Polski rynek sztuki ma się mniej więcej tak do światowego, jak schronisko młodzieżowe do hotelu Ritz. Ale przecież i w jednym, i w drugim mogą dziać się ciekawe rzeczy. No i się dzieją.
Rynek sztuki to dziś wielki biznes, a tam, gdzie obraca się ogromnymi kwotami, zawsze muszą pojawić się oszuści. W Polsce dotyczy to głównie malarstwa.
Malarzy podzielić można na muzealnych i domowych. Ci drudzy stanowią chleb codzienny antykwariuszy, a ich prace widujemy jedynie na ścianach prywatnych mieszkań i willi. Pierwsi tworzą oficjalne dzieje sztuki, drudzy – dzieje swojskie.
Obraz Alfreda Wierusza-Kowalskiego "Szlichtada" sprzedano na aukcji za 710 tys. złotych. Tyle warte są trzy Jaguary lub willa w stolicy. Na domiar jest to dzieło malarza spoza rodzimej (encyklopedycznej) czołówki. A więc sensacja? Raczej naturalna kolej rzeczy. Dzieła sztuki coraz częściej stają się obiektem zainteresowań inwestorów.
W październiku 1992 roku obraz Wacława Pawliszaka "Podarunek kozacki" sprzedany został na jednej z aukcji za 23 tys. zł. Kolekcjoner, który go kupił, zrobił interes: dwa lata później sprzedał go bowiem także na aukcji za ponad 100 tys. złotych. W niecałe trzy lata później "Podarunek..." został wylicytowany po raz kolejny - tym razem do kwoty 300 tys. złotych. W sztukę warto dziś inwestować.