Niezwykłe kilkadziesiąt godzin w Moskwie. Najpierw na Światowym Forum Intelektualistów, tuż obok Kremla, spotykają się Hans Dietrich Genscher i laureaci pokojowej Nagrody Nobla – Michaił Gorbaczow, Szymon Peres, Lech Wałęsa, timorski biskup Carlos Felipe Belo. Rosji jednak chyba nie bardzo na ich radzie zależy – na forum nie pojawia się nikt z Kremla. Potem, w nocy, na placu Czerwonym Polacy rozpalają ogniska. Powrót lisowczyków pod Kreml? Nie, to bohaterowie „Przedwiośnia” – nowego filmu Filipa Bajona – właśnie przechodzą przez Moskwę.
Na nich Wałęsa opiera się w swojej kampanii prezydenckiej. Ludzie z Instytutu im. Lecha Wałęsy i władz krajowych chadecji tworzą sztab wyborczy. Teren zajmuje się kampanią.
Rozdęty balon lustracji pękł żałośnie w ubiegłym tygodniu, przekłuty dwoma orzeczeniami sądu. Sędziowie uporządkowali zamieszanie lustracyjne, odwołując się do fundamentalnych zasad procesu karnego.
Sprawa lustracyjna byłego prezydenta, wielkiego bohatera roku 1980, wystawia na próbę wszystko to, co układane było w naszych podręcznikach historii współczesnej i co sobie sami ułożyliśmy w głowach – z nadzieją, że dzieciom i wnukom powiemy, jak było naprawdę. I że wytłumaczymy im, o co chodziło 20 lat temu, w Sierpniu, jak to było trudne i niezwykłe, i jaki był kontekst ówczesnych wydarzeń. Nie tylko oczywiście tamtych, lecz także tych je poprzedzających i tych, które nastąpiły później, aż po rok 1989 i lata następne. Teraz ta konstrukcja chwieje się i za chwilę może runąć.
Lustracja kandydatów na urząd prezydenta wywołała polityczny skandal. W przypadku kilku pretendentów procedura została zakończona. Dwóch kandydatów, wobec których – zdaniem prokuratorów lustracyjnych – istnieją podejrzenia, że mogli zataić fakt współpracy z organami bezpieczeństwa PRL, czekają kolejne rozprawy, tym razem z udziałem świadków. Bagatela: chodzi tu o byłego prezydenta RP, laureata Nagrody Nobla Lecha Wałęsę i obecnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Lech Wałęsa, były prezydent
Większość tak kiedyś nośnych postulatów Solidarności została już spełniona. Mamy wolność polityczną, gospodarkę rynkową i tworzy się społeczeństwo obywatelskie. Nazwiska wielu związkowych liderów znaleźć można na drzwiach rządowych gabinetów, na poselskich i senatorskich ławach, w kierowniczych gremiach rozmaitych partii politycznych. Wielu zasiliło prywatny biznes. Mówi się już o czwartym personalnym garniturze we władzach związku. A jednocześnie Solidarność ma najniższe w swej historii notowania w opinii publicznej. Spada liczba członków związku. Czy Solidarność zrobiła swoje i może odejść ze sceny - jeśli nie do lamusa historii, to na wąskie pole działania typowego związku zawodowego? Już kilka lat temu Lech Wałęsa radził: "Schowajcie te sztandary". Czy nadeszła pora? - to pytanie staje przed XI Zjazdem Solidarności.
Za bramą, na starannie przystrzyżonym trawniku, orkiestra dęta z kościoła Najświętszej Maryi Panny Królowej Różańca Świętego gra "Pierwszą Brygadę". Od ulicy Polanki, przez ogród, przesuwa się kolejka imieninowych gości Lecha Wałęsy z prezentami. Leszek Moczulski ofiarował solenizantowi honorowe członkostwo KPN. Wałęsa ma jednak już swoją partię, która właśnie poprosiła byłego prezydenta, by zdecydował się na ponowne kandydowanie do najwyższego urzędu w państwie.