Kościół hierarchiczny w Polsce odrzucił krytykę metropolity krakowskiego po jego sławetnym kazaniu z wątkiem „tęczowej zarazy”.
„Dlaczego napisaliśmy ten list? Bo chcemy przerwać spiralę nienawiści” – argumentują autorzy. Bezpośrednim impulsem była wypowiedź abp. Marka Jędraszewskiego, który mówił o „tęczowej zarazie”.
Tęgie umysły ruszyły do walki z zagrożeniem, którego nie ma. Co z góry zapewnia im zwycięstwo, bo walka z wyimaginowanym wrogiem z zasady skazana jest na sukces. Zwłaszcza gdy samemu się wskazuje, gdzie wróg się pojawia, a skąd już znikł.
Każdy, kto myśli inaczej niż uliczny motłoch, jest zagrożony fizycznie. Wystarczy iskra, aby doszło do wybuchu nienawiści, nad którą już nikt nie ma kontroli, a co gorsza, obecna władza nie będzie się nawet starała udawać, że chce nad wolą ludu zapanować.
Jeśli kłamie o osobach LGBT i szczuje przeciwko nim szeregowy ksiądz nacjonalista, to jest zgroza, ale jeszcze większe zgorszenie wiernych powinien budzić hierarcha, który stacza się na podobny poziom.
Wiele wskazuje na to, że brutalizacja życia osiągnęła w Polsce poziom krytyczny – m.in. z powodu tolerowania przemocy względem rozmaitych mniejszości społecznych.
Już niemal 30 samorządów w Polsce postanowiło chronić swoje województwa, powiaty i gminy przed „ideologią LGBT”. Ale czym dokładnie ta ideologia ma być i na czym polega jej zakazywanie, nie zawsze potrafią powiedzieć.
Od poniedziałku pod hasłem #jestemLGBT zaprezentowało się już kilkanaście tysięcy osób w mediach społecznościowych. Niektórzy mają nadzieję, że oto narodzili się obywatele.