Na kilka tygodni przed okrągłą rocznicą zagłady węgierskich Żydów budapeszteńskie media podały wiadomość, która kompletnie zaskoczyła opinię publiczną. Jak wynika z badań, trzy czwarte społeczeństwa Węgier albo ma blade pojęcie o tym, czym był Holocaust na Węgrzech, albo nie wie o nim zgoła nic.
W większości księgarń i kiosków można kupić publikacje nacjonalistyczne i antysemickie. Z wydawania takich pism lub książek nieźle się żyje, choć niektórzy traktują działalność edytorską jako misję. Oskarżani o łamanie prawa gładko wygrywają kolejne procesy.
Znane zdjęcie z warszawskiego getta: chłopiec w kaszkiecie z podniesionymi rękoma, obok uzbrojony mężczyzna. Ten chłopiec ponoć przeżył. Esesman nazywał się Josef Bloesche. Oto jego historia.
Te wstrząsające, nieznane fotografie polskich Żydów zostały wykonane przez anonimowych żołnierzy Wehrmachtu po agresji na Polskę w 1939 r. Udostępnił je „Polityce” ze swoich zbiorów Tomasz Wiśniewski. Równie pasjonująca jest jego opowieść o tym, jak wszedł w posiadanie tych zdjęć i jakie mogą wiązać się z nimi historie.
W Izraelu tysiące emigrantów z Polski i ich dzieci, urodzonych już w nowej ojczyźnie, starają się o polskie obywatelstwo. Niektórzy robią to ze względu na przeszłość, inni – na przyszłość.
Gdy nie ma Żyda z krwi i kości, antysemita w Polsce odnajdzie go zawsze i wszędzie, bo nosi jego obraz w sobie. Wiadomo jaki. Z kolei żydowski antypolonizm zasadza się często na przekonaniu, że antysemityzm Polaków jest wrodzony, wyssany z mlekiem matki, a jego skutkiem były „polskie obozy zagłady”.
Na krańcach III Rzeszy, w samym sercu Puszczy Nalibockiej, Żydzi-partyzanci założyli bazę, która była właściwie małym miasteczkiem – z zakładami rzemieślniczymi, szpitalem i bóżnicą. Przetrwało tu wojnę ponad 1200 osób uratowanych od zagłady.
Przez świat przetacza się nowa fala nienawiści do Żydów. Choroba antysemityzmu dotknęła nawet lewicy, która dziś paraduje w arafatce.
Powstanie w getcie zasługuje na więcej miejsca w warszawskich muzeach