Górnicy z rumuńskiej Doliny Jiu, najsłynniejszej dziś doliny w Europie, mówią, że czują się jak zwierzęta w klatce. I w pracy, i w domu. W kopalni wiadomo - po węgiel sięgają już nawet na głębokość tysiąca metrów. A na powierzchni ze światem łączą ich tylko dwie górskie drogi. 180 tys. mieszkańców doliny żyje jak na wyspie.
W ubiegłą środę, wczesnym rankiem, rumuńska żandarmeria zatrzymała i krwawo spacyfikowała piąty (od 1990 r.) marsz górników na Bukareszt prowadzony przez Mirona Cozmę. "Węglowego Napoleona", jak nazywają w Dolinie Jiu związkowego przywódcę, aresztowano. Wszystkie poprzednie wyprawy były zwycięskie - górnicy zdobywali, co chcieli. Po ostatnim, styczniowym marszu, zakończonym upokorzeniem rządu i premiera Radu Vasile, wydawało się, że teraz wystarczy już tylko tupnąć nogą, aby rozpędzić tę władzę.
Bukareszt odetchnął. Nie spełniła się wizja najazdu górników na stolicę. Kiedy pokonali już piątą policyjną zaporę na drodze do miasta, rozbili wielotysięczne siły porządkowe i wydawało się, że tylko armia i ostra amunicja może ich powstrzymać, rząd ugiął się, zgodził na rozmowy i kupił czas. Bo odwołanie zamknięcia dwóch kopalń i 35-procentowe podwyżki górniczych zarobków nie rozwiązują żadnego z problemów.
Ze śląskich kopalń odeszło w ciągu 10 minionych lat ponad 200 tys. ludzi - i Śląsk się nie zawalił. Nieprawdziwa okazała się teza - lansowana przez szefów górnictwa i działaczy związkowych - że każdy górnik tworzy poza kopalnią 4-5 miejsc pracy. Olbrzymia armia ludzi rozstała się z górnictwem w cywilizowany sposób: nikt nie znalazł się na bruku, dramatycznie nie wzrosła przestępczość, stopa bezrobocia należy tu do najniższych w kraju i ciągle spada. Górnikom zaproponowano tak atrakcyjne warunki odejścia z kopalń, umożliwiające nowy start życiowy, o jakich reszta kraju może tylko marzyć. Dlaczego więc kopalnie są największymi ogniskami niepokojów społecznych?
Nad ranem, 24 grudnia, NSZZ Górników Solidarność podpisał z rządem umowę gwarantującą utrzymanie emerytalnych przywilejów dla swej branży. Dzięki temu zawieszony został - po dwóch tygodniach - jeden z dziwniejszych strajków Solidarności przeciwko własnemu rządowi. Protestujący, w większości związkowi aktywiści, mogli spędzić Wigilię w domach.
Rozszerzają się strajki górników. Nie usatysfakcjonowała ich decyzja Senatu, gwarantująca tej branży tzw. emerytury pomostowe. Obecnie górnicy protestują już nie tylko przeciwko ustawie emerytalnej, ale również przeciwko programowi restrukturyzacji kopalń.
Jeszcze miesiąc temu, przed atakiem zimy, na hałdach leżało ponad siedem milionów ton węgla, spółki ograniczały wydobycie, a dzisiaj pod kopalniami ustawiają się kilometrowe kolejki ciężarówek - kierowcy skarżą się, że na załadunek czekają po kilka dni, marzną w kabinach, a w całym kraju marzną ludzie. Raz słyszą, że węgla jest za dużo, należy radykalnie zmniejszyć produkcję, a wystarczy, że trochę przymrozi i poprószy śnieg, to okazuje się, iż jest go jak na lekarstwo.
Położony tuż przy czeskiej granicy Morcinek to największy niewypał górniczych inwestycji PRL, który kosztował - na obecne pieniądze - około 800 mln zł! Kopalnia, której budowę rozpoczęto w 1978 r., pod koniec października br. przestała wydobywać węgiel. Teraz przez najbliższy rok będzie zamrażana na lepsze czasy. Wątpliwe jednak, żeby kiedykolwiek one nadeszły.
Bogdanka, jedyna kopalnia w Lubelskim Zagłębiu Węglowym, przygotowuje się do prywatyzacji. Prawdopodobnie akcje kopalni - wzorem Polskiej Miedzi - znajdą się na giełdach londyńskiej i warszawskiej. Rzecz niebywała, bo przecież całe nasze górnictwo stacza się w dół i końca tej drogi nie widać.
Rząd wydaje się być zaskoczony, że kilka tysięcy osób postanowiło w ostatnim czasie odejść z górnictwa i wziąć przysługujące im jednorazowe odprawy po 44,4 tys. zł na osobę. Większość tych odpraw, jak podają media i co było do przewidzenia, przeznacza się na bieżącą konsumpcję, zakup aut, sprzętu domowego itp. Dawanie publicznych pieniędzy jednej tylko grupie zawodowej jest nie tylko niemoralne, ale może doprowadzić do zaostrzenia i tak już skomplikowanej sytuacji na Śląsku. To jeden z błędów tkwiących w nierealnym programie naprawy górnictwa, który pod presją górniczego lobby rząd przyjął na początku lipca.