Krzysztof Kozłowski zmarł 26 marca 2013 r. w wieku 82 lat. Przedstawiamy rozmowę Michała Komara, która jest fragmentem wywiadu rzeki z „Historii z konsekwencjami”, wydanej w 2009 r.
***
Michał Komar: 6 lipca 1990 r. został pan ministrem spraw wewnętrznych. Pierwsza myśl po nominacji?
Krzysztof Kozłowski: Nie pamiętam. Do końca lipca trzeba było zakończyć sprawy z SB, a przede wszystkim stworzyć dla UOP warunki stabilnego funkcjonowania. W kraju kryzys gospodarczy, inflacja, bezrobocie, narastający niepokój społeczny, gwałtowny wzrost przestępczości kryminalnej przy wyraźnej bezradności policji. Obawy wynikające z wydarzeń za granicą wschodnią i przemian za granicą zachodnią. Sprawy związane z zaplanowanymi przez nas przekształceniami systemowymi i sprawy, jak to w życiu, nieoczekiwane, zaskakujące.
Na przykład...
Bodaj przed wykopkami działacze chłopscy związani z Gabrielem Janowskim postanowili zorganizować marsz gwiaździsty na Warszawę. Wyglądało to na tyle groźnie, że premier Mazowiecki wezwał mnie do siebie, by zapytać o rozwój sytuacji i środki, jakich zamierzamy użyć. O sprowadzeniu zwartych jednostek policji należało zapomnieć, ZOMO zostało zlikwidowane, Oddziały Prewencji były w trakcie organizacji, a mnie nie spieszyło się do użycia siły. W nocy zatelefonowałem z gabinetu premiera do senatora Janowskiego: – Panie senatorze, przecież to nie uchodzi, żeby na ulicach Warszawy ludzie prali się po pyskach, pan mnie, ja pana... – zacząłem. Senator Janowski wysłuchał mnie i odpowiedział: – No, rzeczywiście. To ja to odwołam... I odwołał.
Znacznie groźniej wyglądał konflikt między Ukraińcami i Polakami w Przemyślu. Bezpośrednim pretekstem był planowany przemarsz grupy ukraińskiej na cmentarz Strzelców Siczowych i zapowiedź zorganizowania kontrmanifestacji.