Zwykle gdy Niemcy i Rosjanie ogłaszają, że nawiązują ze sobą „strategiczne partnerstwo” i zawierają „interesy stulecia”, to w Polsce budzą się historyczne zmory. Czy tak musi być i tym razem?
Rosja nie wyrzekła się imperialnych dążeń w „bliskiej zagranicy” i ma środki, by taką politykę prowadzić.
W polityce rosyjskiej mity ze szkolnych podręczników zastępują obraz realnego świata. Jak choćby ten ukraiński, iż trzeba zrobić wszystko, co niezbędne, by utrzymać Ukrainę.
Nieszczęściem jest to, że elity nie pogodziły się z utratą imperium.
Po pięciu latach członkostwa w NATO, pół roku po przystąpieniu do Unii zaczynamy się lękać o bezpieczeństwo kraju. Tym razem obawy dotyczą bezpieczeństwa energetycznego. Z przesłuchań orlenowskiej komisji śledczej odnieść można wrażenie, że przekupni politycy, podstępni biznesmeni i agenci tajnych służb chcą (a przynajmniej chcieli) wydać polską energetykę w ręce Rosjan. Czy Rosja jest groźna dla naszego bezpieczeństwa paliwowego i jak mielibyśmy się przed nią bronić?
Po 15 latach intensywnej imigracji widać już, że przybyszów z Rosji Izrael zmienił nie do poznania. To nie dziwota. Ale i oni zmienili Państwo Izrael.
O wpływie Rosjan na polską kulturę w minionym wieku pojęcie mamy nie najlepsze: Pałac Kultury i Nauki, zadekretowany socrealizm. Inteligenci dorzucą może Okudżawę lub Bułhakowa. Czy otwierana w Zachęcie wielka wystawa „Warszawa–Moskwa” przełamie te stereotypy?
Polska ma kłopot z kulturą rosyjską. Jej nowych zjawisk przeważnie nie znamy lub nie rozumiemy, klasyka sprzed czasów sowieckich obchodzi głównie inteligenckich koneserów, ale gdy – jak teraz – po raz kolejny przybywa do nas Chór Aleksandrowa, w kasach brakuje biletów na długo przed występem.
Zamarł eksport żywności do Rosji. Nasze towary nie będą wpuszczane do tego kraju, dopóki ich producenci nie uzyskają zezwoleń rosyjskich inspektorów. O zwolnienie z aresztu trzydziestu tirów z jogurtami i serkami prosił w Moskwie wicepremier Hausner i minister Olejniczak. Mięso już przestało jeździć do Rosji.