Cztery piąte ankietowanych Polaków pragnie niższych podatków (ale po wecie prezydenta na nie poczeka), tyle samo popiera finansowe żądania górników, kolejarzy, rolników, nauczycieli itd. Chcemy więc mniej dawać do państwowej kasy, a więcej z niej otrzymywać, co wygląda na sen o mannie z nieba. Mijający rok dowiódł jednak, że cuda w publicznych finansach są możliwe. Wystarczy tylko odpowiednio przycisnąć władzę.
W minionym tygodniu, jak zwykle w ostatniej chwili, rząd przyjął projekt budżetu państwa na 2000 r. i przesłał go do Sejmu. Zanim parlament go uchwali, stanie się przedmiotem - oby wnikliwych - analiz, grupowego lobbingu i politycznych zmagań. Zajęcie jest żmudne, ale wyjątkowo ważne. Dzieli się przecież największe pieniądze, jakie są w Polsce do wydania.
Gdyby Kowalscy w każdym roku wydawali więcej, niż zarabiają, a na różnicę wystawiali weksle, których wykupem w przyszłości obarczyliby własne dzieci, takie postępowanie uznano by za niegodne i moralnie obrzydliwe. Tymczasem nasze państwo od lat w ten właśnie sposób zarządza budżetem i nie brakuje polityków, którzy chcieliby tych weksli wystawić jeszcze więcej. Zwłaszcza teraz, gdy po sześciu miesiącach deficyt budżetu osiągnął poziom planowany na cały rok.
Uchwalanie budżetu jest zawsze grą polityczną. Jest ponadto demonstracją kultury ekonomicznej, zaślepienia ideologicznego, stopnia populizmu, skłonności do demagogii. Polski polityczny kodeks honorowy dopiero się tworzy. Nie można go w żaden sposób zadekretować. Należałoby się jednak umówić, że poselskie obiecanki cacanki nie będą przekraczać granic śmieszności.
Czy chcesz, żeby Polska dostawała co roku z Brukseli 30 mld złotych? Jeśli tak, poprzyj członkostwo w Unii Europejskiej. Tak mało romantycznie wyglądałaby kampania przed referendum w sprawie przystąpienia do UE, gdybyśmy skorzystali z doświadczeń Irlandii z czasów, gdy zachęcano jej obywateli do poparcia Traktatu z Maastricht. Irlandia wyciąga z kasy unijnej na czysto najwięcej z państw członkowskich - 5 proc. swego produktu krajowego brutto (PKB).
W sobotę 9 stycznia o godzinie drugiej w nocy Sejm, znaczną przewagą głosów, uchwalił najważniejszą ze swoich ustaw: budżet państwa; pierwszy autorski budżet rządzącej od roku koalicji AWS-UW. Powinien to być moment uroczysty, był żenujący. Finałowi prac nad budżetem towarzyszyła kolejna polityczna awantura między koalicjantami.
Posłowie AWS - mimo protestów Leszka Balcerowicza i Unii Wolności, a z pomocą opozycji - przegłosowali podatkowe ulgi prorodzinne. Zwiększając lekką ręką i właściwie od niechcenia wydatki państwa tak, że zachwiała się konstrukcja budżetu. Trzeba było więc gwałtownie przerwać głosowanie nad całością ustaw podatkowych - i pospiesznie szukać wyjścia z sytuacji.