Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Neil Gershenfeld. Jak zrobić prawie wszystko

Gershenfeld jako pierwszy wpadł na pomysł, że dzisiaj, posiadając odpowiednie wyposażenie, niemal każdy może zrobić niemal wszystko. Gershenfeld jako pierwszy wpadł na pomysł, że dzisiaj, posiadając odpowiednie wyposażenie, niemal każdy może zrobić niemal wszystko. Archiwum prywatne
Proponowana przez niego rewolucja w projektowaniu i produkowaniu niemal dowolnego przedmiotu czy urządzenia nieuchronnie przyniesie rewolucję w życiu społecznym.
W swoim pomyśle tzw. fablabów, Gerhenfeld dowodzi, że istenieje bezpośredni związek między materią i informacją.ensceptico/Wikipedia W swoim pomyśle tzw. fablabów, Gerhenfeld dowodzi, że istenieje bezpośredni związek między materią i informacją.

Czego potrzeba, żeby w opłacalny sposób wyprodukować jakiś użyteczny przedmiot? Można spróbować rzecz wykonać ręcznie, jak robią to rzemieślnicy. Takie podejście wymaga zarówno umiejętności, jak i praktyki – wie o tym każdy, kto próbował samodzielnie zbudować najprostszy mebel. Można do dzieła zaprząc fabrykę. By jednak opłaciło się zatrudnić zespół projektantów, inżynierów i robotników oraz zainstalować niezbędne maszyny, produkcja musi mieć masowy charakter. Inaczej gra niewarta świeczki. Czy istnieje inna metoda, która każdemu – niezależnie od umiejętności – pozwoliłaby samodzielnie i tanio wyprodukować dowolny przedmiot dla siebie, bez konieczności badania rynku i popytu?

Neil Gershenfeld, szef Centrum Bitów i Atomów w Massachusetts Institute of Technology, jednej z najlepszych politechnik świata, twierdzi, że już w tej chwili każdy może wyprodukować niemal wszystko, a kwestią czasu jest, by możliwa stała się taka produkcja absolutnie wszystkiego. By udowodnić swą tezę, Gershenfeld uruchomił w MIT kurs „Jak zrobić (niemal) wszystko”, cieszący się niezwykłym zainteresowaniem wśród studentów wszystkich kierunków. Na zajęcia trafiają osoby z różnym przygotowaniem, takie zupełnie nieznające się na technice. Dostają do swojej dyspozycji laboratorium wyposażone w komputer oraz zestaw narzędzi: wycinarkę laserową umożliwiającą wycinanie dowolnych kształtów z mikronową precyzją, drukarkę trójwymiarową pozwalającą na wytwarzanie plastikowych elementów o dowolnym kształcie oraz zestaw podzespołów elektronicznych, które za pomocą komputera można zaprogramować. Komputer zaopatrzony jest w oprogramowanie umożliwiające łatwe projektowanie kształtów czy też programowanie elektronicznych kontrolerów. Technika jest tu nieważna, ważny jest pomysł – narzędzia służą jego realizacji.

Zrób to, czego potrzebujesz

Co można w takim laboratorium zrobić? Na przykład wykrzykiwacz. Gershenfeld pisze o tym i innych pomysłach w swojej książce „Fab. The Coming Revolution On Your Desktop – From Personal Computers To Personal Fabrication” (Fab. Nadchodząca rewolucja na twoim biurku – od osobistych komputerów do osobistej produkcji). Kelly Dobson, błyskotliwa studentka kierunków artystycznych, z nikłą jednak znajomością elektroniki, uznała, że fajnie byłoby mieć zawsze przy sobie osobiste urządzenie do krzyczenia – zdumionych kolegów pytała: czy nigdy nie znaleźliście się w sytuacji, że chciałoby się głośno zawyć, lecz okoliczności na to nie pozwalają? ScreamBody to torba, która umożliwia dyskretne wykrzyczenie się nawet w towarzystwie, dźwięk jest rejestrowany i można go odsłuchać lub wypuścić w świat później, w lepszych warunkach. Szalone? Owszem, przyznaje Gershenfeld, ale o to właśnie chodzi – żeby każdy mógł zrobić to, czego potrzebuje, bez oglądania się, czy spodoba się to jeszcze komuś innemu. Kelly dopięła swego, zbudowała swój wykrzykiwacz od początku do końca.

Shelly Levy-Tzedek, z wykształcenia biolożka, postanowiła zbudować naprawdę skuteczny budzik. W efekcie majstrowania w laboratorium Gershenfelda powstało elektroniczne urządzenie, które budzi tak długo, aż śpiący je unieruchomi. Wymaga to jednak wykonania dosyć złożonego manualnie ćwiczenia – chwytania świecących kolców w kolejności wskazywanej przez urządzenie, czego nie da się zrobić bez rozbudzenia.

Testowanie na amerykańskich studentach Gershenfeldowi nie wystarczyło, łatwo było bowiem to doświadczenie zbić argumentem, że oferuje zabawę dla rozpieszczonych dzieciaków z dobrych domów. Uczony z MIT postanowił więc ruszyć z ideą fablabów w teren. Stworzył listę wyposażenia potrzebnego, żeby podobne rzeczy jak w MIT można było robić w dowolnym miejscu na świecie. W 2002 r. koszt takiego wyposażenia kształtował się na poziomie 20 tys. dol. Dużo jak dla prywatnej osoby, lecz niewiele, jeśli chodzi o możliwości jakiejś większej społeczności, np. gminy. Pierwsze fablaby ruszyły do indyjskich wsi, na Kostarykę, do Ghany, Norwegii i… Bostonu. Wszędzie spotkały się z entuzjazmem, a ich użytkownicy szybko sypnęli pomysłami: indyjscy chłopi stwierdzili, że mogą w labie sami zrobić urządzenie do kontroli jakości mleka, co pozwoli im chronić się przed oszustwami ze strony pośrednika. Dzieciaki z Bostonu za pomocą urządzeń z labu zaczęły zamieniać śmieci w biżuterię, na którą szybko znaleźli się nabywcy. Pasterze z północnej Norwegii zbudowali sieci bezprzewodowe i znaczniki dla zwierząt umożliwiające stały monitoring stada.

Gershenfeld nie wątpił w wyniki testów, bo idea fablabu na obecnym etapie jest jedynie rozwinięciem idei ukrytej choćby w klockach Lego Mindstorms, które powstały we współpracy duńskiej firmy z uczonymi z MIT.

Mindstorms w najprostszym ujęciu to klocki lego, plus możliwość programowania: buduje się z klocków jakieś urządzenie, np. pojazd zaopatrzony w różne czujniki, do którego dokłada się specjalną cegiełkę z mikroprocesorem. Od inwencji budowniczego zależy poziom inteligencji, jaką zdobędzie maszyna z klocków. Żeby było łatwiej, cegiełkę można zaprogramować używając obrazkowego języka programowania – po prostu składa się cały program z programistycznych klocków lego. W ten prosty sposób można uzyskać niewiarygodne efekty, czego dowodzi First Lego League – międzynarodowa liga dzieci zajmujących się budową i programowaniem Lego Mindstorms. Najlepsi potrafią budować nawet maszyny zdolne do rozwiązywania sudoku.

Fablaby Gershenfelda rozwijają tę logikę, której sens wynika z przekonania, że istnieje bezpośredni związek między materią i informacją, bity i atomy stanowią jedność, za pomocą bitów można atomami sterować, a dzięki rozwojowi informatyki mogą to dziś robić nie tylko inżynierowie mechatroniki, lecz nawet dzieci.

Rewolucja już trwa

To dopiero jednak początek, fablaby to test idei, przed którą rozpościera się wielka przyszłość: urządzenia potrzebne do wyposażenia labu będą tanieć, jednocześnie pogłębiać się będzie wiedza na temat materii i poprawiać oprogramowanie. W rezultacie każdy będzie mógł mieć fablab (czy inaczej – osobisty fabrykator) u siebie na biurku, tyle tylko, że znacznie potężniejszy niż dzisiejsze, oferowane przez Gershenfelda. Chodzi bowiem o to, że docelowo dzięki postępowi informatyki i rozwojowi inżynierii materiałowej nauczymy się programować materię.

Nic nowego – robi to w tej chwili natura, wszak życie jest nieustannym procesem przekształcania informacji ukrytej w DNA w materię żywych organizmów. Informacja w DNA zawiera nie tylko instrukcję budowy, lecz także odzwierciedla zakumulowaną w procesie ewolucji wiedzę na temat właściwości cząsteczek, dzięki czemu procesy biochemiczne są bardzo precyzyjne, powtarzalne i efektywne. Kwestią czasu jest opanowanie podobnych umiejętności programowania materii przez człowieka. Gdy to już się stanie, będzie można zmienić tytuł kursu „Jak zrobić (niemal) wszystko?” i usunąć z niego słowo niemal.

Rewolucja już trwa – przekonują inni obserwatorzy rozwoju techniki. Chris Anderson, redaktor naczelny magazynu „Wired”, kultowego pisma wszystkich cyfrowych rewolucjonistów, pisze w lutowym numerze z 2010 r., że epoka osobistej produkcji już się zaczęła. Jak grzyby po deszczu powstają małe firmy, które podejmują się produkcji rzeczy, o jakich kiedyś mogły jedynie pomarzyć wielkie koncerny technologiczne.

Sam Anderson uznał, że fajnie byłoby zająć się produkcją dronów – bezpilotowych samolotów. Skrzyknął w Internecie poprzez stronę DIY Drones grupę podobnych entuzjastów, razem wykonali projekt i prototyp. Produkcją zajęła się firma wyposażona w roboty montażowe i zaopatrująca się w podzespoły elektroniczne w Chinach. Dystrybucją może zająć się firma kurierska, wszak nie chodzi o masową produkcję. Pomysł chwycił, obroty po pierwszym roku działalności – 250 tys. dol., popyt rośnie na tyle szybko, że w trzecim roku działalności DIY Drones ma stać się milionowym biznesem.

Inwencja bez granic

Gershenfeld dzięki swoim urządzeniom dowiódł, że co jest dziś możliwe w USA, jest możliwe w dowolnym miejscu na świecie. Ile czasu trzeba, żeby mieszkańcy Ghany czy Kostaryki odkryli, że za pomocą tak prostych i jednocześnie wyrafinowanych narzędzi mogą nie tylko rozwiązywać swoje problemy, ale także wkraczać z własnymi pomysłami na globalny rynek? Skoro istnieje przyzwoity rynek?

Nowa rewolucja przemysłowa inspiruje już także twórców kultury. Cory Doctorow, popularny kanadyjski pisarz science fiction, w najnowszej swej książce „Makers” (Wytwarzacze) kreśli jednak mniej optymistyczną wizję przyszłości, niż marzy się Gershenfeldowi i Andersonowi. Cóż, już Marks pisał, że stosunki produkcji określają stosunki społeczne. Radykalna zmiana sposobów wytwarzania rzeczy będzie miała głęboki wpływ na społeczeństwo, przemiany więzi społecznych, relacji władzy. W powieści „Makers” nowy sposób wytwarzania staje się podstawą reorganizacji wielkiego kapitału (zarząd koncernu powstałego w wyniku fuzji Duracell i Kodaka przeprowadza restrukturyzację i opiera produkcję na „cyfrowych chałupnikach”). Jak to jednak bywa w czasach radykalnych przemian, powstają ogniska oporu i rozwija się też gangsterstwo.

Wizja Doctora nieco studzi rewolucyjny zapał – skoro jednak rewolucja i tak już trwa, dobrze byłoby się do niej przygotować. Szkoda, że Gershenfeld na swej fablabowej trasie nie uwzględnił Polski. Szkoda, że nikt do Polski go nie zaprosił.

Polityka 01.2011 (2789) z dnia 07.01.2011; Nauka; s. 92
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną