Fundacja im. Brata Alberta od blisko 20 lat pomaga muminkom (czyli niepełnosprawnym umysłowo, zwykle z porażeniem mózgowym lub zespołem Downa). Ks. Zaleski był jej pomysłodawcą, organizatorem i dobrym duchem. Według wzorów Jeana Vaniera, francuskiego założyciela ruchu Wiara i Światło, skupił wokół siebie wolontariuszy (zwanych paszczakami), zdobywał pieniądze, załatwiał formalności. Cieszył się wsparciem krakowskiej kurii.
Dziś Fundacja prowadzi 30 placówek w całym kraju: 4 schroniska dla upośledzonych, 12 warsztatów terapii zajęciowej, 10 świetlic terapeutycznych, 2 środowiskowe domy samopomocy oraz integracyjne przedszkole i szkołę podstawową. Korzysta z nich łącznie 1100 osób (w tym 100 jest pod opieką całodobową). Fundacja organizuje również koncerty charytatywne, wystawy i przeglądy twórczości muminków.
Zaleski mógłby w spokoju rozwijać Fundację i cieszyć się zasłużonym uznaniem. Tymczasem nagle zdecydował się zająć lustracją. Wziął urlop z Fundacji, zaczął przesiadywać w archiwum krakowskiego IPN i zapowiadać, że w przygotowywanej książce ujawni agentów w sutannach. Sugerował, iż są wśród nich osoby wysoko dziś postawione w Kościele. Pojawiły się pierwsze przecieki.
W Krakowie nawet jego znajomi dziwili się, że to akurat on stanął w pierwszym szeregu lustratorów. Najbardziej zdumiewała zaciętość na jego twarzy, kiedy w rozlicznych programach telewizyjnych żądał ujawnienia agentów. Owszem, wszyscy wiedzieli o jego dawnym zaangażowaniu opozycyjnym, ale dotąd uchodził za dowcipnego, ciepłego i dobrodusznego kapłana.
Jerzy Skoczylas, który zna Zaleskiego z opozycji lat 80., podkreśla: – Nie rozmawialiśmy wtedy oczywiście o rozliczaniu esbeków i agentów.
Jeszcze na początku roku niektórzy porównywali go do Brata Alberta, symbolu miłosierdzia. Teraz kojarzą z bezlitosnym rozliczaniem agentów.
Reklama