Sekretarz mówi, biskup odpowiada, kobiety milczą
Ginekolog: porady, nadżerki, hormony. I tym podobne. Ogłoszenia podziemia aborcyjnego. Aż roi się od nich w gazetach. Jak reklamy piwa bezalkoholowego, które alkohol zawiera. Wielkie oszukaństwo i każdy o tym wie.
Irlandczycy obojga płci odrzucili w referendum projekt zaostrzenia zakazu aborcji. Zadecydowały głosy mieszkańców Dublina i innych miast. Sporo zamieszania wprowadzili skrajni konserwatyści, którzy uznali poprawkę za... nazbyt liberalną i także namawiali do sprzeciwu. W tym samym czasie Polki (przy znacznym wsparciu mężczyzn) zorganizowały w Warszawie wielotysięczną manifestację feministyczną pod hasłem: „3 x Tak. Tak dla antykoncepcji, tak dla edukacji seksualnej, tak dla aborcji”. Manifestację poprzedził „List stu kobiet” do Parlamentu Europejskiego i do komisarza ds. pracy i polityki społecznej Unii Europejskiej Anny Diamantopoulou, wyrażający zaniepokojenie sytuacją kobiet w Polsce, a zwłaszcza wycofaniem się rządu z obietnicy nowelizacji ustawy antyaborcyjnej.
W Polsce obowiązuje najbardziej restrykcyjna – po irlandzkiej – ustawa antyaborcyjna w Europie. Jednocześnie podziemie ginekologiczne funkcjonuje świetnie. Łatwiej usunąć ciążę nielegalnie niż legalnie. Życie na co dzień rozmija się z prawem. Łamią je kobiety, lekarze w prywatnych gabinetach i szpitale odmawiające przeprowadzenia zabiegu, nawet gdy dopuszcza go ustawa. Przymykanie oczu na tę sytuację uchodzi za bezstronność i kompromis. Aborcja stała się tematem tabu. Miał powrócić wraz z dojściem lewicy do władzy, takie były obietnice wyborcze.
Gdy my oklaskiwaliśmy papieża w czasie jego najdłuższej pielgrzymki po Polsce, w Niemczech znowu wybuchła dyskusja na temat przerywania ciąży i dwóch nurtów w niemieckim katolicyzmie. Powodem był ostry list Jana Pawła II do niemieckich biskupów, w zasadzie żądający wycofania się Kościoła z obowiązkowego poradnictwa dla tych ciężarnych kobiet, które chcą przerwać ciążę.