Organizacja piłkarskich mistrzostw Europy to na razie dla nas tylko kłopot. Wydaje się, że już wyczerpaliśmy limit opóźnień. Ten rok zdecyduje: wóz albo przewóz.
W Polsce panuje przekonanie, że zbyt wolno przygotowujemy się do mistrzostw Europy w 2012 r., a Ukraina robi to sprawniej. Ukraińcy uważają, że sprawy lepiej stoją w Polsce.
Lokalizacja Stadionu Narodowego, sprawa, wydawałoby się, czysto techniczna, przekształciła się w batalię polityczną. Co jednak ważniejsze, po raz pierwszy od lat zaczęliśmy przy tej okazji dyskutować o Warszawie, o jej tak zwanej przestrzeni publicznej.
Budowę dróg i autostrad hamują dziś nieudolni politycy i urzędnicy, złe prawo albo – jak mówi premier – tajemny kartel. Jeśli cudem pokonamy te przeszkody, czy zdążymy na Euro 2012?
Czy Warszawa może być stolicą sportu, skoro reprezentujące ją kluby nie zdobyły w tym roku ani jednego tytułu mistrza Polski w grach drużynowych? Zagłębie Lubin triumfowało w futbolu i piłce ręcznej, BOT Bełchatów w siatkówce męskiej, Winiary Kalisz w żeńskiej, Prokom Sopot w koszykówce itd.
Hryhorij Surkis, prezydent Federacji Piłki Nożnej Ukrainy, członek komitetu wykonawczego UEFA
Kiedy usłyszeliśmy, że Polska będzie współgospodarzem piłkarskich mistrzostw Euro 2012, euforia dodała nam skrzydeł. To nic, że nie mamy nowoczesnych stadionów, hoteli, autostrad, szybkich kolei ani przyzwoitych dworców. Zbudujemy. Teraz, gdy emocje opadły, widać, że jesteśmy do tego dramatycznie nieprzygotowani. Prawnie, organizacyjnie, finansowo. I politycznie.
O zamianie Jarmarku Europa na stadion narodowy od lat dużo się mówiło, ale nic się nie robiło – tymczasem Stadion X-lecia wyrastał na największy prywatny zakład pracy w kraju. Dopiero przyznanie Polsce Euro 2012 spowodowało iście sportowe przyspieszenie. Katastroficzne przyspieszenie – mówią zagrożeni bezrobociem kupcy.