś mi tatę. Nie miałam wątpliwości, kto ją buntuje. Mąż porozmawiał ze swoją matką i się skończyło.

Między Kasią i mężem Igi panuje jednak pewien dystans. – Na piwo razem nie chodzimy – kwituje Kasia. Kiedyś próbowali nawet spędzić tydzień wakacji we czwórkę, ale to był niewypał. Kasia jest nerwus, mąż Igi ma specyficzne poczucie humoru, napięcie wisiało w powietrzu. Więcej tego eksperymentu nie powtarzali.

Kiedy Iga zamieszkała z Kasią, wersja dla jej rodziców brzmiała: dwie przyjaciółki po rozstaniach, pogruchotane życiowo, wynajmują razem mieszkanie, żeby było łatwiej. Gdy przyszło do tego, żeby wspólnie to mieszkanie wykupić, obowiązywała ta sama wersja. – W końcu siostra ostrzegła: powiedz mamie, bo za chwilę mała jej powie – wspomina Iga. – Powiedziałam. I nic strasznego się nie stało. Nigdy też nie było żadnego kłopotu z sąsiadami, rodzicami koleżanek i kolegów Agatki, z którymi chodzi do przedszkola. Teraz już chyba wszyscy wiedzą i nikomu to nie przeszkadza.

Strach przed ludźmi jest chyba nieuzasadniony. Jak jesteś fajnym, uczciwym człowiekiem, to z kim śpisz przestaje mieć znaczenie – deklaruje Iga.

Tata i ta druga

Według danych brytyjskich aż 75 proc. dzieci żyjących w lesrodzinach ma regularny kontakt z biologicznym ojcem. Dzieci lesbijek po rozwodzie częściej widują ojców niż dzieci rozwiedzionych heteroseksualistek. Matki lesbijki rzadziej niż samotne hetero manipulują dzieckiem podczas rozwodu, nie ograniczają dostępu i bardziej dbają o podtrzymanie relacji. Może wynikać to z faktu, że to właśnie one, żyjąc z drugą kobietą, są najbardziej narażone na oskarżenie, że dziecku podczas dorastania zabraknie męskiego wzorca.

Z badań amerykańskich, cytowanych przez Przemysława Tomalskiego w pracy „Nietypowe rodziny”, wynika z kolei, że subiektywnie dzieci lesbijek lepiej oceniają relację z partnerką matki niż dzieci rozwiedzionych kobiet heteroseksualnych z ich nowym partnerem. Ponad 30 proc. badanych traktowało partnerkę matki jako drugiego rodzica, nie zaś wyłącznie jako jej nową towarzyszkę. Nie znaczy to, że zastępuje ona ojca. Po prostu staje się nową postacią w rodzinnej konstelacji. Jednak ze wszystkich postaci tej rodzinnej relacji to właśnie ta druga, mama – nie mama, miewa największe problemy z tożsamością. „Czy powinnam czuć się mamą? Na razie czuję się zaadoptowana. Nie adoptowane dziecko, tylko... no właśnie. Siostra, matka, przyjaciółka, ciotka? Mama, bo partnerka, żona, kobieta Mamy Numer Jeden. Siostra, bo wiekowo mniej więcej w połowie między Mamą Numer Jeden a dziećmi. Dzieciaki mówią: mamusiu; częściej córka. Jednak chłopiec też był dumny, gdy go jakiś obcy dziadek wziął za mojego syna. Ale czy one faktycznie tak czują? Czy może bawi ich określanie mnie mianem Mamy Numer Dwa, bo jest to nieco egzotyczne” – wyznaje Majka na portalu Kobiety Kobietom.

W lesrodzinach kwestia biologicznego pokrewieństwa tylko z jedną kobietą staje się potencjalnym źródłem napięć i konfliktów. Bywa, że ta druga czuje się mniej pewnie w swojej roli.

Jeden plus jeden (na razie)

Gdy Magda zdecydowała się na dziecko, była samotna. Szło na trzydziestkę i to był ostatni moment. Przygotowywała się przez cały rok. Rzuciła palenie, brała witaminy, zrobiła wszelkie możliwe badania. Skąd ojciec? Stary, dobry przyjaciel gej. – Gdy mu to zaproponowałam, nawet się nie zastanawiał. On też myślał o dziecku. Wiedział, że to jedyna okazja. Drugiej takiej wariatki by nie znalazł – wspomina. – No, i się udało. Jest cudownym ojcem. Odwiedza Zosię, gdy tylko ma okazję.

Jeszcze przed ciążą Magda spotkała Malwinę. Zakochały się. Dziecko? OK, możemy mieć dziecko zgodziła się. Była z Magdą przez całą, niełatwą, ciążę. Wspierała, opiekowała się, wzięła na siebie wszystkie obowiązki. Była przez osiem godzin porodu. Była na sali operacyjnej, gdy zapadła decyzja o cesarskim cięciu. Malwina to typ twardzielki, nieokazujący emocji, ale gdy wzięła Zosię na ręce, pękła i się popłakała. Na początku to ona kąpała małą, bo Magda się trochę bała. Została matką chrzestną. Gdy Zosia miała rok, rozstały się. – Malwina chciała mieć ciepłą partnerkę, taką trochę kurę domową, a ja muszę być w ruchu, przy ludziach, nie da się mnie zamknąć w czterech ścianach. Wybuchały sceny zazdrości o to, że nie ma mnie w domu – opowiada Magda. – Ale największym problemem dla Malwiny był ojciec. Ona chciała, żeby był tylko dawcą nasienia, złościło ją, że daję mu prawo do kontaktów z Zosią. Nie mogłam się zgodzić na to, by dziecko odseparować od ojca.

Malwina nadal ma dobry kontakt z rodzicami Magdy. Są jej wdzięczni za opiekę w czasie ciąży. Gdy Malwina wraca z uczelni, wpada do nich na obiady, gdzie mała często spędza popołudnia. Zabiera ją wtedy na spacer, do ZOO, do kina. Trochę jak rozwiedziony tata. Czy rodzice wiedzą, co ją łączyło z Magdą? – Pewnie wiedzą, ale nie pytają, bo z odpowiedzią trzeba by było coś zrobić, a mój ojciec to straszny homofob – mówi Magda. – Malwinę akceptuje jako moją koleżankę, z którą można się napić wódki i pogadać. To rodzice naciskali, żeby była matką chrzestną.

Jeszcze przed urodzeniem Zosi Magdzie zdarzało się tracić pracę z powodu orientacji. Czasem odchodziła sama, gdy atmosfera stawała się nie do wytrzymania. Odkąd jest mała, bardziej się kryje. Wie tylko grono najbliższych przyjaciół. W pracy nikt, w przedszkolu też. – Gdy jeszcze mieszkałyśmy z Malwiną same, sąsiedzi czasem dziwnie się przyglądali, ale kiedy zaszłam w ciążę, widziałam, że stwierdzili z ulgą: „normalna”. Ludzie myślą raczej: panna z dzieckiem, a nie lesbijka z dzieckiem – twierdzi. – Boję się trochę o kontakty Zosi z rówieśnikami, ale na szczęście ma tatę, który może się pokazać, odebrać z przedszkola czy szkoły. Gdy Zosia mnie spyta, powiem jej prawdę, oczywiście w sposób odpowiedni do jej wieku. Przyjęłam zasadę, że jej nigdy nie okłamuję. Na razie pyta tylko, dlaczego tata z nami nie mieszka.

Dla dobra dziecka Magda postanowiła zostać singielką, ale w życiu różnie się układa. Poznała Barbarę, kobietę swojego życia. Jest pewna w stu procentach, że tym razem to już na zawsze. Barbara pracuje na razie za granicą, ale niedługo wraca. Przyjeżdża, kiedy tylko może i codziennie dzwoni. Szykują wspólne mieszkanie. Mała ją zna i akceptuje, nie może się doczekać, kiedy zamieszkają razem. Barbara uprawia sport, więc fajnie się z nią chodzi na basen, biega i wygłupia. Chcą notarialnie zapisać, że Barbara jest prawną opiekunką Zosi. – Kiedy jeszcze byłyśmy z Malwiną, panicznie się bałam, że kiedy ja będę w pracy, a małej coś się stanie, ona zawiezie ją do szpitala jako formalnie obca osoba – wspomina Magda.

Zosia ma teraz trzy lata. Lubi powtarzać: mama mnie kocha, tata mnie kocha, Malwina mnie kocha i Basia mnie kocha. Magda planuje kolejną ciążę. Tym razem już nie standardowo, tylko in vitro, ale z tym samym dawcą. Docelowo chciałaby mieć trójkę dzieci.

Ono

„Istniejemy, czy się o nas mówi, czy nie. Wychowujemy dzieci, kochamy je, dbamy o nie, przekazujemy im naszą wizję świata. Rodzimy je mimo wątpliwości. Zadaję sobie pytanie: do jakiego świata zapraszam moje dziecko? Jak mu wytłumaczę słowa pełne nienawiści, które nieraz usłyszy na temat swojej rodziny, siebie? Czy dam mu siłę, miłość tak dużą, że zdolne będzie pokonać lęk i zranienie, które podaruje mu świat?” – wyznaje jedna z bohaterek książki „Kiedy kobieta kocha kobietę”. Lesbijki są tak samo predestynowane do macierzyństwa jak heteroseksualistki. Przeżywają je tak samo, mają te same problemy, ale więcej w nich lęku. Bolą oskarżenia o egoizm i krzywdzenie dziecka wychowywanego w homorodzinie.

W Polsce w stereotypowej opinii homoseksualizm i rodzicielstwo się wykluczają. Nawet ci, którzy nie odczuwają wrogości do odmiennej orientacji seksualnej i traktują ją z akceptacją, zgłaszają wątpliwości, czy należy mieszać do tego dzieci. Czy aby zrealizować własne, rodzicielskie pragnienia, nie naraża się ich na trwałą odmienność i zaburzony świat emocji? Jakie będą ich zachowania seksualne w przyszłości? Czy brak męskiego wzorca w rodzinie tworzonej przez dwie kobiety nie utrudni potem budowania własnych związków? Czy dzieci nie odziedziczą orientacji seksualnej? Jak poradzą sobie z ostracyzmem i wrogością nietolerancyjnego otoczenia? Albo z życiem w poczuciu wiecznej tajemnicy i tabu otaczającego ich rodzinę?

Na świecie badania nad dziećmi wychowującymi się w homoseksualnych rodzinach prowadzone są od połowy lat 70. XX w. Niektóre z nich trwały przez wiele lat, tak, by można było obserwować ich rozwój aż po dorosłość. W książce „Nietypowe rodziny” Przemysław Tomalski zebrał je niemal wszystkie i prześledził trzy największe obawy, jakie towarzyszą wychowaniu dzieci w homorodzinach.

Pierwsza dotyczy orientacji; że dzieci gejów i lesbijek będą homoseksualne. Nie ma ona żadnych podstaw w materiale empirycznym. Procent homoseksualistów wśród dzieci z homorodzin jest statystycznie taki sam jak w całej populacji. We wszystkich badaniach stwierdzono brak różnic z grupą kontrolną. „Jeśli rzeczywiście dzieci rodziców homoseksualnych miałyby mieć w większości orientację homoseksualną, to dlaczego większość homoseksualistów rodzi się i wychowuje w rodzinach heteroseksualnych?” – pyta Tomalski. W Polsce, gdzie homoseksualizm nagminnie mylony jest z pedofilią, dochodzi do tego obawa o molestowanie seksualne. Prawdopodobieństwo, że do niego dojdzie, jest minimalne. Do nadużyć częściej dochodzi w rodzinach heteroseksualnych. Statystycznie największe zagrożenie dla dziecka stanowią mężczyźni z najbliższej rodziny i konkubenci matek.

Druga obawa dotyczy trudności w relacjach z otoczeniem, zwłaszcza z rówieśnikami, i niebezpieczeństwa stygmatyzacji. Jak pisze Tomalski, w żadnym z badań nie wykazano, że dzieci homoseksualistów mają problemy z niedostosowaniem się do norm społecznych. Prace o charakterze jakościowym wykazują jednak, że dzieci lesbijek i gejów bywają narażone na gorsze traktowanie. Część określała swoje relacje z rówieśnikami jako „problematyczne” i obawiała się ich reakcji. Ale żaden z uczestników badania nie zgłosił rzeczywistych przypadków znęcania się czy prześladowania. Są to więc raczej lęki niż fakty.

Wreszcie trzecia obawa, że rozwój emocjonalny dzieci z homorodzin jest zaburzony i w przyszłości będą one miały kłopoty z tworzeniem związków. Tu także zdecydowana większość badań wykazała brak różnic z grupą kontrolną. Co więcej, w jednym z badań (Golombak, Spencer, Rutter) analiza objawów psychiatrycznych, przeprowadzona przez specjalistę nieświadomego charakteru badanych grup, wykazała, że więcej symptomów psychiatrycznych wykazywały dzieci rozwiedzionych matek hetero niż te z homorodzin. Dzieci wychowywane przez gejów i lesbijki nie miały większych kłopotów z poczuciem własnej wartości, nie różnią się od rówieśników, jeśli chodzi o czas rozpoczęcia współżycia seksualnego. Natomiast synowie i córki lesbijek określali swoje matki jako bardziej otwarte i gotowe do rozmowy na temat edukacji seksualnej. Przeprowadzone do tej pory badania wskazywałyby więc, że orientacja rodziców nie ma wpływu na emocjonalny i psychiczny rozwój dziecka, a dzieci z homozwiązków nie różnią się specjalnie od rówieśników. Dla dziecka ważniejszy jest fakt, że posiada dwoje kochających się rodziców, niż to, że są oni tej samej płci. Według badań przeprowadzonych w Belgii, którym poddano nastolatki wychowywane w lesrodzinach, nie mają one poczucia, że brakuje im ojca, a rodzina z dwiema matkami jest niepełna. 87 proc. z nich miało świadomość orientacji matki i tego, co naprawdę łączy ją z partnerką.

Zagrożenie dla dzieci zazwyczaj przychodzi z zewnątrz. To, co najbardziej może im zaszkodzić, to uprzedzenia, stereotypy, nietolerancja, homofobia. Jak pisze Agnieszka Kramm, psycholożka i psychoterapeutka, w książce „Kiedy kobieta kocha kobietę”, „dla dziecka sytuacja tak długo jest naturalna, jak długo jest mu w danym układzie dobrze, jest zadbane i kochane, otoczone opieką, wychowywane w domu, w którym panuje harmonia i wzajemny szacunek. Przyjmuje ono rzeczywistość zastaną z całym dobrodziejstwem, nie rozważa, co jest słuszne i właściwe. Do czasu, gdy ktoś z zewnątrz nie będzie próbował mu uświadomić, że jest dziwne, inne, nienormalne”. W Polsce, gdzie poziom nietolerancji jest wyższy niż w krajach zachodnich, jest to niestety sytuacja prawdopodobna. Dlatego pytanie, na ile europejskie i amerykańskie badania przekładają się na sytuację w naszym kraju, pozostaje otwarte. Trzeba jednak przyjąć do wiadomości, że także u nas dzieci żyją i wychowują się w jednopłciowych związkach. Nie chodzi tu o dyskusję nad prawem do adopcji. Ta jest co najwyżej kwestią odległej przyszłości. Samo środowisko osób homoseksualnych też niespecjalnie do niej dąży. Według nich najpilniejsza jest sprawa uregulowania sytuacji prawnej opiekunów dzieci, które już dziś żyją w homorodzinach. W razie śmierci biologicznego rodzica mogą trafić do domu dziecka.

 

PS: Imiona dzieci i trzech bohaterek zostały zmienione.

  

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną