Ministrowie się zmieniają, a one trwają. Halina Wasilewska-Trenkner, Irena Ożóg, Elżbieta Suchocka-Roguska – to trzy panie, które trzymają w swych rękach publiczne pieniądze i bez których nikt nie dostanie grosza z państwowej kasy. Nawet minister finansów.
Z Markiem Belką, wicepremierem i ministrem finansów, o nowym programie gospodarczym rządu rozmawiają Joanna Solska i Paweł Tarnowski
Premier Jerzy Buzek ma zwyczaj dymisjonowania w dwojaki sposób: albo tygodniami, a bywa że i miesiącami nie podejmuje decyzji, albo zainteresowani dowiadują się prawie z gazet, że właśnie zostali odwołani. Im bliżej wyborów, tym częściej premier używa tej drugiej metody. Ministra finansów Jarosława Bauca odwołano właściwie w ten sposób. Przedstawiciele kręgów finansowych, a więc najbardziej zainteresowani, mówili o szoku.
Gdyby ogłosić konkurs na instytucję źle prognozującą wskaźniki i najbardziej zaskakiwaną rozwojem sytuacji w gospodarce, to faworytem byłoby Ministerstwo Finansów. Oceny i przewidywania formułowane przez analityków bankowych i ekonomistów w instytutach badawczych okazują się bardziej wiarygodne niż te w wydaniu ministerialnych ekspertów. Problem w tym, że wyjątkowa skala ich tegorocznych wpadek odbije się na gospodarce i na kondycji materialnej przeciętnego Polaka.
Po dwóch latach wyraźnego hamowania wzrostu gospodarczego z coraz większą niecierpliwością czekamy na ożywienie. Ono bowiem daje nadzieję na skuteczniejszą walkę z szybko rosnącym bezrobociem. Tymczasem Jarosław Bauc, minister finansów, publicznie daje wyraz swemu sceptycyzmowi, twierdząc np. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że na znaczne przyspieszenie wzrostu nie należy liczyć. Jaka właściwie jest sytuacja gospodarcza Polski? Jakie są najpoważniejsze zagrożenia wewnętrzne i zewnętrzne, czy takim zagrożeniem może być przyspieszenie rozwoju? Zaprosiliśmy ministra Bauca do redakcji „Polityki”, by odpowiedział na te i inne pytania.
Jarosław Bauc, minister finansów, o wyrwach w budżecie, reformie podatków i woli politycznej
Czy możliwy jest jednoczesny wzrost obciążeń podatkowych i spadek pochodzących z nich dochodów budżetu? Naturalnie. Wystarczy tylko zawierzyć specjalistom z Ministerstwa Finansów.
Przedstawiając projekt budżetu na 2001 r. minister finansów zagrał z nami w trzy karty. Tak pomieszał poszczególne pozycje, że zdezorientował nie tylko społeczeństwo, ale nawet analityków finansowych. W pierwszej chwili uznali oni, że projekt zapowiada zaciskanie pasa, zaś po bliższym wejrzeniu w metodologię jego przygotowania dochodzą do wniosku, że wręcz odwrotnie.
Ministerstwo Finansów ogłosiło tzw. Białą Księgę Podatków. Zawiera ona propozycje radykalnej przebudowy polskiego systemu podatkowego. Docelowo zarówno indywidualni podatnicy jak i firmy płaciliby podatek według jednej takiej samej stawki: 22 proc. (tyle samo wynosi dziś stawka VAT). Stopniowej likwidacji podlegałyby niemal wszystkie ulgi i zwolnienia. Pierwszy etap reformy powinien się zacząć wkrótce, od uchwalenia pakietu przejściowego na 1999 r.