Inflacja w styczniu wyniosła 17,2 proc., wynika z danych GUS. To o 2,4 proc. więcej niż w poprzednim miesiącu – najwyższy skok od marca 2022 r.
Po środowych podwyżkach cen biletów kolejowych Rafał rezygnuje z pendolino, zaś Michał w ogóle przesiada się do samochodu. A minister infrastruktury Andrzej Adamczyk przekonuje Polaków, że gdyby nie rząd, podwyżka wyniosłaby 50, a nie 12 proc.
Inflacja w grudniu nieco spadła, ale w styczniu czeka nas jej kontratak. Czy już ostatni? Jakie są dalsze scenariusze?
Dzięki nowym unijnym przepisom wreszcie widzimy, jak często sklepy manipulują promocjami. Szkoda tylko, że na taką ochronę konsumenci w Polsce musieli czekać dłużej z powodu opieszałości rządu.
Na święta wydamy średnio o 300 zł więcej niż rok temu, a i tak kupimy mniej. Najbliżsi prezenty dostaną, ale reszta rodziny czy znajomi będą często zawiedzeni.
Chęć ratowania spadających sondaży odebrała partii Kaczyńskiego zdolność rządzenia krajem. Do władzy prze nie tylko kosztem młodych, wykształconych, pracujących, którzy na PiS i tak nie głosują, ale i własnych wyborców, którym zabiera dużo więcej, niż daje. Podatek inflacyjny zbiera żniwo.
Inflacja nie tylko szybko nie spadnie, ale będzie dalej rosnąć. Pokazują to dane Narodowego Banku Polskiego, którego prezes woli zajmować się walką z nieposłusznymi mu członkami Rady Polityki Pieniężnej.
Gdy nasze cenowe odczucia mijają się ze statystyką, warto patrzeć na tendencje. Ekonomiści nie mają co do nich wątpliwości – szczytu drożyzny ciągle nie widać. Nie można ulegać złudzeniu, że dynamika wzrostu cen zwalnia. W jesiennych miesiącach znów przyspieszy.
Ktoś ujął rzecz prosto i treściwie: „Dostajesz pincet od rządu, ale zwracasz pińcet plus inflacja razy dwa”.
Tak wysokich cen nie mieliśmy od 24 lat. Cios byłby mniej bolesny, gdyby Polska prowadziła mądrzejszą politykę fiskalną i monetarną. Dlatego za wojnę Polacy zapłacą dużo więcej niż Niemcy czy Francuzi.