Premier zdymisjonował Adama Niedzielskiego, a koszty jego występku są ogromne. Jeszcze żaden minister tak bardzo nie podkopał zaufania do własnego resortu. Zwłaszcza wrażliwego resortu zdrowia.
Po raz kolejny w ostatnich dniach mamy incydent, gdy władza swój przywilej dostępu do informacji gromadzonych przez państwo o obywatelach wykorzystuje przeciw nim.
Ustawa o nowej komisji jest w sposób oczywisty sprzeczna z konstytucją. Łamie co najmniej trzy jej zasady, co powinno skłonić prezydenta Andrzeja Dudę do weta. Może też wybrać wariant „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”.
Jeśli prawdą jest to, co napisała „Wyborcza”, to mamy do czynienia z prewencyjną inwigilacją przez państwo za pomocą jego zasobów. Czyli z oczywistym nadużyciem władzy.
Prędzej czy później przyjdzie czas na uczciwe śledztwo w sprawie politycznej inwigilacji. Na razie można – i trzeba – się oburzać, by takie ataki na demokrację nam nie spowszedniały. I mieć się na baczności w nadciągającej kampanii wyborczej.
Rozmowa z senatorem KO Marcinem Bosackim, przewodniczącym senackiej komisji nadzwyczajnej badającej największą aferę inwigilacyjną ostatnich lat.
Jak z satysfakcją odnotowują pisowscy propagandziści: „Pegasusem wciąż zajmuje się Senat, tyle że coraz mniej to kogokolwiek interesuje”.
Czy brak w Polsce prawa do informacji, że było się inwigilowanym, narusza Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka? Strasburg traktuje tę sprawę priorytetowo.
Komputer w sieci miał być narzędziem budowy lepszego świata. A czy nie stał się za to instrumentem opresji? O to pytają twórcy Biennale Warszawa.
Ujawnione przez „Gazetę Wyborczą” i „Die Zeit” informacje o włamaniach na telefony opozycyjnych polityków dowodzą, że skala inwigilacji była znacznie szersza, niż uważano. A jej pełnych rozmiarów możemy nigdy nie poznać.